Rozdział 6.1

135 7 0
                                    

- Dasz sobie radę? - Zaniepokojone spojrzenie mamy sprawiało, że powoli traciłam wiarę w sens mojej decyzji.

- Dam radę. Siedząc w domu, będę się tylko użalać, a tak to chociaż będę miała z kim pogadać. - Nie wiem kogo próbowałam przekonać - siebie czy mamę?

- No dobrze. Ale zadzwoń po szkole, przyjadę po ciebie - powiedziała z opanowaniem.

-Wiem, wiem. Tak zrobię - uśmiechnęłam się i pocałowałam mamę na pożegnanie. Wyszłam z samochodu, a następnie zatrzasnęłam drzwi. Odwróciłam się w stronę szkoły i wzięłam głęboki oddech. Nie było mnie jeden dzień, a czułam się jakbym wróciła po rocznej przerwie. Rozejrzałam się w poszukiwaniu znajomych twarzy, a potem, gdy nie zauważyłam żadnego kolegi, udałam się do gmachu budynku.  Dasz radę. Po prostu przywitaj się z Moniką. Zajmij swoją uwagę czymś innym.  - pomyślałam, otwierając wrota szkoły. 

- EMILI! - usłyszałam przed zderzeniem. Poleciałam do tyłu, ale na szczęście dałam radę się oprzeć o framugę.

- Jezu! MONIKA! Przestraszyłaś mnie. - Przyjaciółka wypuściła mnie z uścisku i z niezadowoloną miną przyjrzała mi się.

- Przestraszyłam?! Ja? Ty chyba masz gorączkę! A kto nie daje znaku życia od poniedziałku?! Myślisz, że nie zaczęłam się martwić? Myślisz, że nie mam uczuć? Jesteś jak z kamienia! Nie interesujesz się w ogóle innymi! - ostentacyjnie odwróciła się do mnie plecami. Monika zawsze tak histeryzuje. Dla mnie lepiej jest, gdy to tak wygląda. Wyleje z siebie złe emocje i łatwiej ci wybaczy. Gorzej jest jak nie odzywa się do ciebie przez dwa dni... Mordęga.

- No dobrze. Moni, przepraszam. Po prostu nie miałam zbyt dobrego tygodnia, przez co jestem strasznie wrażliwa na takie rzeczy. - Blondynka zerknęła na mnie przez ramię. Powoli zaczęła się obracać, bym wreszcie mogła zobaczyć szeroki uśmiech na jej twarzy.

- Wybaczam. Teraz już mogę cię przytulić? - rozpostarłam ręce, czekając na uścisk od mojej przyjaciółki. Monika podeszła i mocno mnie objęła. Uwielbiam się przytulać. To strasznie miłe uczucie.

- Bałam się, że się na mnie obraziłaś za tego kota. Sory, ale po prostu mocno zestresowałam się całą sytuacją. Wzięłaś go i poszłaś do domu, nawet się nie żegnając. Kolejnego dnia ciągle cię szukałam, a gdy się pojawiałam, nagle ty znikałaś. Uznałam, że pogadam z tobą w środę. Przychodzę do szkoły i okazuje, że cię nie ma. Zdziwiona wysłałam ci trylion SMS-ów, a ty nie odpowiadasz. Wtedy zaczęłam się niepokoić. Dlatego tak cię ciepło przywitałam - Monika tłumaczyła mi się, podczas kiedy próbowałam nie wracać myślami do przeszłości. Niestety, nie udało mi się zakopać obrazu pani C. Zadrżałam.

- Hej, co się dzieje? Zimno ci? Coś nie tak? - Niechętnie puściłam przyjaciółkę.

- Ach, to tylko ciężki tydzień... Wiesz nie miałam najlepszego... I tak... Ta środa. - Czułam jak coraz bardziej się zbliżam do granicy mojego smutku. Jeśli dalej będziemy ciągnąć ten temat, to przecież zaraz się rozpłaczę... To dopiero początek dnia! Jak ja go przetrwam?

- Widzę, że nie chcesz na razie mówić. Ok. Ale masz obowiązek powiedzieć mi to po lekcjach. Dobra? - odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej nie rozpłaczę się na początek.

- Niech ci będzie. Ale będziemy musiały kupić zapas chusteczek - uśmiechnęłam się smutno.

- Ech. No dobrze. - Podobno oczy to zwierciadło duszy. Wiem jedno. Jej oczy pokazywały wielkie zmartwienie.

- A teraz powiedz, co mamy pierwsze? - Prężnym krokiem ruszyłam do przodu. Czas odejść od drzwi i pozwolić ludziom normalnie wchodzić do szkoły. Już miałam dosyć ciągłego narzekania, że "Tarasuje wejście", "Jestem na środku" itd.

Mój narzeczony kotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz