Rozdział 8: Plan

761 62 17
                                    

Octavia

Słońce o barwie ciepłej pomarańczy zawisło nad linią horyzontu. Minuty dzieliły nas od zachodu najjaśniejszej gwiazdy, jak również minuty dzieliły nas od Polis. Już kilka godzin wcześniej zauważyliśmy w oddali wielką wierzę siedziby Lexy. Teraz znajdowaliśmy się około pół kilometra od głównej bramy. Kiedy godzinę temu zapytałam Clarke jak dostaniemy się do środka odpowiedziała mi tylko:
- Zaufaj mi. Mam plan. - Te słowa w ogóle mnie nie uspokoiły. Ale co mogłam zrobić? Nie patrząc na złe przeczucia szłam dalej przed siebie.

Przez podróż miałam dużo czasu aby przemyśleć całą sytuację, obmyślić plan, ustalić, co jestem w stanie zrobić, a czego pod żadnym pozorem nie mogę. Jednak wtedy nie istniały dla mnie żadne granice. Musiałam uratować Lincoln'a i byłam zdolna zrobić wszystko aby to się udało. Wspominałam nasze pierwsze spotkanie. Myślałam wtedy, że nieznany Ziemianin chce mnie zabić, zranić, porwać. A on tylko pragnął mnie ochronić... Pomóc mi...

Czy kiedykolwiek odwdzięczyłam mu się za to?

W końcu nadarzyła się okazja.

Słońce coraz bardziej znikało z naszego pola widzenia. Dotarliśmy do celu. Nagle Clarke ruchem ręki kazała nam zatrzymać się i zbliżyć do niej:
- Posłuchajcie mnie - zaczęła szeptać. - Musicie mi w pełni zaufać. Wiem jak uratować Lincoln'a. Jedyne co musicie zrobić to bez względu na wszystko wykonywać to co wam karzę. Zrobicie to? - zapytała patrząc na nas wzrokiem pełnym determinacji, ale również garstki strachu. Spojrzałam na Bell'a. Chłopak uniósł brwi w pytającym geście. Odpowiedzią na to kiwnęłam w jego stronę potakująco głową. Bellamy spojrzał na Clarke:
- Będę tego żałować? - zapytał jej po czym dziewczyna podeszła do niego bliżej i złapała go za rękę. Na jej gest ciemnooki chłopak lekko się wzdrygnął.
- Proszę cię, zaufaj mi. Jeżeli ma się udać musimy działać razem - odpowiedziała błagalnym głosem. Dziewczyna miała duży wpływ na decyzje mojego brata. Potrafiła go przenieść na swoją stronę. Bellamy pokiwał tylko potakująco głową i szybko wyrwał swoje dłonie z uścisku dziewczyny.
- No to prowadź Księżniczko. - Wyraźnie widziałam jego złość na Clarke. Ale z jakiego powodu? Nie potrafiłam zrozumieć całej tej sytuacji...

Ale teraz ważny był tylko Lincoln i to właśnie na nim skupiłam całą swoją uwagę.

Powoli zbliżaliśmy się do bramy Polis. Przed nią stali ogromni Ziemianie w pełnych zbrojach, przerażających maskach ze zwierzęcych czaszek oraz wielorakim uzbrojeniu od małych sztylecików po pełne kolców maczugi. Strażnicy spojrzeli na nas i od razu wycelowali w nas bronie. Razem z Bellamy'im zrobiliśmy to sam:
- Schowajcie bronie - szepnęła do nas Clarke. Spojrzeliśmy na nią zaskoczonym wzrokiem. - Już! - Ociężale wykonaliśmy polecenie.. Blondynka uśmiechnęła się do nas pokrzepiająco.
- Tel Lexa bilaik Clarke wants kom talk kom her (Powiedz Lexie, że Clarke chce z nią porozmawiać) - powiedziała w języku Ziemian do strażników. Jeden z nich, po chwili zastanowienia udał się w głąb Polis. Lexa? O co tu chodzi? Jak ona może pomóc nam w uratowaniu Lincoln'a? Przecież to właśnie ona uznała go za zdrajcę. Ruszyłam powoli za Ziemianinem:
- Nou move o die! (Nie ruszaj się albo zginiesz!) - krzyknął jeden z jego towarzyszy. Zatrzymałam się koło brata.
- No to chyba nie mamy innego wyjścia, zostajemy z Księżniczką - szepnął do mnie Bell. Teraz nadarzyła się okazja aby wyjaśnić tę chorą sytuację.
- Czemu jesteś na nią taki wkurzony? - zapytałam chłopaka. Od razu zacisnął mocno pięści, a wzrok skierował ku ziemi. Nastąpiła chwila niezręcznej ciszy. - Tak, zauważyłam. Szczerze, to trudno nie zauważyć - szepnęłam.
- Dzisiejszego ranka zobaczyłem rzeczy, których nie powinienem zobaczyć. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć... Muszę to sobie poukładać... - wyrzucił z siebie, jakoby był to ogromny ciężar na jego sercu. Nie żądałam od niego niczego więcej. Dostałam wystarczającą ilość informacji jaka mi się należała.
- Mogę ci jakoś pomóc? - zapytałam.
- Shof op! (Cisza!) - krzyknął jeden z żołnierzy, co zakończyło moją rozmowę z Bell'em. Chłopak jedynie spojrzał na mnie i słabo się uśmiechnął dając mi znak, że da sobie radę. Nie miałam co do tego wątpliwości.

May we meet again - The 100Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz