Rozdział szesnasty.

258 17 4
                                    

Znieruchomiałam.
Nie mogę uwierzyć w to, co słyszę. To jest piękne.
Nie mówię nic. Wiem ile kosztowało go wypowiedzenie tych słów. Prawdopodobnie gdyby nie to, że chciałam się poddać, nigdy bym ich nie usłyszała. Wtedy coś do mnie dotarło.
Jemu naprawdę na mnie zależy. Wycierając jedną łzę spływającą z mojego policzka, objęłam go jak najbardziej potrafiłam. Nie było w tym żadnego pożądania, czy smutku. Nie miałam nawet ochoty go pocałować. Chciałam tylko go przytulić i czuć go blisko siebie. Łzy wzruszenia dalej spływały po moich policzkach, ale nie przejmowałam się tym. Byłam w tej chwili najszczęśliwszą dziewczyną w Anglii... W sumie to pieprzyć Anglię, byłam najszczęśliwszą dziewczyną na całym świecie. Z każdą sekundą mój uścisk się umacniał. Na reakcję Theo nie musiałam długo czekać. Przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej i delikatnie głaskał moje plecy.
-Jesteś najlepszą rzeczą, jaka mnie w  życiu spotkała.
Oh. Dobrze, że mnie trzyma, bo chyba nie czuję nóg.
Pochyliłam się, żeby go pocałować. Nie potrafiłabym użyć jakichkolwiek słów, żeby opisać teraz moje uczucia. Stanęłam więc na palcach i  przymknęłam oczy. Nasze usta już się stykały, pragnęłam tego tak mocno. Jednak muszę nieco zmienić plany, bo w salonie właśnie zapaliło się światło.
Cóż, kurwa.
- Lauren?
- Tato, to nie tak..
- Jeśli nie chcesz, żeby matka się dowiedziała, wyprowadź tego chłopca w tej chwili. Ja nic nie widziałem- przysłonił dłonią oczy, szeroko się uśmiechnął i skierował z powrotem do góry.
Spojrzałam na bruneta. Jego twarz wyrażała zdziwienie. Po kilku sekundach oboje zaczęliśmy się cicho śmiać.
-Chyba lepiej będzie, jak Cię odprowadzę do drzwi, już czuję te sugestywne spojrzenia, które będzie mi jutro posyłał tata- na myśl o moim rodzicu, który przyłapał mnie prawie całującą się z chłopakiem trochę się zawstydzam. To pierwszy raz, kiedy ktokolwiek nas widział. Super.
-Wiesz, zawsze mógł wejść w gorszym momencie- poruszył śmiesznie brwiami i ścisnął moje pośladki, dając mi znać, co ma na myśli.
- Do widzenia, na Pana już czas- wypchnęłam go szybko za drzwi i z wielkim uśmiechem na twarzy chciałam mu je zamknąć. Jednak Theo był szybszy i swoją stopą mi to uniemożliwił.
- Do zobaczenia, księżniczko- wykonując gest dłonią wysłał mi 'buziaka w powietrzu' i razem z tym swoim słynnym uśmieszkiem, przez który tak głęboko wpadłam,  odwrócił się i wyszedł.
Tej nocy bardzo długo nie mogłam zasnąć. Walczyłam z ciągle majaczącym się na mojej twarzy uśmiechem, na wspomnienie tego, co wydarzyło się kilkadziesiąt minut temu.

*****

Dzisiaj wigilia. Wczorajszy cały dzień spędziłam razem z rodzicami dekorując dom i przygotowując potrawy. Pojechałam także złożyć życzenia Nickowi i Jennie. Przy okazji wymieniliśmy się prezentami. Zastanawiałam się, czy powinnam mieć też coś dla Theo. Niby jesteśmy ze sobą blisko, jednak nie jestem pewna co teraz między nami jest. Nie chcąc się ośmieszyć, bądź rozczarować, zdecydowałam, że po prostu wyślę mu wieczorem życzenia. Jest już 17, więc powinnam zacząć się ubierać, żeby wyrobić się ze wszystkim do czasu kolacji.
- Lauren, kochanie, wyrzuć proszę śmieci- spytał mój tata, wychylając się zza uchylonych drzwi.
- Nie możesz tego zrobić sam?- uniosłam jedną brew.
- W sumie, to mógłbym, ale jesteś mi coś winna. Dlaczego miałbym nie skorzystać?
Ten człowiek ledwo opanowuje śmiech. Przez jego wzrok chyba jestem czerwona jak dojrzały pomidor.
- Już idę- odburknęłam, robiąc minę obrażonego dziecka.
Zakładając kurtkę usłyszałam tylko śmiech mojego rodzica i ciche '' jak ja uwielbiam to robić''.
Też Cię kocham tato.
Nie fatygując się, by zmienić obuwie, po prostu wyszłam z domu.
Schodząc po schodach, a w sumie to z nich spadając, usłyszałam krzyk mojej mamy.
-Uważaj, bo jest bardzo ślisko!
Teraz mi to mówisz?!
Wokół rozlega się głośny śmiech. Masując obolałe miejsca, wstaję i próbuję wzrokiem zganić moją mamę. Jednak tak szybko, jak wypatruję przez okno ją, krzątającą się po kuchni, uświadamiam sobie, że to nie ona. Przecież to męski śmiech. O, nie. BŁAGAM NIE. Odwracam się i widzę zginającego się ze śmiechu Rogersa.
-Zabawne, co?- wrzucam śmieci do kosza i staję obok niego, kładę ręce na biodrach.
- Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo. Twoja mina była powalająca- wciąż się śmiał- a ile w tym gracji.
Przegina.
- Po co tu przyszedłeś?
-Chciałem się spytać, czy będziesz miała dzisiaj czas, żeby na pół godziny się ze mną spotkać. Po kolacji oczywiście- powiedział, łapiąc mnie za rękę i przyciągając do siebie.
- Zastanowię się- posłałam mu najbardziej sztuczny uśmiech na jaki było mnie stać i odwróciłam się, kierując prosto do domu.
Oczywiście, że znajdę dla niego czas. Nawet gdybym go nie miała, to wykopałabym go z pod ziemi. Jednak nie chcę, żeby moja decyzja była dla niego taka oczywista. Niech się pomęczy.
Pół godziny później, siedziałam już przy stole z rodzicami i zastanawiałam się, czym mnie dzisiaj zaskoczy.

*****
Czekam na niego już 10 minut. Nie, nie jest spóźniony. Po prostu nie mogłam dłużej wytrzymać i nawet nie otwierając prezentów czekających na mnie pod choinką, napisałam do Theo sms'a, że jestem już wolna. Lepię kulkę ze śniegu i rzucam nią w wysiadającego z samochodu chłopaka.
- Preferowałbym nieco milsze powitania- mruknął przyciągając mnie do siebie juz kolejny raz tego dnia i szybko pocałował- niestety nie mam zbyt dużo czasu, ale możemy przejść się na mały spacer, co ty na to?
-Chętnie.
Spacerowaliśmy po parku niedaleko mojego domu już dobre 10 minut. Nie odzywaliśmy się do siebie, tylko równym krokiem szliśmy przed siebie. Muszę przyznać, że widok tego miejsca wieczorem jest powalający. A to wszystko potęgował jeszcze w pełni uwydatniony księżyc odbijający się w tafli lodu i śniegu. Gdyby nie to, że jest cholernie zimno, mogłabym zostać tu całą wieczność. Podczas drogi powrotnej do mojego domu zadawaliśmy sobie rożne pytania. Do tej pory dowiedziałam się, że lubi kolor czarny, nie ma rodzeństwa oraz jego ulubionym daniem jest sushi.
- Masz jakieś plany na sylwestra?
-Tak.
Nie dodał nic więcej. Nie wiem czemu, ale rozczarowała mnie ta odpowiedź. Patrząc na niego zdołałam zauważyć..uśmiech? Sama nie jestem pewna, tak szybko jak się pojawił, tak zniknął. Jesteśmy juz pod moim domem, więc stajemy obydwoje przy drzwiach.
- Moja kolej- chrząka- Jaki jest twój wymarzony prezent?
Zdziwiona jego pytaniem zmarszczyłam brwi, jednak zdecydowałam się odpowiedzieć.
-Chciałabym dostać szarego kotka. Nie byłabym aż tak samotna, podczas nieobecności rodziców.  Jednak oni znając życie by się nie zgodzili.
Theo sięga ręką do kieszeni kurtki i wyjmuje stamtąd prostokątne pudełko.
-Niestety to, co tutaj dla ciebie mam, kota nawet nie przypomina- cicho się zaśmiał-ale też powinno Ci się spodobać.
Wręczył mi pudełeczko i zaczął odchodzić, zanim zdążyłam jakoś zaprotestować.
Nagle się odwrócił.
- A, nawet nic nie kombinuj, wszystko  już załatwione z twoimi rodzicami. Wesołych Świąt, skarbeńku.
Przewróciłam oczami, serio? Skarbeńku?
______________
Hello :)
Miłego czytania.

Never Forget YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz