Rozdział 7

297 22 7
                                    

Na początku była ciemność. Ciemność i cisza. Później wszytkie obrazy spłynęły na mnie jednocześnie. Białe ściany szpitala, pielęgniarka, która oznajmia nam, że nasza mama nie żyje, krzyk, płacz, pogrzeb naszych rodziców. Stałam tam i płakałam. Każdy podchodził i mówił mi, że mam być dzielna. Ale ja nie chciałam być dzielna. Byłam tylko dzieckiem, które chce odzyskać rodziców. Poklepywanie po ramieniu, słowa otuchy. Tego było zbyt wiele. Po prostu uciekłam. Biegłam przed siebie do momentu, gdy usłyszałam klakson samochodu pędzącego prosto na mnie... Wtedy się obudziłam. Byłam cała zlana potem, z trudem łapałam oddech. Z moich oczu leciały łzy, których nie mogłam powstrzymać. Schowałam twarz w dłoniach i zaszlochałam. Znowu ten sam sen. Ostatnio pojawiał się coraz częściej. Nie byłam pewna co to znaczy. Po paru minutach uspokoiłam się. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 3.58.

No pięknie. Pewnie już nie zasne.

Zrzuciłam z siebie kołdrę, założyłam swoje papucie i skierowałam się w stronę drzwi. Po drodze starałam się nie nadepnąć na Simona, który uparł się by spać na podłodze. Po cichu otworzyłam drzwi. Ostrożnie zaczęłam schodzić po schodach. Co jakiś czas któryś stopień cicho zaskrzypiał, chociaż w moich uszach brzmiało to co najmniej jak wybuch bomby i to atomowej. Weszłam do kuchni, sięgnęłam szklankę z suszarki i nalałam do niej wody z kranu. Powoli zaczęłam chodzić po pomieszczeniu. Moja uwagę przykuły rysunki wiszące na drzwiach lodówki. Nawet w słabym świetle wpadającym przez okno mogłam zauważyć pewną linie, wyraźne kształty. Musiał to narysować ktoś z talentem plastycznym. Kiedy przejrzałam się bliżej zobaczyłam podpis w lewym dolnym rogu:

Josh Hemsworth, 9 luty 2003.

Serio!? To narysował Josh!? I to w wieku zaledwie sześć lat!? Nie wiedziałam, że z niego taki artysta. Stałam tam kilka minut, aż usłyszałam trzask otwieranego okna. Kto o czwartej rano otwiera okno?! Wtedy naszła mnie okropna myśl, którą potwierdził odgłos tłoczonego szkła.

O mój Boże, to włamywacz!!!

Ogarnęła mnie panika. Nie wiedziałam co robić. Czy mam krzyczeć?! A co jeśli on ma broń?! Ukryć się czy iść po pomoc?! Rozejrzałam się w poszukiwaniu telefonu...który zostawiłam na komodzie przy łóżku. Fuck!! Czemu nie wzięłam go ze sobą?! Najbliższy telefon jest w salonie, co znaczy, że muszę przejść obok włamywacza... Sięgnęłam do szuflady i wyjełam nóż. Nie poddam się bez walki. Po cichu na placach podeszłam do drzwi i się wychyliłam. Zobaczyłam wysoką postać na środku salonu. Pochylała się nad czymś błyszczącym i mruczała jakieś przekleństwa. Przejrzałam się bliżej i nie zauważyłam żadnej broni. Jednak nie znaczy to, że jej nie ma. Jeśli podejdę bliżej, może uda mi się go ogłuszyć. Zebrałam w sobie całą moją odwagę i postawiłam pierwszy krok. Wtedy wszystko potoczyło się nie po mojej myśli. Podłoga z zetknięciu z moją nogą wydała głośne skrzypienie. Włamywacz zaalarmowany hałasem szybko uniósł wzrok i spojrzał prosto na mnie. Na pewno byłam niecodziennym widokiem - drobna dziewczyna z nożem w ręku i papuciach na nogach. Patrząc na posture można było zgadnąć, że to mężczyzna, zaczął się pomału przemieszczać w moją stronę. Stałam tam sparaliżowana. Pierwsza myśl - Muszę dostać się do telefonu!! Nie namyślając się długo, pobiegłam prosto w stronę telefonu. Niestety napastnik był szybszy, w połowie drogi przygwoździł mnie do ściany i zasłonił mi usta dłonią. Nie mogłam ruszać ręką. Zaczęłam się wyrywać i szarpać.

- Kretynko przestań się kręcić. To ja.

- Josh!?

- Oczywiście. A spodziewałaś się jakiegoś innego przystojniaka?! - Zapytał z uśmiechem.

- Idioto! O mało co nie dostałam zawału! Myślałam, że jesteś włamywaczem!

- I co chciałaś zrobić? Zadźgać tym tu? - Mówiąc to wskazał głowa na nóż, który trzymałam w ręku.

- Nawet jeśli, to co?!

- Nic, po prostu wiem, że byś tego nie zrobiła.

- Widzisz i tu się mylisz. Dla twojej wiadomości umiem posługiwać się nożem i w konieczności zadać nim cios.

- W to nie wątpię.

- Więc o co ci chodzi?!

- Po prostu skarbie nie zdjełaś ochraniacza z ostrza.

Rzeczywiście, kiedy spojrzałam na broń w mojej ręce, zauważyłam, że nóż cały czas był w plastikowym ochraniaczu.

Brawo Nina, możesz sobie pogratulować. Naprawdę świetna robota...

Jednak nie to mnie najbardziej zdziwiło:

- Czemu mówisz do mnie skarbie!? - Zapytałam.

Najwyraźniej zdziwiło go to pytanie, ponieważ zmarszczył brwi i spojrzał na mnie jak na wariata.

- To chyba oczywiste, prawda?

Już miałam mu odpowiedzieć, że z nim nic nie jest oczywiste, lecz do moich nosdrzy dotarł jakiś ostry zapach.

- Ty piłeś!?

- Wcale nie.

- Ależ tak, przecież czuje!

- No może wypiłem kilka kieliszków...

- Czekaj! - Krzyknęłam.

-... Okej, czekam...

- To wszystko wyjaśnia! Wymknąłeś się w środku nocy na jakąś imprezę!! I zgaduje, że zapomniałeś kluczy, dlatego wszedłeś przez okno, przy okazji zbijając wazon!!!

- Wow, piękna i to tego mądra.

- Przestań sobie robić z tego żarty! - Krzyknęłam. - Jak można być, aż tak nieodpowiedzialnym!? Mogło coś ci się stać! A po drugie ile ty masz lat, żeby pić?! U kogo była ta impreza!?

- Dla twojej wiadomości od niedawna mam już siedemnaście lat i to nie twój biznes co robię i z kim. To moje życie i nie pozwolę, żeby wtrącała się do niego jakaś smarkata trzynastolatka!

- Mam prawie czternaście lat imbecyle!

- Możesz mieć nawet sto dwadzieścia lat. Po prostu nie wtrącaj nosa w nie swoje sprawy, jasne!?

- Dobra, jak chcesz. Tylko nie myśl sobie, że później będę płakać jak coś Ci się stanie.

- Nic mi się nie stanie.

- Skąd wiesz!? - Byłam tak na niego wściekła. Nie panowałam już nad emocjami. - Skąd to możesz wiedzieć, co!? Nikt nie wie. On też tak mówił. - Szepnęłam. Poczułam jak w kącikach oczu zebrały mi się łzy. Szybko potrząsnełam głowa, próbując je odgonić. Nie mogłam sobie pozwolić na płacz w jego obecności.

Widząc w jakim stanie jestem Josh chyba postanowił odpuścić :

- Nina, nie płacz. Nie to miałem na myśli...

- Wiesz co, masz rację. To twoje życie, nie powinnam się w nie mieszać. Przecież dla ciebie nie jestem nikim ważnym...

- Nieprawda, ja...

- Nie musisz mi się tłumaczyć. Pójdę się już położyć. Tylko sprzątanij te szczątki wazonu, no bo chyba nie chcesz, żeby się ktoś dowiedział o twojej małej wycieczce, prawda?! - I nie czekając na odpowiedź pobiegłam na górę. Cicho weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko. Zasnęłam myśląc jak bardzo moje życie jest do dupy.

Buntowniczka Z WyboruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz