Rozdział 3

156 13 1
                                    

Po kolejnym potwierdzeniu, że Książę jest MOIM kotem i to JA mam się nim opiekować, a nie rodzice, tata zgodził się (aczkolwiek niechętnie) na to, abym miała swojego pupila. Udając niewzruszoną, poszłam do pokoju, aby poinformować Księcia, że zostaje. Tak naprawdę w środku gotowałam się od szczęścia. Mój tata - człowiek stoicki, nielubiący zmian, uważający zwierzęta za zbędny balast - pozwolił mi mieć kota. To już było równe cudu. Nie zdziwię się, jak po ulicach zaczną galopować jednorożce - to było tak samo możliwe.

- Zostajesz z nami! - krzyknęłam do kota. 

Podbiegłam do niego i mocno go uścisnęłam. Teraz będziesz mój na zawsze.  Po chwili zaczął swoje charakterystyczne mruczando. Nie mogę się doczekać miny Moniki, jak dowie się, że tata pozwolił mi zatrzymać kota. Ale będzie zazdrosna! Ha, odechce jej się zostawiać zwierzęta. Głupia, stchórzyła i teraz poniesie tego konsekwencje. Będę musiała unikać jej przez następny dzień. Nie ręczę za siebie.

Wieczorem zmęczona wrażeniami z całego dnia zasnęłam, gdy tylko położyłam głowę na poduszce. W  nocy śnił mi się szary kot w koronie.

***

Rano zdenerwowana zerwałam się z łóżka i przerażona zaczęłam się rozglądać, gdy wtem... zauważyłam, że Książę śpi sobie na pufie. O Jezu, jak ja się przestraszyłam! Myślałam, że to sen, a jednak tu jest. Uśmiechnęłam się. I pobiegłam zjeść śniadanie. Cały czas myślałam nad snem z poprzedniej nocy. Nie był to koszmar, ale... gdy się obudziłam, poczułam się zagrożona. Dopiero chwilę później co innego zwróciło moją uwagę, a dokładnie zegar na stole. Co było z nim nie tak? Chyba nie działał prawidłowo, przecież lekcje zaczynam o 8:00, a on pokazuje godzinę... O CHOLERA! 

Tak, była 7:42... Spacer do szkoły zajmuje 10 minut. Mam przesrane.

***

Tak szczerze, to nie było tak źle... Spóźniłam się tylko 5 minut. Ale za to wyglądałam jak potwór z Loch Ness! Wyszłam z domu prawie bez spodni, koszula zapięta nie na te guziki, bluza założona na drugą stronę i do tego moje włosy, które ułożył wiatr... I jeszcze spotkał mnie deszcz. Coś moje szczęście mnie opuściło. Wspominałam, że założyłam skarpetki nie do pary?

- PRZEPRASZAM ZA SPÓŹNIENIE! ZASPAŁAM JAK WIDZI PANI I BIEGŁAM CAŁĄ DROGĘ! To tylko pięć minut, proszę nie wpisywać mi spóźnienia. - Wpadłam do klasy i z sekundy na sekundę się uspokajałam. Dobrze, że po drodze nie było żadnego lustra - jakbym się zobaczyła, to nie wiem, czy miałabym odwagę wejść do klasy.

- Dobrze, nie wpiszę ci spóźnienia, ale następnym razem nastaw sobie budzik. - Pani wróciła do omawiania tematu. Zawstydzona usiadłam jak najdalej, byle nikt na mnie nie spoglądał. 

Dalsza część dnia minęła mi bez rewelacji. Raz tylko pani prawie wpisała mi uwagę za krzyk, który rozniósł się po całej szkole. Nie mówię, że to nie ja krzyknęłam. Tylko proszę mnie zrozumieć! Nie zrobiłam tego umyślnie, po prostu pierwszy raz tego dnia spojrzałam w lustro...

Mój narzeczony kotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz