-Tato, ale ja nie chce!
-Bez dyskusji! Musisz to zrobić dla naszej rodziny! Dla całej wyspy- powiedział wysoki brunet o niebieskich oczach
-UGH! Nie chce wyjść za kogoś kogo nie kocham! -krzyknełam i pobiegłam do swojego pokoju i przytuliłam.moją smoczyce Wichure.
Tak na naszej wyspie mamy smoki. To jest niesamowite, że tacy zwykli ludzie jak my mogą ujażmić tak wspaniałe i szlachetne istoty. Na wyspie mamy też malownicze zachody słońca...niestety niedługo wszystko się zmieni. Tak jak mówił mój ojciec musze wyjść za mąż za Sączysmarka Jorgensona. No samo jego imie przyprawia mnie o mdłości. Rozmyślałam nad tym wtulona w mojego zębacza aż zasnełam...
Rano miałam wylecieć z kilkoma innymi dziewczynami na Berk, więc wziełam torbe i sie spakowałam. Leciałyśmy już kilka godzin dziewczyny gadały o swoich przyszłych mężach. Ja leciałam w milczeniu nie zamierzałam sie odzywać to były moje ostatnie chwile wolności...
W oddali widać już było Berk. Wylądowałyśmy, ludzie zaczeli nas witać. Spośród tłumu wyłonił sie wysoki brodaty wiking -pewnie wódz
-Witajcie na Berk! Nazywam sie Stoik ważki i jestem wodzem. Pyskacz wskaże wam droge do domów a wieczorem w wielkiej hali poznacie przyszłych mężów.
Poszłyśmy za Pyskaczem.
Rozglądałam sie na każdą strone. Wyspa Berk była olśniewająca wszędzie różnego rodzaju i koloru smoki, kwiaty, poprostu raj na ziemi...albo więzienie dla takiej dziewczyny jak ja...myślałam tak nad tym aż nagle BUM!
Leżałam na ziemi...a raczej nie na ziemi tylko na kimś
-Przepraszam już wstaje zamyśliłam sie...-powiedziałam i spojrzałam na postać na której leżałam był to chłopak o wielkich zielonych oczach i nieułożonych brązowych włosach...As przestań sie tak w niego wpatrywać!
-Nic sie nie stało -powiedział...i ten jego głos rozpływam sie
Wstałam z niego i podałam mu ręke. Uśmiechneliśmy sie do siebie i poszliśmy w swoje strony.
Weszłyśmy do domu dziewczyny oczywiście znowu zaczeły plotkować.
-A ty Astrid to co tam za przystojnego bruneta poznałaś
-Nie chce o tym gadać i wam też radze nie bo i tak każda ma już wybranego męża...
-Tak ale ktoś może być obiecany jemu-dziewczyny sie rozmażyły
-On napewno ma już dziewczyne-powiedziałam
-Może ale może też być wolny
Pokiwałam tylko głową i poszłam szukać ubrania na wieczór.Otworzyłam walizke i zaczełam wyciągać rzeczy. Niebieską sukienke która leżała na samym dole postanowiłam ubrać na wieczór. Nie była nie wiadomo jak zdobiona zwykła błękitna sukienka do ud nie wyróżniająca sie niczym, a jednak tak wyjątkowa. Zapytacie dlaczego? Należała do mojej mamy...której niestety już tutaj nie ma...
Zbliżał się wieczór, więc postanowiłam sie przygotować na dzisiejsze przyjęcie. Ubrałam sukienke włosy jak zwykle zaplotłam w warkocza ...strasznie boje sie tego, że musze wyjść za mąż i to jeszcze za kolesia którego nie znam i który ma na imie Sączysmark. Byłam już gotowa do wyjścia czekałam jeszcze tylko na dziewczyny. Po jakiejś godzinie czekania na te pannice wyszłyśmy do wielkiej hali gdzie miałyśmy poznać przyszłych mężów. Oprócz mnie były jeszcze 2 dziewczyny Heather i Merida. Bardzo sie od siebie różnimy j .zawsze pochmurna i nie lubiąca sie wychylać z tłumu, a one? One to zupełne przeciwieństwo mnie. Rudowłosa Merida jest szalona i wygadana, a czarnowłosa Heather z którą zresztą sie przyjaźnie jest raczej cicha ale nie tak jak ja ona jest bardziej "mroczna" wierząca w duchy i demony...tak czasem jest przerażająca, ale i tak wszystkie trzy zawsze trzymałyśmy sie razem. Drzwi wielkiej hali zaczeły się otwierać poczułyśmy słodki zapach różnych potraw i kwiatów. Stoik zaczął przemawiać:
- Witam wszystkich zgromadzonych. Wiecie że to ważny dzień dla naszej wioski. Dzisiaj te oto damy z sąsiedniej wyspy poznają swoich przyszłych małżonków.
-Pierwsza na liście jest panna Heathera która wyjdzie za Śledzika Ingermana- mówił Pyskacz - następna to Merida która poślubi Mieczyka Thorstona
Nie słuchałam co mówił ponieważ zauważyłam tego bruneta na którego dziś wpadłam...i to dosłownie. Zachowywał sie dziwnie, jakby chciał się wymknąć. Postanowiłam za nim pójść, ale było za późno...Pyskacz wyczytał moje imie...zobaczyłam swojego przyszłego męża...był okrobny.. gruby i w stylu macho którego nie nawidze ponieważ na mojej wyspie wszyscy chłopacy są tacy. Podeszłam do niego ale myślami szukałam bruneta...wkońcu zobaczyłam go. Przyglądał mi sie po dłuższej chwili zorientowałam sie że ciągle sie na siebie gapimy więc odwróciłam wzrok. Musiałyśmy rozpocząć tańce...to była najgorsza rzecz w moim życiu, chociaż nie aż taka zła gdy pomyśle o ślubie z tym...smarkiem ugh.
Ta straszna chwila wreszcie sie skończyła, postanowiłam poszukać zielonookiego bruneta...mam nadzieje że sie nie wymknął. Rozglądałam się, ale nigdzie go nie było. Straciłam nadzieje gdy nagle na kogoś wpadłam i kim ten ktosiek sie okazał? Tak tym kogo szukałam.