Rozdział siódmy.

280 22 3
                                    

Jest już wieczór. Po rozmowie z Jenną, moje myśli są pełne obaw. Jeżeli to, co usłyszałam od dziewczyny, to prawda, to jestem w głębokim dołku. Jak mogłam w tak krótkim czasie zauroczyć się osobą, która przez tyle lat mnie nienawidziła i pewnie teraz też robię sobie złudne nadzieje, źle interpretując jego zachowanie. To się musi skończyć. Będę się trzymać od niego możliwie daleko, dopóki nie przestanie mnie dręczyć to uczucie, które przy nim czuje. Leże teraz w namiocie i nie mogę usnąć, cały czas analizując słowa Jenny. Kiedy tak myślałam, ktoś dźgnął mnie w żebra.
Spojrzałam w bok, gdzie zauważyłam Theo, który właśnie wszedł do namiotu. O ile pamiętam, to był na mnie zły. Po dogłębnym przyjrzeniu się brunetowi, stwierdziłam, że chyba nadal jest. Na jego twarzy nie widniał najmniejszy uśmiech, a jego oczy były nieobecne. Nawet na mnie nie patrzył.

-Posuń się, leżysz na mojej połowie- powiedział głosem wypranym z emocji. Kiedy udostępniłam mu miejsce, chłopak od razu się położył i zasnął. O co mu tak właściwie chodzi? O to, że powiedziałam, że podobał mi się pocałunek z Alexem? Nawet jeśli to nie była prawda i wolałabym pocałować leżącego obok bruneta?
Nie, nie, o czym ja myślę.. Nie rozumiem tego chłopaka. Kręci się koło mnie tyle lat, dręcząc , żeby potem odwieźć mnie do domu, uratować przed nachalnym idiotą na imprezie, dawać niezrozumiałe znaki i ostatecznie powrócić do bycia dupkiem. Spojrzałam na nieruchomą sylwetkę chłopaka. Wyglądał tak niewinnie, totalne przeciwieństwo tego, jaki jest naprawdę. Głośno wzdychając, odwróciłam się na drugą stronę i próbowałam zasnąć, nie chcąc dłużej o nim myśleć.

***

Został nam ostatni dzień. Dzisiaj niedziela, jutro szkoła, więc wieczorem wracamy do domu.
Po zebraniu swoich rzeczy stwierdziliśmy, że dzisiejszy dzień spędzimy aktywnie, w pobliskim mieście. Theo nadal chodził obrażony. Teraz już nie tylko na mnie, ale na wszystkich. Rano dostał esemesa, po odczytaniu którego stał się jeszcze bardziej drażliwy. Niosąc swoje bagaże do czekających już na nas samochodów, zauważyłam, że jest ich więcej niż poprzednio. Ten ostatni jednak, bardzo się różnił od pozostałych. Było to czarne, sportowe Audi, które należy do Rogersa.
Po co mu ono? Z tym pytaniem odwróciłam się w stronę reszty przyjaciół. Zauważyłam, że oni także są zdziwieni. W kierunku auta szedł Theo razem z Annie. Trzymali się za ręce. Blondynka z triumfalnym uśmieszkiem wsiadła do samochodu, a zielonooki jeszcze się odwrócił w naszą stronę.
- Jedźcie sami, nie mam na nic ochoty. Do jutra - powiedział szybko, unikając mojego wzroku.
Głośno przełknęłam ślinę i kontynuowałam wkładanie walizek do bagażnika. Czemu o mnie w ogóle interesuje?
- Co to było?- spytał Nick, który wsiadał do samochodu, na miejscu kierowcy.
Trzaskając klapą bagażnika i ignorując czekającego na odpowiedź ode mnie blondyna, wkurzona weszłam do samochodu i szybko, chcąc uniknąć rozmowy z kimkolwiek, włożyłam do uszu słuchawki. Po zaledwie dwudziestu minutach znajdowaliśmy się na miejscu. Byłam tak podekscytowana, co wymyślili chłopacy, że cała złość już dawno ze mnie wyparowała. Wysiadając z samochodu, zobaczyłam ogromną halę z napisem ''Tor gokartowy'' . O cholera, to będzie zajebiste.
W tym momencie nie obchodził mnie fakt, że brawurowa jazda z naszymi umiejętnościami może się źle skończyć, chciałam po prostu odreagować. Podeszłam szybkim krokiem w stronę wejścia.
Kilkanaście minut później, każdy z nas miał już swój kask i wsiadał do pojazdu. Na moje nieszczęście przydzielono nam dwuosobowe, co oznacza, że ja nie będę mogła sama kierować. Byłam rozczarowana, ale skoro takie przepisy... Moim partnerem okazał się Alex, lubię go, ale nie byłam zadowolona, że przydzielono mi akurat jego. Blondyn jako jedyny z chłopaków w tym środowisku, nie miał prawa jazdy. Po ustaleniu wszystkich reguł wyścigu oraz wysłuchaniu zaleceń pracownika toru, gokarty ruszyły. Na początku szło bardzo dobrze, ale kiedy przy ostatnim kółku, Alex wysunął się na prowadzenie, wpadł w jakiś trans. Pojazd ciągle przyśpieszał. Teraz się przestraszyłam. Nie ufam mu, ale mam nadzieję, że nic się nie stanie i wyjdę z tego cała. Nie mogłam się bardziej mylić. W tej samej sekundzie nasz gokart wypadł z toru i zaczął koziołkować. Po kilku odbiciach, zostałam z niego wyrzucona i walnęłam głową o asfalt. Ostatnie, co usłyszałam to krzyki moich znajomych i potem nie czułam już nic.
***
Obudziłam się w jasnym pomieszczeniu. No tak, to było jasne, że wyląduję w szpitalu.
Ignorując ból głowy, rozejrzałam się po pomieszczeniu. Po drodze mignęła mi moja ręka..w gipsie.
Świetnie. Kiedy mruknęłam z niezadowoleniem, od razu usłyszałam jak ktoś do mnie biegnie.
- Boże, Lau! Tak się o ciebie martwiłem! Przysięgam, że jak tylko dorwę tego idiotę to nigdy nie zbliży się do ciebie na milimetr!- syknął Nick, zaciskając pięści.
- Co z Alexem?- chciałam wiedzieć, czy on też wyszedł z tego ''cało''.
- Wyszedł już ze szpitala, na razie nic mu nie jest- rzucił tajemniczo. Chciałam go spytać, dlaczego się tak zachowuje, ale nie miałam okazji. Ktoś wpadł do sali, niemal wywarzając drzwi. Kiedy przez moment były tak szeroko otwarte, wydawało mi się, że na korytarzu siedział Theo... Pewnie przez leki mam halucynacje.
- Córciu, nic Ci nie jest? Przyjechałam jak najszybciej się dało- to moja mama..Musiałam wylądować w szpitalu, żeby oderwać ją od pracy, czy to nie zabawne? Spojrzałam spod byka na mojego przyjaciela. Po jaką cholerę do niej dzwonił?! Ten widząc moją minę, tylko się zaśmiał i wyszedł pod pretekstem esemesa od mamy. Jak oryginalnie. Później się z nim policzę.
- Tata już rozmawia z lekarzem, możemy zabrać Cię do domu, masz tylko lekki wstrząs mózgu.
Po upływie kilku minut byłam już ubrana i wychodziłam ze szpitala, będąc asekurowana przez rodziców. Kiedy dojechaliśmy do domu, szybko położyłam się do łóżka i zasnęłam.
***

Obudziło mnie walenie w szybę balkonową. Ignorując lekki ból, jak najdelikatniej podniosłam się z łóżka i podeszłam do okna. Kiedy je otworzyłam, poczułam zimno owiewające moje ciało. Niczego, ani nikogo tam nie było. Byłam już w trakcie zamykania drzwiczek, kiedy przeszkodziła mi w tym czyjaś noga. Chłopak szybko wtargnął do środka i przyciągnął mnie do siebie. Po chwili jednak odsunął mnie od siebie na bezpieczną odległość i oceniał stan w jakim się znajduję. Nie pozostałam mu dłużna, kiedy on świdrował moje ciało, ja przyglądałam się jemu. Można powiedzieć, że wyglądaliśmy podobnie. Theo miał rozciętą wargę, podbite oko i poharatane kostki na rękach.
- Co ten pierdolony idiota Ci zrobił?- westchnął ze frustracją pomieszaną ze złością- Gdybym tylko tam został..

- Co ty tu robisz i jak wszedłeś na balkon?- spytałam odsuwając się od niego. Przyjeżdża tu nie wiadomo po co i udaje, że coś go to obchodzi.
- Przyszedłem sprawdzić jak się trzymasz, po tym co ten idiota nawyrabiał. Jestem w stanie go zabić, jak na ciebie patrzę - warknął.
- Co to Cię w ogóle obchodzi? Kilka godzin temu byłeś jeszcze na mnie obrażony, a teraz przychodzisz i co?! Myślisz, że wszystko będzie okej?! Nawet nie miałeś powodu, żeby się tak zachowywać wtedy! - podniosłam głos, nie tłumacząc mu ostatniej kwestii. Jestem pewna, że wie o co mi chodzi.
- Ty nic nie rozumiesz!- wskazał na mnie palcem, podchodząc bliżej- nie obchodzisz mnie ani trochę nawet nie jestem pewien, czy Cię lubię, ale kiedy widzę przy Tobie innego chłopaka po prostu mi odbija, nie potrafię tego zatrzymać, to kurewsko popieprzone. Ty jesteś kurewsko popieprzona. Powinnaś mnie nienawidzić za to co Ci zrobiłem! Tak byłoby łatwiej! - krzyczał, jestem pewna, że moi rodzice to usłyszeli. Mimo tego, że przyznał, że ma jakieś uczucia do mnie, bolała mnie część o tym, że on mnie nawet nie lubi, kiedy ja potrafiłabym zrobić dla niego wszystko. Łzy płynęły po moich policzkach, nie miałam już siły ich powstrzymywać.
-Wyjdź. Po prostu stąd wyjdź i daj mi spokój.

Never Forget YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz