Rozdział 8

96 8 3
                                    

- Co ty tuu do cholery roobisz? Czemu nie jesteś na lekcji? - Najmądrzejsze i najważniejsze pytanie jakie mogłam zadać. Pani Candey byłaby zachwycona moją postawą.

- Jaka naiwna. Naprawdę dalej sądzisz, że jestem twoim kolegą?! To śmieszne. - Chłopak zaczął się szyderczo śmiać. Aż mi się niedobrze zrobiło.

- Draake! Usspokój się... To niee jest zabawne - próbowałam udać rozbawienie. Niestety, nie mogłam powstrzymać mojego drżącego głosu.

- Zabawa dopiero się zaczyna, Emily. - Zamknął nagle drzwi. Pozostawiając mnie samą w ciemnościach.

Załamana próbowałam to wszystko ułożyć sobie w głowie. Drake. Drake. Przecież ja go kojarzę. Zawsze siedział w pierwszej ławce. Nigdy go nie zauważałam. Tylko siedział i słuchał. Nawet nie wiem, z kim chodzi do klasy. Jeżeli w ogóle jest uczniem naszej szkoły. Że mnie nie zdziwiło jego zachowanie. Cholera! To wszystko przez tę babę od historii! Po niej można spodziewać się wszystkiego. Nawet lekcji na dziedzińcu!

Zmęczona tym wszystkim nie zauważyłam, kiedy zasnęłam.

***

Coś mnie szturchnęło.

- Książę! Przestań! Zaraz dam ci jeść! Zaczekaj! - uchyliłam jedno oko. Hej... gdzie jest Książę?

Nagle wstałam jak oparzona. Nie nie nie. To kolejny koszmar. Zamknęłam oczy i uszczypnęłam się w ramię. Otworzyłam je, ale wciąż widziałam moje więzienie. Usiadłam ciężko na podłodze. Nie czułam nic. Zwykłą beznadzieję.

Przez to wszystko dopiero po chwili zauważyłam, że zrobiło się jaśniej. Wysoko przy suficie świeciła mała żarówka. Przynajmniej to. Dzięki niej spostrzegłam talerz leżący metr ode mnie. Wtedy przypomniało mi się jaka jestem głodna. Łapczywie rzuciłam się na zawartość talerza. Tak szybko zabrałam się za jedzenie, że prawie nie zauważyłam, co jem. Była to niezbyt świeża bułka, kawałek sera, jakiś baton musli. Do tego stały dwie szklanki. Jedna z wodą, a druga z jakimś zielonym ochydztwem. Uznałam, że woda mi wystarczy. Całą siłą woli zmusiłam się, aby zostawić sobie baton na później. Nie wiadomo, kiedy dostanę kolejny posiłek.

W filmach akcji główni bohaterowie zwykle zamiast się zamartwiać szukają drogi ucieczki, żeby później móc pokonać swoje nemesis. Ja...po prostu się nudziłam. Rozglądałam się za czymkolwiek. I tego czymkolwiek nie znalazłam. A! Przepraszam! Odnalazłam drzwi. Szkoda tylko, że bez klamki, dziurki od klucza... Tylko zwykły zarys. Wspiąć się też nigdzie nie mogłam. Po pierwsze, wieża była zbudowana z super gładkich kamieni (w reklamie byłoby co zachwalać). Nie miałam na czym się oprzeć. Po drugie, gdzie miałabym się udać? Moje więzienie miało wysokość równą może 10-ciu metrom, później był już tylko sufit.

Tak powiem... moje pomysły się skończyły. 

Po około 12-stu minutach od posiłku, poczułam się senna. A że wolałam spać niż czekać, położyłam się, aby wpaść w ramiona Morfeusza.

***

- WSTAWAJ! CO TY SOBIE MYŚLISZ?! ŻE KSIĘŻNICZKA, TO OD RAZU MAMY PRZYNOSIĆ ŚNIADANKO Z RANA! - Nagle coś mocno uderzyło mnie w ramię. Zasyczałam z bólu. Złapałam się za rękę, gdy otrzymałam kolejne uderzenie tym razem w dłoń.

- WIDZĘ, ŻE PANIUSIA NIE WSTAJE... JAKA SZKODA. ZARAZ POMOŻEMY!

Próbowałam otrzeć łzy, gdy zostałam mocno złapana za ręce i pociągnięta w stronę otwartych drzwi. Nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Czułam się jak sflaczała dętka. Nie mogłam skupić myśli. Nie miałam siły zareagować. Po prostu pozwoliłam się ciągnąć. W mojej głowie pojawiło się tylko jedno zdanie - Dlaczego to zawsze ja?

Mój narzeczony kotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz