Rozdział 2

487 26 2
                                    

Szkoła im. George'a Washingtona znajduje się w trzypietrowym budynku z czerwonej cegły. Z zewnątrz wygląda jak jakaś elitarna, prywatna szkoła dla bogatych gnojków. Ale uwierzcie mi, nie ma nic bardziej mylnego. Jest to po prostu zwyczajna nowojorska szkoła. Każdy ma swoją pozycję w hierarchii, która wygląda następująco: najwyższej w łańcuchu pokarmowym znajduje się sama śmietanka towarzyska - cheerlederki, członkowie drużyn sportowych i wszytkie rodzaje snobów. Zaraz pod nimi są tak zwane najlepsze towary w szkole, sami przystojniacy i lasie z kilogramami tapety na ryju. Później są artyści, osoby z wielkim talentem, które są niezrozumiane przez innych. Taa, zajechało dramatyzmem, co nie?! Następnie skate' ci (nie mam pojęcia jak to się pisze), raperzy lub hiphopowce, czyli po naszemu zwykli dresi oraz normalne dziecki, które nie dały się wciągnąć w tą bezsensowna zabawę. Na końcu znajdują się kujony i plebs, dzieci którym się po prostu nie poszczescilo. Według mnie cała ta drabina społecznościowa jest do dupy. Najlepszym tego przykładem jest wydarzenie, które za chwilę ma się rozegrać.
Kiedy byliśmy blisko stolików zauważyłam coś dziwnego. Na początku nie wiedziałam co to może być. Później dopiero zrozumiałam, że chodziło o ciszę. Żadnych rozmów czy śmiechów. Wszyscy byli dziwnie poruszeni, ciągle zerkali w jedną stronę. Szybko tam zerknełam i nie mogłam opanować wściekłości. Kilka metrów od nas stał Alan - największy idiota, kretyn, debil, imbecyl i neandertalczyk jaki chodził po ziemii. Tak szczerze to jego poziom inteligencji można by wpisać do księgi rekordów jako najniższy w historii. Czasami zastanawiem się jak on potrafi utrzymać się w pionie. Musi to być dla niego wielki wysiłek. Obok niego stali jego dwaj koledzy, tak samo tepi. Sterczeli nad jakimś biednym chłopakiem z siódmej klasy, który kulił się ze strachu. Całe jego ubranie było oblane ketchupem. Widać było także kilka siniakow na rękach i nogach, a pod okiem miał spore limo. Patrząc na niego miałam ochotę udusić ich własnymi rękami za to co mu zrobili.

- Ha, i co teraz zrobisz mięczaku!? Popłaczesz się i pójdziesz do mamusi!? Hahahaha. - wyśmiewał się Alan ze swojej ofiary.

Nagle ktoś do nich podbiegł. Była to Mercedes, drobna, brazowooka blondynka z jedenastej klasy. Machała Alanowi rękami przed twarzą i krzyczała, żeby odpuścił i zostawił chłopaka. Nie powiem, wyglądalo to dość komiczne. Ona malutka i drobna, a on wysoki i barczysty, na oko między nimi było chyba z 20 cm różnicy. Jednak Mercedes to nie przeszkadzało, ciągle się na niego darła. Widać było, że chłopakowi się to nie podoba, zrobił się czerwony na twarzy i zaciskal swoje dłonie w pięści. W pewnej chwili podniósł rękę chcąc uderzyć dziewczynę, gdy nagle coś go odepchnęło. Jednak to nie było coś, tylko ktoś i oczywiście nie kto inny jak Simon. Chyba zapomniałam na początku wspomnieć, że Mercedes jest obiektem westchnień wspomnianego wcześniej rycerza. Potrafi o niej gadać godzinami, na serio, wcale nie przesadzam. Ale wróćmy do tematu...

- Odczep się od niej! - Krzyknął Simon.

- A co to, chyba się zgubiłes chłopczyku, przedszkole to gdzie indziej. - Odpowiedział z uśmiechem Alan. - Widzę, że odjeło ci mowę, co chojraku. Lepiej spieprzaj, bo inaczej spuszcze ci łomot. Masz 5 sekund.

To był znak dla mnie do wkroczenia. Przecież nie pozwolę, żeby jakiś goryl sprał mojego najlepszego przyjaciela na kwaśne jabłko.

- Jejku Alan, ale jesteś pewny, że umiesz do tylu zliczyć? Nie za dużo od siebie wymagasz? Jeszcze ci się ten orzeszek w czaszce przepali. - Powiedziałam z udawana troska.

- Co powiedziałas??!

- Sorry, zapomniałam, że rozumiesz tylko pojedyncze zdania złożone z co najwyżej czterech słów. - Odpowiedziałam z chytrym uśmieszkiem na ustach.

- Lepiej się w to nie mieszaj suko. To sprawy dla dorosłych, a nie takich dzieciaczków jak ty.

- Odezwał się dorosły. A koledzy wiedzą, że doklejasz sobie włosy na klacie albo jak zamawiasz żarcie to sprzedawca pyta się czy chcesz zabawkę do zestawu?!

- Mała, radzę Ci spieprzac do tego swojego burdelu, którego nazywasz domem. Lepiej zapytaj się swoich szefów czy nie masz żadnych klientów albo któraś z twoich sióstr.

Po tych słowach uśmiech zniknął z mojej twarzy zastąpiony grymasem wściekłości.

- Och, czyżby trafił w słaby punkt. Przecież każdy wie, że się puszczacie, to żadne odkrycie.

Nie myśląc zbyt wiele zdjelam swoje dżinsowa kurtkę i podałam ja Lily.

- Poczekaj chwile, chyba mam jakieś drobniaki w kieszeniach. Nie będziesz nam się tu za darmo rozbierać. - Powiedział Alan z oblesnym uśmiechem na twarzy, a jego koledzy zawtorowli mu śmiechem.

- Zabawne. Po prostu nie chce sobie kurtki ubrudzic twoja krwią, jak będę walić twoim ryjem o ścianę. - Powiedziałam.

- O serio?! Ty nam grozisz. Chcesz się bić?! Może zawołaj jakieś wsparcie, co?! Nasza trójka na taką dziewczyneczke to nie sprawiedliwe.

- Masz rację, ja sama na waszą trójkę to nie fair. Jak chcecie mogę sobie zawiązać oczy, wtedy będzie mieć może jakieś minimalne szansę.

Twarz Alana była już tak czerwona jak jego włosy. - Skąd ta pewność, hmm.?

- Mówię jak jest. Nie podoba się to możecie spieprzac, droga wolna.

- Ostre słowa jak na taką szmate. Rodzice ci nie mówili, że tak nie wolno. A no tak, zapomniałem, ty nie masz rodziców. Ty i te twoje zjebane siostry.

Zabolało jak cholera. Zacisnełam usta próbując się nie rozpłakać. Alan to dupek, ale naśmiewanie się z czyjejś straty to szczyt chamstwa, za które teraz zapłaci.

- O dziwka się wkurzyla. - Powiedział, widząc moje zmieszanie. - A tak przy okazji to ile bierzesz za godzinę, pewnie pół darmo!! - Tym komentarzem wywolalal kolejny wybuch śmiechu u swoich kolegów.

- Nie wiem, zapytam się twojej matki, jak będzie stała przy drodze. - Odpyskowałam. - Chociaż ona to pewnie jeszcze dopłaca, byle tylko nie wracać do domu i nie patrzeć na twój szpetny ryj. Zawsze byłam ciekawa twoim przypadkiem. Rzadko się zdarza spotkać męską dziwke. Jednak dziwię się tym dziewczynom, które widziały twoją imitacje męskości. To cud, że wyrwales jakaś na tego twojego fiflaczka jak u pięciolatka....

I wtedy zobaczyłam pięść szybko lecącą w moja stronę.

Buntowniczka Z WyboruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz