SUMMERtime

46 3 0
                                    

Było wcześnie rano. Usłyszałam szum morza i krzyki ludzi.
-O co chodzi? - powiedziałam szeptem.
Siostry przechodziły obok mnie, na mój widok lekko się zdziwiły ,,no jak to, ja jeszcze żyję - wow. Na kilka dni totalnie zniknęły z mojego życia, a ja z ich. To smutne, że twoje własne siostry zapominają totalnie o tobie.
- Co się stało? - wyrwałam ich z szoku.
- Awaria. Wszyscy musimy iść i to natychmiast, bo inaczej spłoniemy.
- Co to, ktoś coś podpalił?
- Tak - powiedziały i podniosły mnie z pokładu.
Zostawili nas na jakiejś wyspie, całkiem fajnej, piasek i nie była mała. Zorientowałam się, że to jest Honolulu. Stolica Hawai. Wszystko działo się tak jak było zaplanowane. Zresztą co to za różnica, Honolulu, Hawaje. To samo, a przynajmniej dla mnie, bo nigdy nie byłam na Hawajach, ale z opisów ludzi były równie pięknie jak miejsce w którym się znajdowaliśmy. Może nawet piękniejsze? Odłączyłam się od sióstr, podążając w innym kierunku. Co? Mam 17 lat i jestem na wakacjach, mam prawo się odseparować od "Mola" i Samby. W pewnej chwili poderwał mnie szatyn z niebieskimi oczami.
- Fajnie wyglądasz - zagadał do mnie.
- Dzięki - odpowiedziałam wyciągając z torby przeciwsłoneczne okulary, które znalazłam na pokładzie, a dlatego, że były wyjątkowe, zabrałam je sobie.
- Sexi wyglądasz - powiedział patrząc na moje fioletowe włosy, beżową krótką sukienkę, buty na niskich obcasach, czerwoną szminkę i okulary.
- Dzięki - odpowiedziałam bezdusznie.
Podążałam w kierunku plaży, morze szumiało, a ludzie z wesołymi minami opalali się, wszelkie bachorstwo latało po całej plaży, włazili do wody, przy czym tak darli mordy, że miałam ochotę je udusić. "Cholera, jaki pech nawet utopić się nie mogą" myślałam, a upierdliwy szatyn nie mógł się odczepić, starałam się nie zwracać na niego uwagi. Rozłożyłam koc, który ukradłam ze statku i położyłam się na nim, torebkę położyłam na piasku i zrzuciłam z siebie sukienkę, teraz leżałam w samej bieliźnie i patrzyłam na ptactwo latające nad moją głową. Jedyne czego się bałam było to, że na mnie nasrają, spojrzałam się na szatyna i powiedziałam totalnie bez uczuć.
- Odstrasz, to ptactwo, jeszcze mi sukienkę zasrają.
Chłopak posłusznie wykonał polecenie i usiadł naprzeciwko mnie, zasłaniając mi słońce.
- Słońce mi zasłaniasz - powiedziałam i wskazałam palcem na miejsce obok mnie. Usiadł na piasku obok, przez cały czas milczał, a to mnie najbardziej wnerwiało. Po co siedzi jak się nie odzywa.
- Idź sobie - powiedziałam stanowczym tonem.
- Ale....
- Nie, ma ale.
- Proszę pozwól mi zostać.
- Jeszcze jedno słowo, a zacznę krzyczeć, a wtedy inni ludzie cię stąd wyniosą.
Poszedł kupić sobie piwko i wrócił, jednak siadł dużo dalej ode mnie.
Wszystko było pięknie. Ten dzień jest PIĘKNY - pomyślałam, niestety byłam w totalnym błędzie? Dlaczego?

Odpowiedź w kolejnym rozdziale, co mogło się zdarzyć? Wszystkiego dowiecie się za niedługo.

I Want YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz