Rozdział 10

180 16 0
                                    

Jeżdżę tak już od kilku godzin moje nogi odmawiają dalszej jazdy. Powoli zaczęłam zwalniać aż w końcu koła roweru zatrzymały się. Stałam gdzieś na obrzeżach miasta przy jakimś barze. Moje mięśnie były tak sztywne że jutro na pewno będę miała zakwasy. Zśadłam z roweru i przypjęłam go do jakiegoś słupa koło budynku torbę zarzuciłam sobie przez ramie. Weszłam powoli do środka. Nie było to za miłe miejsce , śmierdziało alkoholem i papierosami. Przy barku siedzieli dwaj mężczyźni nikogo pa za nimi i barmanem tu nie było. Usiadłam na jednym z foteli najbliżej wyjścia. Nie powinno mnie być w takim miejscu mam dopiero piętnaście lat. Tylu ludziom alkohol pomaga w rozwiązaniu kłopotów czemu mam nie spróbować. Jestem co prawa jakieś dwadzieścia siedem albo i więcej kilometrów od domu i umówiłam się z Tobiaszem i Ofelią... Co tam jedno piwko mi nie zaszkodzi. Wstałam i podeszłam do barku. Wujek tyle razy w tym roku sobie żartował że przy moim wyglądzie bezproblemowo sprzedadzą mi alkohol. Nadarzyła się okazja żeby sprawdzić tę teorię.
- Proszę jedno piwo.
- Pełnoletnia ?
- Oczywiście. - nie miałam oporów do kłamania i za to siebie lubiłam.
- Proszę. Pięć. - wyciągnął rękę z piwem. Dwaj mężczyźni spojrzeli się w moją stronę i bacznie mi się przyglądali. Nie byli żulami mieli garnitury i ułożone włosy. Podałam barmanowi kartę. Zapłaciwszy wróciłam na swoje miejsce koło drzwi.

- Ę... Możemy się dosiąść ?- siedziałam już tu kilka godzin za oknem było ciemno a ja nadal i tak gapiłam się na ulicę i latarnie. Ci dwaj panowie stali teraz przede mną i uśmiechała się. W rękach trzymali piwa i teczki z dokumentami. Ja już miałam za sobą kilka kolejek tyskiego.
- Tak proszę. - poprawiłam się. Popijając alkohol przez słomkę patrzyłam dalej na oświetloną drogę. Nie ma co pomału zapomniałam. To jednak piwo pomaga nie dziwię się że dorośli tak nisko spadają. Jutro za to będą okropne zakwasy i kac. Super. Przynajmniej jutro sobota.
- Skąd jesteś ? - spytał blondyn jego oczy zabłysły.
- Nie daleko. - skłamałam. Jeszcze tego brakowało żeby dowiedzieli się że daleko mieszkam.
- Jak Ci na imię?
- Nastia.
- Igor. Miło mi.
- Mi również. - próbowałam być miła w miarę możliwości.
- Co tu robisz ?
- Piję. Nie widać? - brunet obok śmiejąc się szturchnoł kolegę łokciem.
- Widać że się spodobałeś naszej nowej koleżance. - odstawił pustą szklankę na blat.
- Bardziej od Ciebie.
- Michał jestem. - przywitał się brunet. - mam małą propozycję.
- Ej... Ja byłem pierwszy. - warknął blondyn a barman od razu spojrzał na niego.
- Jakoś nie słyszałem. Chciałabyś pujść za mną na imprezę ?
- Gdzie ?
- Jakieś dwadzieścia cztery kilometry stąd - o Boże na śmierć zapomniałam o tej imprezie z przyjaciółmi ale co tam.
- Oki idę.
- Ha. Widzisz mnie woli. - walnął kolegę pięścią w ramie.
- No wiesz co Nastia zawiodłem się na tobie.  -obraził się blondyn i poszedł do barmana. Miałam tylko jeden problem byłam schlana i to nieźle. Ale trudno muszę i tak wrócić jakoś do domu. Wyszliśmy na zewnątrz. Latarnie lekko oświetlały drogę. Było chłodno. Obiełam się ramionami dobrze że nie muszę wracać rowerem tylko co ja z nim zrobię. Chyba nic się nie stanie jeśli zostawię to tu na jedną noc. Nogi mi się chwiały po dużej ilości alkoholu Michał owiele lepiej radził sobie z upiciem. Nie było nawet po nim widać że coś spożywał jego nogi pewnie posówały się na przód. Spojrzał na mnie i po chwili objoł mnie pomagając utrzymać równowagę. O wspólnych siłach doszliśmy do czarnego , sportowego i diabelnie drogiego samochodu. Chłopak przytrzymał mnie jedną ręką i wyjoł z kieszeni kluczyki. Właśnie przycisnoł guzik który otwierał samochód gdy za naszymi plecami odezwał się  męski głos.
- Michał zostaw ją. - nie krzyknął ale było go słuchać bardzo wyraźnie. A co najlepsze wiedziałam do kogo należy ten głos. Tylko co on do ciorta tu robił ?!
- O... Kogo my tu mamy. Oskarek - mój nowy kolega puścił mnie i odwrócił się przodem do bruneta. Chciałam się go złapać bo naprawdę nie czułam się na siłach żeby stać samodzielnie.
- Co ty tu robisz ? - spytałam w końcu podtrzymują się samochodu.
- Mógłbym spytać Ciebie o to samo. - odezwał się. Powiedział to takim głosem jakby był moim ojcem. - Michał zostaw ja. Dobrze Ci radze.
- Spoko. Tatusiu. Po nie zapominaj kto tu jest starszy dziwaku. Dozobaczenia piękna. Żegnaj Oskarze Lorent. - pożegnał się i wsiadł do samochodu. Nie odjeżdżał już jakiś czas gdy uświadomiłam sobie że nadal trzymam rękę na szybie auta. Michał uśmiechnął się i z niesamowitą prędkością wyjechał z parkingu

- Nastia co tu robisz ? - powiedział Oskar spokojnym głosem podchodząc do mnie.
- Po prostu chciałam się przejechać. A po za tym to nie twój interes - może i teraz jest miły i miał seksowny głos i przystojnie wygląda jak się tak o mnie martwi ale nie zapomniałam że to wszystko przez niego. - Dlaczego go przegoniłeś? I dlaczego masz czelność się do mnie odzywać po tym wszystkim ? Miałam zapomnieć. - łzy pociekły mi po policzkach.
- Masz rację nie powinienem tak wtrącać się w twoje życie skoro kazałem Ci zapomnieć. Myślałem że zapomnieć to nic takiego w końcu znaliśmy się tylko kilka godzin. Ale masz rację znikne z twojego życia. Wybacz. Wybacz że przezemnie cierpiałaś. - odwrócił się na pięcie i zaczął szybko maszerować. Resztą sił ruszyłam za min truchtem.  Szybko chodzi. Złapałam go za ramię i odwróciła w swoją stronę. Poczułam jak się wzdryga.
- O nie ! Teraz już zapuźno Oskar ! Gadaj lepiej o co chodzi.
- Nastia...
- Nie. Po coś musiałeś tu przyjechać a raczej nie po coś  tylko po piwo bo nic innego oprócz alkoholu tutaj nie sprzedają. - złapałam go za rękę i ostatkiem sił pociągnęłam w stronę baru.



Sorki za błędy.

ZAPOMNIEĆOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz