25. Poe

154 11 0
                                    

Minęło wiele godzin zanim dotarli do układu Huttów mieszczącego się na Zewnętrznych Rubieżach Galaktyki, gdzie znajdowała się planeta Tatooine, ojczyzna rodu Skywalkerów.
— Włącz osłony — polecił admirał Ackbar.
Poe wcisnął odpowiednie guziki na pulpicie pilota, po czym pociągnął za dźwignię. Rozległ się szum i otoczyło ich niewidzialne pole siłowe.
— Wchodzimy w atmosferę, zapnij pasy admirale — ostrzegł Dameron.
Niedługo potem wylądowali w okolicach Portu Kosmicznego Mos Eisley.
— Uważaj Poe, Mos Eisley to ostatnie miejsce, w którym chciałbyś się znaleźć, jeśli nie masz pieniędzy i ochoty na bliskie spotkania trzeciego stopnia z tubylczymi gangami —  stwierdził poważnie Ackbar.
— Słyszałem to, ale tak się składa, że potrzebuję parę rzeczy, które sprzedają tylko tutaj.
— Pójdę z tobą.
— Nie, lepiej pilnuj myśliwca, jeśli nie chcesz wracać na D'Qar piechotą.
Ackbar wszedł do X-Winga i wyciągnął z bagażnika trzy droidy bojowe.
— Skąd je masz?
— Walczyło się kiedyś z separatystami.
— I tak powinieneś zostać.
Po tych słowach młody pilot poszedł do miasta. Kwitł tu nielegalny handel i nierząd. Jednym słowem nikt o zdrowych zmysłach nie przyleciałby tu na wakacje z rodziną. Widać Dameron zdrowych zmysłów nie posiadał, bowiem niedość, że do miasta wszedł, to jeszcze gadał z rzezimieszkami i łowcami nagród jak ze starymi kumplami.
— Sprzedajesz może te nowe blastery wielomagazynkowe? — spytał kupca rasy Twi'lec.
— Mam coś takiego — powiedział, wyciągając błyszczącą, srebrną broń z trzema magazynkami w uchwycie.
— Mogę go wypróbować?
— Tak — odparł, podając mu pistolet.
Poe niby od niechcenia zrobił obrót i strzelił sprzedawcy w tył głowy. Twi'lec upadł na ziemię z rozpostartymi jak do lotu ramionami. W Mos Eisley nikt nie może czuć się bezpiecznie.
— Wybacz kupcze, ale nie mam pieniędzy — syknął.
Po chwili wszyscy przechodnie rzucili się do zwłok kupca, nikt nie miał za złe Poe'owi, że zabił kosmitę. Pilot miał to, czego potrzebował, teraz mógł wrócić do myśliwca. Było mu szkoda sprzedawcy, ale robił to wszystko w imię Ruchu Oporu i przyszłości w wolnej Galaktyce.
Był w mieście niedługo.
Po powrocie jego oczom ukazał się niezbyt miły widok. Admirał Ackbar stał razem z trzema droidami przed statkiem, a u ich stóp leżało kilku martwych tuskenów.
— Co się stało?
— Zaatakowali nas, gdy byłeś w mieście.
— Nic ci nie jest?
— Mi nie, ale BB-8 dostał.
— Gdzie jest?
— Schowałem go do bagażnika.
Poe wyciągnął astrodroida z luku i położył na ziemi.
Chwilę majstrował w nim śrubokrętem i poskręcał go na nowo.
— Lepiej BB?
— Piip pip piiiip
Dameron włożył astromecha do komory i razem z admirałem opuścili planetę pełną pustyń i gór. Poe miał to, czego potrzebował. Ruszyli w drogę na Hoth, planetę Wampów i Tautaunów, na której mieli kolejną misję do wykonania. Jeszcze chwilę poczekali i założyli swoje grube, uszyte ze skóry Bantha kożuchy. Było im dane grzać się w nich jeszcze jakiś czas, ale wszystko ma kiedyś swój koniec...

Star Wars - Trzecia Trylogia i więcejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz