Zbliżał się kolejny bal. Szczerze mówiąc, chciałam na niego jechać. Chociaż wszystkie bale, jakie znałam, były nudne, zawsze muzyka klasyczna, wnerwiające sukienki, przeterminowane żarcie i upierdliwy "Mól", którego nigdy nie da się wywlec. Jednak dla ładnych chłopców byłam w stanie to zrobić.
- Jedziesz?
- Tak.
- To co tam jeszcze robisz?
- Włosy, na fioletowo farbuję.
- Czy, przez tą wódzię, rozum totalnie ci wypłynął.
- No wiesz, oczywiście że nie, ale z nudów, a po za tym każdy poderwie laskę z fioletowymi włosami.
- Nie, siostra, ja przez ciebie do dwudziestki nie dociągnę.
- Spoko, jeszcze masz ponad rok.
- Jak zaraz nie wyjdziesz z tego sracza to wyważę drzwi.
- Co ja ci poradzę, że tylko w sraczu jest lusterko.
- No, wyjdź!
- Nie chce mi się, a poza tym jeszcze są trochę mokre.
- Wyjdź, błagam cię!
- Nie, bo się przeziębię.
- Wiesz, bo od pół godziny na korytarzu czeka chłopak, blondyn.
- Co? Trzeba było od razu tak mówić - wybiegłam na korytarz i zobaczyłam tego blondyna, który obiecywał, że pojedzie na wakacje ze mną.
- Hej.
- Hej.
- Blondyna, co ci się stało?
- Wiesz , po prostu strasznie mnie wnerwiało, jak mówiłeś do mnie "blondyna".
- To było powodem?
- No, oczywiście.
- Ok. Rozumiem.
- Jedziesz z nami na bal?
- Tak, z przyjemnością.
Gdy wszystkie siostry zrobiły sobie "mej kap", wyruszyliśmy w drogę. Omijaliśmy po drodze domy, lasy, rzeki.
- Kiedy dojdziemy?
- Chyba nigdy.
- Po prostu 130 km. Dalej się nie dało.
Konie przypięte do dorożki w pewnej chwili zaczęły stawać dęba i spłoszyły się, rozrywając powóz.
- To jest napad - usłyszeliśmy.
- Co robimy?
- Na start uciekamy, każdy w inną stronę.
- Nie, oni mają konie, złapią nas zaraz.
- Na szczęście, wzięłam ze sobą tasak, sztylet, scyzoryk i nóż.
- Dawaj, zabawimy się z nimi.
Wyskoczyliśmy z dorożki i napadliśmy na "napad".
- Posłuchajcie gnoje, przegracie.
- Nie, nie przegramy.
Tak też było, przegraliśmy. Było ich więcej i mieli większe doświadczenie. Przywiązali nas do ich koni i pojechaliśmy.
- Nareszcie zeżremy dobre mięsko - odezwał się któryś z "napadu".
Wszyscy zaczęliśmy na siebie patrzeć, bojąc się, że to nie jest sen. Gdy dojechali do swojej chałupy, rozpalili ogień i powiesili nas, że zwisaliśmy głowami na dół, a trochę niżej był ogień.
- Masz gdzieś jeszcze jakiś sztylet? - zapytałam czując, że zaraz zapalą mi się włosy.
- Tak, mam - powiedział i przeciął sznur, po chwili podszedł do mnie i mnie uwolnił, a po następnej chwili uwolniliśmy wszystkich.
- Chodźcie ukradniemy im konie.
- No, jasne.
Za kilka minut nie było ani koni, ani nas.
CZYTASZ
I Want You
AdventureDolly, znudzona życiem w wielkim apartamecie. Korzysta z okazji i razem z siostrą ucieka z domu. Przeżywa wiele przygód, spotyka swoją miłość, odkrywa nieznane dotąd tajemnice jej rodziny. Oczywiście czasem jest bardzo trudno, często zdaje się jej...