@Maybemay @Calum5SOS naprawdę musimy?
@Calum5SOS @Maybemay tak, ubieraj się
@Ashton5SOS @Calum5SOS widzę, że nie tylko mnie podoba się daddy kink
***
-Dlaczego moja mama potrafi być w chorobę rygorystyczna co do praktycznie wszystkich koncertów, a na ten idiotyczny i pozbawiony sensu bal mnie wręcz pcha? Przecież mogę się tam upić, naćpać i zajść w ciążę!- marudziłam, pod czujnym spojrzeniem bruneta tuszując sobie rzęsy.
Jak się okazało Calum niebywale ekscytował się makijażem, jego radość szczególnie wzrosła po namalowaniu sobie na twarzy czerwoną szminką barw wojennych.
-Oboje dobrze wiemy, że brzydzisz się każdym chłopakiem z twojej szkoły, a ja nie byłybym taki głupi i się zabezpieczył. W ogóle, jak chcesz, to mogę zabrać cię na występ The Last Shadow Puppets, z tego, co wiem, niedługo zaczną trasę koncertową- w skupieniu wystawił język, eyelinerem szkicując czarne blizny na czole, łudząco podobne do tych, które miał Frankenstein.
Nawet nie chciało mi się już tłumaczyć, do czego tak naprawdę służył ten kosmetyk, bo chłopak uparł się, że jego głównym przeznaczeniem jest malowanie wzorków.
-Wolałabym już chyba nawet Bradleya, niż ciebie. Wyglądasz teraz jak debil, nie idziemy na bal przebierańców- pokręciłam głową, rozbawiona jego podekscytowaniem, wywołanym nowymi umiejętnościami w makijażu. A właściwie ich brakiem, ale nie będę nad tym dumać.
-Nawet pobawić się nie dasz- mruknął, wciąż z dumą podziwiając efekt swoich bohomazów w lustrze.
Wyglądał na całkiem usatysfakcjonowanego, w końcu według niego połączenie komandosa i potwora to naprawdę genialny pomysł.
-Dobra, idę się przebrać, nie zużyj mi wszystkich kosmetyków, już wystarczająco wymazałeś moją najdroższą pomadkę- zaśmiałam się pod nosem i udałam do łazienki, zostawiając chichrającego się chłopaka w moim pokoju.
Powinnam się obawiać, że był tam całkiem sam, ale właściwie nie miałam w swoim pokoju niczego, czego mogłam się wstydzić.
-Złościsz się, bo wyglądam w niej lepiej, niż ty- zarechotał na odchodne, a ja tak jak on nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
W łazience w przeciwieństwie do Caluma nie zaczęłam upodabniać się do słynnych postaci z horrorów, tylko zajęłam się mozolnym upiększaniem mojego wizerunku. Syzyfowa praca to w tym wypadku mało powiedziane. Kiedy jakoś udało mi się okiełznać włosy oraz spiąć je w koka, który jak zwykle był w "artystycznym nieładzie" (co sprowadzało się do wypadających z każdej strony kosmyków) mogłam poszukać swojego stroju.
-Nie ma to jak iść na przyjęcie do swojego wroga- mruknęłam pod nosem, poprawiając makijaż.
Koniec końców jednak to ja postawiłam na swoim i kupiłam tańszą, znacznie mniej szykowną kreację, niż ta, którą wybrał dla mnie brunet. Niewiarygodnie brzmi, ale mi się udało. Po batalii odbytej w galerii jakoś przemówiłam mu do rozsądku i co najdziwniejsze zrozumiał, że wydawanie takiej ilości pieniędzy na jedną rzecz to absurd.
Odwróciłam się do drzwi i zdjęłam sukienkę z klamki przed drzwiami. Może nie do końca tę, którą niedawno tam zostawiłam, ale niewątpliwie była to sukienka. Ta, za równowartość mojej nędznej posiadłości. Zabiję go.
-Calum!- mój donośny krzyk rozniósł się echem po domu, a po chwili do pomieszczenia wszedł uśmiechnięty od ucha do ucha Hood. Nawet nie mogłam sobie wyobrazić, co działo się w jego głowie, ale chyba nie do końca zrozumiał, że jego działanie będzie miało konsekwencje. Chwilowo rozproszył mnie dziwną radością, która wręcz od niego emanowała.
Jak się okazało powodem tej radości było to, że stałam przed nim w samej bieliźnie, o czym oczywiście przez napadł złości zapomniałam. Pospiesznie zakryłam się pierwszym lepszym ręcznikiem, a brunet momentalnie stracił cały zapał. Tak, nie mam nic lepszego do roboty, niż rozbieranie się przed nim.
-Domyślam się, że striptiz nie jest powodem mojej obecności?- zapytał, śmiejąc się pod nosem. Przewróciłam oczami na jego głupi komentarz.
-Co to jest?- zignorowałam durną wypowiedź tego głąba i wskazałam na mieniący się materiał.
-Nie mam zielonego pojęcia, ale mogę wysnuć pewne przypuszczenia, że to sukienka- odparł, nieudolnie udając zdziwionego. Wierzcie mi, że naprawdę ciężko jest być przy nim spokojnym.
-Dobrze wiesz, że stawiasz mnie w niezręcznej sytuacji- stwierdziłam, nerwowo bawiąc się rogiem ręcznika. Chłopak zrobił krok w moją stronę, przez co odruchowo odsunęłam się do tyłu.
-Wiem, ale...- teraz to ja nie dałam mu skończyć, w końcu skoro on może ciągle mi przerywać, to ja jemu też.
-Przestań, dla mnie to...- w rewanżu on wszedł mi w słowo, jednocześnie przytrzymując mnie za dłoń, nie dając cofać się dalej.
-Po prostu ją załóż, Jennifer umrze z zazdrości- stwierdził, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie.
Cóż, muszę przyznać, że ten argument był dość przekonywujący. Chociaż raz nie śmiałaby się z mojego stroju, co oznaczałoby utarcie jej krzywego nosa w pięknym stylu.
-Namawiasz mnie do złego-
zmarszczyłam nos, w myślach analizując wszystkie za i przeciw.Naprawdę miałam ochotę na zdenerwowanie Jennifer, bo zazwyczaj jednak nie miałam do tego okazji. W kwestii mody raczej nie było szans jej pokonać, w końcu to ona posiadała bogatych rodziców. Nie, żebym narzekała na swoich, co to, to nie, po prostu stwierdzam fakt. Bez ironii.
-Chyba jednak mi się udało- wyszczerzył się, zostawiając mnie w pokoju samą ze swoim obawami. Bardzo lubił dawać mi czas do namysłu, nawet, jeśli osobiście nie miałam ochoty, czy też odwagi, by zmierzyć się z powstałym problemem.
Nie chciałam zamienić się w wykorzystującą okazję kretynkę, ale to on mnie namawiał, nie ja jego. W pewnym sensie to on mnie wykorzystuje! Raz się żyje...
Delikatnie założyłam na siebie miękką suknię, uważając, by nie zepsuć sobie fryzury. W tym ubraniu było coś innego od wszystkich, co sprawiało, że nie dało się oderwać od niego wzroku, nawet ja nie wyglądałam tak źle. Kiedy wcisnęłam się w strój pobieżnie oceniłam efekt, który był dość zadowalający.
-Cal? Możesz się wypowiedzieć?- zawołałam bruneta, po czym otworzyłam drzwi, by mógł mnie obejrzeć.
Kiedy zarejestrował już mój wygląd, głupkowaty uśmiech zamarł, a chłopak przez dłuższą chwilę stał i wpatrywał się we mnie, jak w coś niesamowitego.
-Aż tak źle?- zająknęłam się, teraz już całkiem się krępując.
-Wyglądasz pięknie, Maybel, w cholerę pięknie- zamrugał, jakby chciał sprawdzić, czy czasem nie zniknę, gdy zamknie oczy. Jego źrenice znowu zaszły mgłą, a ja poczułam się nieprawdopodobnie dobrze. -Nie na temat, ale nadal nie zmieniłaś zdania, co do randek? Bo wiesz... W ogóle, dlaczego tak bardzo nie chcesz się z nikim związać?
-Lubię tę wolność, Calum. Niezależność, świadomość, że nie potrzebuję nikogo do życia. Tej świadomości nikt mi jej nie da.
CZYTASZ
Lupus || Calum Hood
FanfictionThrow on your dress and put on your doll faces Everyone thinks that we're perfect Please don't let them look through the curtains Picture, picture, smile for the picture... Zakochana w wyobrażeniu "miłości swojego życia". Zaślepiona ideałem, który m...