Eleonora! John! John!
Nagle się obudziłam. Piżama lepiła się od mojego potu. Boże to było straszne. Już dawno nie miałam tak przerażającego snu. Tak jakby wszystkie moje obawy, połączyły się w jedno. Moje policzki były mokre, pewnie od łez. Rozstrzęsiona wstałam, aby móc się umyć i ubrać.
Przez całe przedpołudnie próbowałam jak najdalej zakopać myśl o porwaniu Johna. Okłamywałam siebie, że nic się nie stało, że to tylko sen. W głębi duszy wiedziałam, że nawet jeśli nie jest to teraźniejszość, to sen pokazywał niedaleką przyszłość.
Po zjedzeniu śniadania nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Byłam otępiała i nic mi się nie chciało. Siedziałam na swojej pufie, patrząc w okno. Co jakiś czas zza chmur pojawiało się słońce, oświetlając świat swym złotym blaskiem. Nigdy nie sądziłam, że takie zwyczajne zjawisko może być tak piękne.
W pewnym momencie poczułam coś dziwnego. Tak jakby coś we mnie pękło lub właśnie powstało. Patrząc na słońce, widziałam myślami Johna i Eleonorę, którzy możliwe, że nigdy już go nie ujrzą.
Muszę ich uratować.
Zabrałam swój telefon i wyszłam z domu, po drodze pisząc wiadomość na kartce, że idę do Moniki. Przeszłam 4 metry i się zatrzymałam. Nie wiedziałam, jak mam się dostać do Bastandii. Może mówiąc to, co ostatnim razem było odpowiedzią na pytanie króla?
- Ja, Emily Castle chcę się dostać do krainy kotów - powiedziałam wiatrowi. Nie ruszałam się, czekając na efekt. Po minucie uznałam, że to nie działa. Jak mam się dostać do Bastandii?!
Myślałam, że zaraz się rozpłaczę. Nie mogłam podjąć decyzji wczoraj i pójść z Elą?! Chciałam się po prostu poddać.
Usłysz pytanie
Nie wiedziałam, czy sama na to wpadłam, czy podpowiedział mi książę, ale w każdym razie ucieszyłam się, że mam jakiś punkt zaczepienia. Komu mogłabym odpowiedzieć? Przecież nie mamie! Jak zobaczy to chore kocie vudu to zabierze mnie do psychiatry... albo egzorcysty. Kto mnie zrozumie? Wiedziałam kto. Jedyna osoba, która może mi uwierzy. Monika.
***
- Hej, Moni - cicho powiedziałam do przyjaciółki.
- Hej, Em. Zapraszam. - Weszłam za nią do jej domu. Mówiąc niedelikatnie - wyglądała okropnie. Nie umyła włosów, a zamiast ciuchów codziennych miała na sobie znoszoną piżamę i różowy szlafrok. Efekt potęgowały wory pod oczami.
- Twoja mama wie? - nieśmiało zapytała.
- Mniej więcej tak, ale nie ma jej w domu. Musiała załatwić coś na mieście. - Monika usiadła na kanapie i sięgnęła po garść chipsów ze stojącej obok miski.
- Mam bardzo ważną sprawę do ciebie. Arcyważną. Nie chcę żadnych pytań i obiecuję, że wszystko ci później wytłumaczę, jeśli będzie możliwość. - Monika patrzyła na mnie zdezorientowana.
- No dobra. Co mam zrobić?
- Przeczytać krótkie pytanie, ale tak na serio. Na poważnie. Ja na nie odpowiem. To wszystko. - Przecież ona padnie trupem po tym wszystkim.
- Po to do mnie przyszłaś? - zapytała przyjaciółka.
-Taa. - Podałam jej kartkę, na której widniało pytanie. Oczywiście musiałam wrócić się do domu, żeby przyjaciółka miała zaszczyt otrzymania zaklęcia na papierze.
CZYTASZ
Mój narzeczony kot
Fantasy"- Co znowu? Jakie miejsce? No, mów człowieku! - czułam się jakbym zaraz miała dostać migreny. - Człowieku? Na pewno? - zawadiacko się uśmiechnął, gdy nagle otoczyła go złota mgła. Zaczęła się kręcić wokół niego, pobłyskując jak płynne złoto. Po c...