Inne planety, inne gwiazdy - Ren czuł się jak w obcym wszechświecie, mimo że nawigacja pokazywała mu, że jest ledwie na północnych rubieżach galaktyki. Przyspieszył i wtedy zdarzyło się po raz kolejny coś niespodziewanego - tuż obok jego wachadłowca nagle pojawił się inny statek. Przez szybę zielono-czerwonego Slave'a uśmiechał się do niego Fett. Kylo włączył hipernapęd, jednak nim go użył usłyszał szczęknięcie metalu o metal z tyłu pojazdu. Podróż trwała chwilę i przez cały jej czas coś strasznie tłukło się za nim. Wyszedł z nadprzestrzeni i wtedy się zaczęło. Zza tylnej ściany statku rozległ się dźwięk cięcia. Młody buntownik wstał od sterów i wyciągnął zza pasa miecz. Odgłosy piłowania nadal nie ucichły, chłopak czekał na rozwój wydarzeń.
Nagle huk uderzył go ze zdwojoną siłą. Metalowa płyta wyłamała się i przed nim stanął nie kto inny, jak Zorias Fett.
— Witam sitha. — Uśmiechnął się szyderczo.
— Witam gnoja — odparował.
Łowca nagród rozsiadł się w fotelu.
— Skoro już się ładnie przywitaliśmy, chyba mogę przejść do rzeczy — zaczął. — Więc poddajesz się, czy chcesz walczyć?
Kylo zrobił dziwną minę, która mówiła tylko "Co to, do cholery, ma być?".
Świst wysuwanego ostrza był sam w sobie dla Fetta odpowiedzią. Jednym ruchem wyciągnął blaster i strzelił. Unik. Ze ściany posypały się iskry. Kolejna seria z pistoletu została odbita na raz w bandytę. Ten szybko zesparował atak fotelem i przeturlał się pod dziurę w kadłubie i oddał kolejne siedem strzałów. Tym razem Kylo byl pewien, że trafi. Rzucił mieczem w zbliżające się pociski. Broń je odbiła i wróciła do byłego jedi. Zorias wyskoczył ze statku, unikając tym samym śmierci.
— I nie wracaj tu więcej, bękarcie — wykrzyczał za nim, po czym musiał lądować awaryjnie na najbliższej planecie.
