Rozdział 3

458 23 0
                                    

Oczywiście, znowu o czymś zapomniałam. Nie wiem czy wam wspominałam, ale odkąd skończyłam pięć lat chodzę na karate i od niedawna na samoobrone dla zaawansowanych i boks. Ale ja wam się wcale nie chwale, po prostu podkreślam swoją zajebistość ... ;]

***

Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Kiedy pięść Alana była blisko mojej twarzy zrobiłam unik. Złapałam jego nadgarstek i wykrecilam mu rękę. Wtedy usłyszałam trzask łamanej kości. Chłopak upadł na ziemię z krzykiem bólu. Nie miałam czasu na rozmyślanie o tym. Poczułam jak coś uderza mnie z tyłu głowy i jak lecę na ziemię. Szybko się otrzasnelam i próbowałam stanąć na nogach. Starałam się skupić wzrok na napastniku, jednak czarne plamki migajace mi przed oczami bardzo to utrudnialy. Udało mi się w ostatniej chwili dostrzec kolejne uderzenie. Zrobiłam unik, przy okazji podcinajac kolegę Alana, który mnie zaatakował. Nagle ktoś złapał mnie za rękę i wykrecił mi ją za plecami. Odchylilam głowę do przodu i z całej siły przywalilam mu w nos. Poczułam, że uścisk na nadgastku zelżał. Wyrwalam mu rękę i zamachnęłam się łokciem, waląc chłopaka w szczenke. Jednak nikt nie jest niezwycieźony. Drugi kolega Alana zdąrzył się podnieść i zadać mi cios w twarz oraz w brzuch. Z bólu aż zgiełam się w pół. Kątem oka zauważyłam, że przygotowuje się do zadania kolejnego uderzenia. Działajac pod impulsem kopnelam go między nogami. Chłopak wydał głosny jęk i osunął się na kolana. W następnej chwili stracił przytomność, po tym jak moja pięść zetkneła się z jego twarzą. W oddali słychać było syrene policyjna. Ledwo trzymałam się na nogach, w ustach czułam metaliczny posmak, a po twarzy spływala mi krew. Pewnie bym się przewróciła, gdyby ktoś mnie nie podtrzymał i nie pomógł usiąść na ziemi.

- Ty kretynko, do reszty już Ci odbiło!? - Krzyczała Lily.

Chciałam jej jakoś mądrze odpowiedzieć, ale zamiast słów z moich ust wypłynela stróżka krwi. I chyba zaczęłam tracić przytomność.

- O boże, Nina. Nina!!! Wezwijcie kartkę! Słyszycie?! Niech ktoś zadzwoni na pogotowie!! - słychać było w jej głosie przerażenie. - Nina, nie zasypiaj! Słyszysz?! Nie zamykaj oczu!

- Lily, stul twarz, głowa mi pęka! A twoje krzyki wcale mi nie pomagają.

Dziewczyna odetchnela z ulga. - O cholera, przestraszyłaś mnie. Już chciałam iść kupować sukienkę na twój pogrzeb.

- Haha, tak szybko się mnie nie pozbędziesz. Jeszcze się musisz trochę ze mną pomęczyć. - Lily nie mogła powstrzymać uśmiechu.

- Ja na twoim miejscu nie cieszylabym się.

- Tak?! A to czemu?! - Zapytałam.

- No bo krótko mówiąc, masz przesrane...

***

Dwie godziny. Już od ponad dwóch godzin gapie się na białe ściany w gabinecie lekarskim. I wiecie co, mam dość. W dodatku ból jest nie do wytrzymania. Pielęgniarka powiedziała mi, że i tak miałam szczęście. W przeciwieństwie do tamtej trójki. Po naszej bojce przyjechała policja i pogotowie. Alana i jego kolegów zabrali do szpitala. Osobiście z tej przygody wyszłam prawie bez szwanku. Mam tylko rozcieta warge oraz podbite oko i wielkiego siniaka na brzuchu. Tamci frajerzy mają się trochę gorzej. Alan ma złamana rękę w dwóch miejscach, Bob, jeden z jego sługusów, ma złamany nos i wybite dwie jedynki, a ten trzeci, którego imienia nie pamiętam, ma wstrząs mózgu i siniaka na pół twarzy. A jak teraz o tym myślę, to może jednak troszeczkę przesadzilam. No, ale to oni zaczęli, ja się tylko broniłam.

Och, w co ja się wpakowałam?!

Z tych ponurych rozmyślań wyrwał mnie czyjś głos.

- O, nie wyglądasz tak źle.

Szybko zerknełam w stronę źródła głosu i moje serce zamarło... Stał tam, oparty o ścianę, ze skrzyrzowanymi rękami. 1,84 pięknego ciała jak u modela. Nieogarnieta blond czupryna i szare, zawsze roześmiane oczy. Po prostu mój ideał. Innym znany jako Josh Hemsworth.

- Na pewno lepiej niż ty. - Powiedziałam.

O boże, ten uśmiech. Czekaj, jak się oddychało?!

- Co ty tu robisz? - Zapytałam.

- Pani Smith prosiła, żeby cię przyprowadzić. Miley i Kristen już czekają w gabinecie.

Czyli tak wygląda koniec?! Odłożyłam woreczek z lodem na półkę i wstałam. Wtedy cały pokój zaczął wirowac. Pewnie bym upadła gdyby nie silne ręce, które złapały mnie w ostatniej chwili.

- Nina, wszystko w porządku? Może wezwać pielęgniarke? - Powiedział Josh.

Czy ja dobrze słyszałam troskę i przerażenie w jego głosie?! Nie, to niemożliwe, musiało mi się wydawać.

- Wszystko gra, po prostu zrobiło mi się trochę słabo. - Odpowiedziałam.

- Usiąć tutaj. Podam Ci wodę. - wziął szklankę i nalał do niej wody z kranu.

- Trzymaj.

- Wiesz, że nie musisz się o mnie martwić. - Powiedziałam, po czym wypiłam duży łyk.

- Zawsze się o ciebie martwię skarbie. - Odpowiedział, a cała woda, która piłam znalazła się na podłodze....

***

Gabinet dyrektorki wcale nie wyglądał lepiej. Ściany pomalowane na krwisto czerwony, ciemne meble oraz wielki portret naszego pierwszego dyrektora powodowały dziwne zdenerwowanie. Tak było podczas moich kilku pierwszych przyjściach, ale tak za ok 20 razem tracą w oczach. Siedziałam tak i wpatrywalam się w swoje paznokcie, na które dzisiaj rano nałożyłam czarny lakier. To naprawdę ładny czarny, taki głęboki i ponury. Pamiętam, że kupiłam go podczas naszych, moich i Lily, wypadów do centrum. Lily mi go odradzala, mówiąc, że jest zbyt smutny....... A ja znowu odeszlam od tematu. Czasami mi się to zdarza, więc musicie mi wybaczyć. Na czym to ja skończyłam... A no tak, gabinet dyrektori, pobicie i moje dwie przerażone starsze siostry, które siedziały po obu stronach. Czekałysmy już dobre 30 minut, a ja się bałam, że zaraz Miley skończą się paznokcie do obgryazania. Już miałam jej to powiedzieć, gdy drzwi nagle się otworzyły i weszła pani Smith, nasza dyrektora. Zajęła miejsce za biurkiem i spojrzała na nas po kolei. Jej wzrok spoczął na mnie trochę za długo, przez co poczułam się nieswojo.

- Rozmawiałam już z poszkodowanymi i ich rodzicami i uważamy, że takie zachowanie nie może pozostać bez kary...

- Ale proszę pani, to naprawdę nie moja wina. To oni zaczęli, a ja się tylko broniłam. - Powiedziałam, przerywając jej w połowie zdania.

- Wiem, rozmawiałam także z kilkoma świadkami i potwierdzają twoja wersję wydarzeń. Aczkolwiek pozostanę przy swoim. Niestety musisz ponieść odpowiedzialność za swoje czyny. - Widziałam jak dyrektorka cieszy się ta sytuacja. - To nie było twoje pierwsze wykroczenie. Słyszalam od twoich nauczycieli, że często się spóźniasz, nie masz odrobionych lekcji oraz obrażasz niektórych wykładowców. Jestem niestety zmuszona... - O boże, pewnie kolejna koza albo jakieś głupie pracę charytatywne jak pomóc młodszym kolegom lub sprzątanie domów starszych ludzi. - Do wydalenia cie z tej placówki

- Że co?!?! - Krzyknełyśmy wszystkie trzy.

Buntowniczka Z WyboruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz