Rozdział 7

108 8 1
                                    

Nie, nie. To nieprawda. To sen. Zaraz się obudzę i wszystko wróci do normy - otworzyłam oczy. Zamiast zobaczyć sufit mojego pokoju, nadal widziałam mojego szarego kota.

- Kurwa mać - szepnęłam pod nosem i rozejrzałam się wokół. Naprawdę Bóg mnie nie lubi.

- Szczerze spodziewałem się gorszej reakcji. Myślałem, że zwariujesz albo zemdlejesz - usłyszałam w głowie głos mojego Księcia. Prychnęłam i złośliwie się uśmiechnęłam.

- Nie mów mi o moich uczuciach. Nie wiesz, co czuję. Nie wiesz, co przeżyłam. Więc lepiej zamilcz. - Zaczęłam wstawać. Otrzepałam spodnie.

- Co teraz zamierzasz zrobić? Szczerze to ci współczuje w tej chwili. Nie wiem, co ja sam bym zrobił. - Ponownie pojawiła się złocista poświata i przed moimi oczami znów stanął przystojny mężczyzna. Na chwilę przystanęłam. Czy ja kiedykolwiek się do tego przyzwyczaję?

- Nie wiem. Gówno mnie to obchodzi. Na razie zamiast mózgu mam tylko papkę. Nie zdziwiłabym się jakbyś powiedział, że istnieją jednorożce.

- To nie są jednorożce, ale... - Położyłam palec na jego ustach, uciszając go.

- Zamknij się. Jeśli powiesz chociażby słowo, zacznę krzyczeć. A raczej chciałbyś tego uniknąć. - Mocno wpatrywałam się w jego błękitne oczy. Ten spojrzał w moje i, po chwili namysłu, potaknął głową.

- Dobrze. Uznajmy, że ci wierzę. - Opuściłam rękę. Mężczyzna bacznie mi się przyglądając, zrobił krok do tyłu. Wyglądał jak botanik, który odkrył nowy gatunek mchu. Skrzyżowałam ręce.

- Mam cię serdecznie dosyć. Tego wszystkiego. Idę do domu. Spróbuję o tym wszystkim zapomnieć. Idź sobie gdzie chcesz, byle z dala ode mnie. - Odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę domu. Im dalej znajdowałam się od niego, tym lepiej się czułam. Może kiedyś uwierzę, że mi się to przewidziało.

- Zaczekaj! Emily, jesteś w niebezpieczeństwie! STÓJ! - usłyszałam wołanie. Chciałam się odwrócić, rzucić w jego piękne ramiona i poczekać aż mnie uratuje. Postanowiłam zostawić wszelkie magiopodobne wydarzenia za mną. Jestem Emily. Mam 16 lat. Jestem zwykłą nastolatką. Nie posiadam kota, który tak naprawdę jest człowiekiem. Nie zostałam uprowadzona. Zgubiłam się. Przecież... to się zdarza.

- Żebym cię więcej nie widziała! - Zaczęłam biec po raz chyba setny w tym tygodniu. Czemu muszę wciąż uciekać? Chciałam znaleźć się na bezludnej wyspie, gdzie nie byłoby żadnych ludzi. Żadnych przystojnych mężczyzn.

***


- Wróciłam!! - Zamknęłam drzwi frontowe domu. Następnie poczłapałam w stronę kuchni, aby móc zobaczyć przerażoną twarz mojej mamy.

- CZEMU DO MNIE NIE DZWONIŁAŚ? MYŚLAŁAM, ŻE ZNOWU COŚ SIĘ STAŁO! - Zatkałam uszy.

- Dobrze, dobrze mamo spokojnie. Zapomniałam o tym. Wróciłam sobie spacerkiem z... Moniką i nie pomyślałam. Wszystko ok naprawdę. - Odetkałam uszy i uśmiechnęłam się do niej. Jedna z niewielu normalnych osób w dniu dzisiejszym.

- Na pewno wszystko dobrze? Wczoraj nie wyglądałaś na pewną. - Mama podeszła do mnie i cmoknęła mnie w policzek.

- Dzięki mamo. Wszystko ok. - Przytuliłam ją.

- Wróciłaś z Moniką? Dobrze, że masz w niej oparcie. - Mama mnie puściła i wróciła do rozpakowywania zakupów. Boże. Co ja właściwie robię? Zamiast powiedzieć mamie o dziwnym mężczyźnie, to jeszcze to zatajam...

- Dobra, idę do pokoju. Wiesz, muszę zrobić lekcje. - Odwróciłam się w stronę mojej sypialni. Nie mogłam zrozumieć jednej rzeczy - jak tak szybko zapomniałam o Weronice? Wczoraj zachowywałam się jakbym uciekła z psychiatryka, a dzisiaj na luzie odmawiam zaczarowanemu kotu. Skoro tak szybko zapomniałam o Cath, to może szybko zapomnę o Księciu? Nie mogłam się w tym wszystkim połapać.

Mój narzeczony kotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz