Każdy rozdział będzie pisany z punktu widzenia innego bohatera. Piosenki do tej części to: M83 - Wait (https://www.youtube.com/watch?v=lAwYodrBr2Q) oraz S. Carey - Broken (https://www.youtube.com/watch?v=1_LIftfjx90). Miłego czytania :)
**************************
Bellamy
Słońce zaszło już za linię horyzontu. Emocje dzisiejszego dnia zaczęły powoli opadać z mieszkańców Camp Jaha. Emocje bardzo długiego i ciężkiego dnia. Dnia, który zmienił wszystko na zawsze.
Mężczyźni przynosili drewno, kobiety przygotowywały jedzenie. Każdy ubrał ciepłą kurtkę aby móc podjąć pomoc w przygotowywaniu ogniska. Po takim pięknym, ciepłym dniu nastał chłodny wieczór. Był to na prawdę zaskakujący obraz. Wszyscy wyglądali jak rodzina. A wiem, że do tego nam jeszcze bardzo daleko... Nie czuję się jakbym mógł mieć większą rodzinę po za Octavią. Wystarczająco dużo roboty mam w bronieniu jej przed światem. Obiecałem jej, że nic złego jej się nie przytrafi. Zawsze dotrzymuję obietnic. Tak bardzo ją kocham... W tym momencie jest dla mnie całym światem. Jeszcze jest Clarke... Ale... Nie wiem co o tym myśleć... Chciała mnie, znaczy się NAS zostawić. Teraz także ją muszę chronić. Po dzisiejszym dniu już nie jest taka silna. Coś ją złamało. Niestety, mnie też. Widok martwych dzieci... Zacisnąłem pięści. Muszę przestać o tym myśleć. Teraz ważna jest teraźniejszość. A w tym momencie wszyscy zbierają się na ognisko.
Stos patyków, pieników i belek znajdował się na środku naszego obozowiska. Na około niego ustawione były wielkie ławy, a przed nimi zostały położone ciepłe koce. Jest nas dużo, między innymi dzięki dzisiejszemu dniu, ale ważne jest to abyśmy właśnie ten wieczór spędzili razem, jako... rodzina... Za miejscami do siedzenia postawiono mnóstwo stołów zapełnionych po brzegi pysznym jedzeniem. Różne rodzaje mięsa, warzywa, owoce, pieczywo. Udało nam się przenieść z Arki potrzebna nasiona, dzięki czemu rolnictwo mogło zacząć rozwijać się tu, na Ziemi. Między jedzeniem znajdowało się też dużo butelek alkoholu. Bez niego chyba wszyscy by tu oszaleli. Dzisiaj wszyscy, oprócz dzieci, mają dostęp do nieograniczonej ilości trunków. Chociaż na chwilę mamy szansę zapomnieć o dzisiejszych wydarzeniach. Komu się uda ten ma szczęście...
Dzisiaj moim obowiązkiem było zamknięcie bramy do Camp Jaha. Wyszedłem na chwilę do lasu. Potrzebowałem przestrzeni.
I spokoju...
I samotności...
Po prostu ciszy...
Cały dzień słuchałem tylko krzyków wojennych, krzyków mordowanych ludzi, krzyków szczęśliwych ludzi, jęków, wiwatów, szeptów... Moja głowa wybuchała. teraz wszystko co mogłem usłyszeć to cisza... Ale niestety przez tę barierę przedostały się moje myśli. I kolejny raz przed oczami widzę cały dzisiejszy dzień... Clarke myśli, że jestem silny. Że nie mają dla mnie znaczenia ci wszyscy ludzie... Te dzieci... Och, dobrze, że nie wie jak bardzo się myli. Byłem tam dłużej. Ci ludzie mi zaufali.
Maia mi zaufała...
Maia...
Widzę obraz Jasper'a trzymającego ciało dziewczyny, której skóra została spalona do mięśni przez promieniowanie... Ja ją zabiłem... Wyobraziłem sobie na jego miejscu mnie. A na miejscu Maii Octavię... Albo Clarke... Nie! Przestań! Łza spłynęła po moim rozpalonym policzku. Nie mogę o tym myśleć. To mnie pogrąża. Jak mam nie myśleć? Jak odrzucić od siebie te wszystkie wspomnienia? Te wszystkie myśli? Jest chyba tylko jeden sposób.
Dokładnie zamknąłem wrota do obozu. Kilkakrotnie sprawdziłem czy aby na pewno nikt nie może się do nas przedostać. Wszystko porządnie zamknięte. Mogę udać się na ognisko. Wszyscy już tam byli. Z każdym krokiem dokładniej mogłem zobaczyć kto gdzie siedział. Raven z zamyśloną, wyczyszczoną od śladów krwi twarzą leżała na kolanach Wick'a. Abby i Kane zajmowali najważniejsze miejsce. Teraz oboje byli u władzy. Oni będą decydować o naszym losie. Dobrze, że nie jestem to ja. Kiedy ja muszę decydować mnóstwo ludzi ginie... Octavia siedziała przytulona do Lincoln'a. Miała zmyte barwy wojenne ze skóry, przebrała się także w normalną kurtkę. Wyglądała tak niewinnie. To moja mała siostra. Która nie jest już taka mała. Ratuje ludziom życia. Siedzi przy Ziemianinie. Jak mogłem kiedyś go torturować... Tyle mu zawdzięczam... Czy kiedyś podziękowałem mu za wszystko co zrobił? Muszę to uczynić. Ale nie teraz. Nie mam zamiaru psuć ich chwili. W końcu mogą odpocząć.
Przy stole siedzieli dwaj przyjaciele. Monty próbował zabrać Jasperowi butelkę bimbru. Ale ten porządnie jej bronił. Nie potrafię wyobrazić sobie tego co on teraz czuje. Nie chcę sobie tego wyobrażać.
CZYTASZ
May we meet again - The 100
FanfictionOPOWIEŚĆ NAPISANA NA PODSTAWIE SERIALU "THE 100" Jest to moja kontynuacja drugiego sezonu serialu. Clarke i Bellamy pociągnęli za dźwignię i tym samym zabili wszystkich mieszkańców Mount Weather. Zrobili to, aby uratować Sky People. Udało si...