Perspektywa Czkawki:
- Nie nie nie nie nie! -powiedziałem- nie zostawiaj mnie, proszę
Przytuliłem Astrid do siebie nie dowierzając że osoba którą kocham nad życie umarła. Wtuliłem ją jeszcze mocniej do siebie. Nie hamowałem łez.
- Astrid? - powiedziała Szpadka. Dołączyli do niej pozostali jeźdźcy.
- Czkawka...tak nam przykro...- powiedział Śledzik
Nie odezwałem się, po chwili zorientowałem się że ciągle przytulam martwe ciało As. Nie chciałem tego przyjąć do wiadomości lecz położyłem ją z powrotem na ziemi.
- Astrid. Tak bardzo chciałbym cofnąć czas, Lili nigdy nie była dla mnie tym kim byłaś ty. Zamiast słuchać jej wyjaśnień powinienem pobiec do Ciebie, wtedy Drago nie miał by szans Cię porwać. Ja tak bardzo Cię przepraszam. Kocham Cię. - zamknąłem oczy, musiałem poskładać myśli.
- Lepiej późno niż wcale - usłyszałem cichy szept i zobaczyłem ją, próbującom się uśmiechnąć, nie wychodziło jej to. Ale była żywa
- Astrid! - przytuliłem ją najmocniej jak potrafiłem. Jeźdźcy wydali okrzyki radości i rozmawiali między sobą.
- Czkawka? - powiedziała
- Tak? O co chodzi kochana?
- Wiesz mam dużo ran I zaraz naprawdę umrę jak będziesz mnie tak dusił - zasmiała się resztką sił
- Przepraszam - puściłem ją - chodź pomogę ci wstać. Podałem jej rękę i wstaliśmy. Astrid nie umiała jeszcze stanąć stabilnie na nogach więc podtrzymywałem ją.
- Wracamy na Berk - powiedziałem - Jack Wichurka Cię zabierze tam na swoim grzbiecie, chyba że nie chcesz z nami wracać
- Ej ja lecę na Wichurce - wtrąciła się As. - To mój smok a ja czuję się dobrze
Mówiąc to próbowała iść sama, nie wyszło jej to i musiałem ją złapać.
- Właśnie widzę, As lecisz ze mną na Szczerbatku.
- No dobrze - przewróciła oczami
- Nie będzie to problem jeśli polece z wami?
- Uratowałeś moją As. Nie mogę nawet określić jak bardzo jestem ci wdzięczny - powiedziałem. Uśmiechnął się I przytaknął.
Wsiedliśmy na smoki. Astrid siedziała przede mną. Chciałem z nią pogadać ale nie wiedziałem od czego zacząć.Perspektywa Astrid:
Siedziałem przed Czkawka ponieważ uparł się że musi mnie trzymać bo sama spadne. Jestem Astrid Hofferson nie potrzebuje ochrony. Ale w sumie mogłabym się przyzwyczaić do silnych ramion Czkawki trzymających mnie blisko żebym nie spadła. Czułam że chce ze mną o czymś pogadać, ale chyba nie wiedział co powiedzieć więc ja przerwałam ciszę.
- Dziękuję- powiedziałam- za to że mnie szukałeś I że mnie Uratowałeś
- To należy do moich obowiązków, żeby chronić swój lud. Nawet jeśli chodzi tylko o jedną osobę.
A więc tylko o to chodziło. Tamte słowa na plaży pewnie powiedział pod wpływem emocji. Jakby nie było to jednak Lili nie była nigdy tym kim ja, ona nigdy nie była tylko przyjaciółką. Posmutniałam.
- Ej co jest? - spytał, najwyraźniej wyczuł że już nie jestem wesoła
- Mówisz jakbyś nie wiedział o co chodzi. Ale to nie ważne. Lecmy na Berk.
- Astrid, przepraszam Cię za wszystko. Zerwałem z Lili zaraz po tym jak ty odleciałaś. Tego dnia, dnia gdy miałaś wyjść za Smarka, chciałem do Ciebie podbiec ale ona mi przeszkodziła, bardzo dobrze wiedziała że tam stoisz I wszystko widzisz. Zaraz jak mnie pocałowała odepchnołem ją.
- Właśnie, jeszcze muszę wyjść za Smarka...- powiedziałam z ironią
- Właśnie to chciałem Ci powiedzieć. Nie musisz za niego wychodzić.
- Jak to nie? Przecież tylko tak utrzymamy pokój.
- Nasze plemiona przyjaźnią się od dawna. Nikt nikogo nie będzie atakował. A pokój możemy gdzieś zapisać. Ty jesteś wodzem swojego plemienia i możesz zmienić trochę zasady.
Czemu ja na to nie wpadłam? Ale byłam Głupia.
- Masz rację Czkawka! Przecież nie musimy się żenić żeby utrzymać pokój. Ale byłam Głupia
- Myślę że to przez te rany - zasmiał się a ja walnelam go w ramię- żebyś zaraz ty nie miał ran
Wybuchnelismy śmiechem.
- I As- zawahał się- to co mówiłem tam na plaży...
- Nie ważne nie wracajmy do tego.
- Właśnie że to jest ważne. Astrid ja wszystko mówiłem serio. Kocham Cię.
Zarumienilam się, dobrze że on tego nie widzi. Na Berk lecielismy w ciszy wtuleni w siebie.