Przeciągnęłam się i usiadłam wyprostowana na sofie ale jedno mnie zaniepokoiło nie było tu Oskara. Zdezorjętowana rozejżałam się po pokoju telewizor był włączony ale wyciszony ledwo wyłapywałam pojedyńcze słowa. I znalazłam to czego szukałam. Stał oparty o komode z pilotem w ręce. Zaówarzył mój wzrok i uśmiechnął się i wziął głośniej telewizor. Od razu mi ulżyło że mnie niezostawił.
- Hej. - przywitał się w końcu podchodząc i siadając tak blisko że położył sobie na kolana moją głowę. - Już lepiej ?
- Tak. - wtuliłam głowę w jego brzuch. - Myślałam że się rozmyśliłeś i uciekłeś stąd.
- Zbyt ciężko zniósłbym kolejne rozstanie. Tylko mamy mały problem moja rodzina. Sama wiesz że nie lubią ludzi a jak ktoś się do nich przyczepi to zabijają. A szczególnie tego przestrzega moja siostra.
- Może powinniśmy... Sama nie wiem... Nie być ze sobą.
- Wiesz że żadne z nas tego nie przeżyje. - jęknoł. Wstałam i usiadłam mu na kolanach , przykryłam nas kocem i wtuliłam jeszcze bardziej w jego brzuch. Chłopak był taki potężny ze gdy mnie przytulał zasłonił mnie całym swoim ciałem.
- Wiem. - szepnęłam. - Boję się ich. - przyznałam. Jego ręka zaczęła rytmicznie jeździć po moich placach.
- Rodziców nie musisz się bać bo oni o nas wiedzą no i Dara bo on wyrzekł się "nielubienia ludzi " . Gorzej z siostrą bo wraca jutro ze swoim chłopakiem z Tatr. - stwierdził. Spojrzał na zegarek i posadził mnie na sofie.
- Coś nie tak ? - zdziwiłam się.
- Nie... Poprostu zgłodniałem. Taki wilczy apetyt. - zaśmiał się i wstał.
- A co ty jadasz ?
- Wszyszystko. - zaśmiał się. - Jestem psem.
- O to dwóch was jest w domu. - uśmiechnęłam się. - Jeden Ci nie wystarcza ?
- Nie rozumiem. - przyznał.
- Jak na takiego mojego cudaka to jesteś mało kumaty. - zmarszczył brwi i udawał urarzonego.
- Poprostu nie każdy jest taki mądry jak Pani Roksana. - rozłożył ręce i udał się do kuchni.
- Chodziło mi i Leo ! - krzyknęłam.
- Aha. Zdrajca. Wolisz go odemnie ?
- Tak - przyznałam. - Żartowałam.
- Masz szczęście bo pozbyłbym się go przy pierwszej okazji jakby to była prawda. - zażartował. - Chodź. Pomorzesz mi.
- A nie poradzisz sobie sam ? - nie chciało mi się ruszać z miejsca.
- Szczerze ?
- Zawsze.
- Poradzę.
- To, po co ja, Ci, tam ?
- Bo tęsknię.
- Już idę. - zaśmiałam się i ruszyłam w stronę kuchni. Chłopak siedział przy barku uśmiechnięty. Wszystko już było gotowe. Kawa stała w białych kubkach, tosty leżały na talerzu a babeczki czekoladowe z cukrem pudrem stały obok.
- Wow. - nic więcej nie przyszło mi do głowy. A potem sobie przypomniałam. - Kłamca. - pacnełam go lekko w głowę.
- To bolało. - skrzywił się. Podeszłam do niego i stając na palcach pocałowałam do w głowę.
- Już ?
- No nie wiem... - drażnił się ze mną dalej.Naszą rozmowę przerwał mały granatowy stworek wskakujący mi na ręce.
- Hej. - przywitałam się i pocałowałam Lea w głowę. Jego duże oczy potrzyły prosto na mnie. - Jaki ty słodziutki...
- Ej... Ze mną się tak nie przywitałaś i nigdy nie powiedziałaś że jestem słodki... - skrzywił się.
- Oskar czy ty jesteś zazdrosny ? - zaśmiałam się i postawiłam pupilka na blat siadając przy barku.
- O niego ? Nigdy. - wstał i podszedł do mnie. Siedziałam na tak wysokim krześle a i tak musiał się nademną pochylić. Pocałował mnie prosto w usta nie za długo ale i tak wystarczająco żeby kręciło mi się w głowie. Jeziu... Jak on wspaniale całuje i pachnie. To perfumy - Jesteś słodka. - wyszczeżył się. - I przepiękna. - powoli wrócił na swoje miejsce.
- Ty też jesteś słodki. Jakich perfum używasz ? - spytałam. A po chwili roześmiałam się bo Leo zjadł całe śniadanie brunetowi.
- Żadnych. Leo wypad stąd ! A co ? - niezadowolone zwierzę zaskoczyło z blatu i poturlało się z kuchni.
- Ładnie pachniesz. - poczerwieniałam. Jak tu gorąco. Szybko złapałam za tosta i zaczęłam jeść.
- Naprawde ? Nie wiedziałem. - zabrał mi jednego tosta bo sam został z pustym talerzem. - Dziś odwiedziny moją rodzinę.
- Co ?
- No tak.
- Ale... W co ja mam się ubrać ? - zaczynałam się stresować.
- Normalnie.
- No ale...
- Ale co ? Dla mnie nie ubierasz się niewiadomo jak a dla nich chcesz ?
- Oskar...
- Roksana idziemy do stworzeń które nie lubią ludzi a nawet je zabijają a ty martwisz się w co się ubrać.
- Zabiją mnie. - jęknełam. Brzuch zaczął mnie nawalać.
- Nie. Nie moi rodzice. - odetchnełam. Wstłam i poszłam do pokoju , chłopak podążył za mną.Sorki za błędy. :)
CZYTASZ
ZAPOMNIEĆ
Science FictionNowy chłopak w szkole. Na początku zwyczjny ale... Co ukrywa tajemniczy przystojniak...