Rozdział 9: Próba pokoju

807 55 13
                                    

Bellamy

Mały, ostry nóż wbił się z hukiem w oparcie tronu Hedy. Spojrzałem na Octavię. Dziewczyna wrzasnęła wyrzucając z siebie ostatki sił. Zacząłem biec w kierunku siostry. Ale, niestety, było już za późno. Lexa spojrzała groźnie w stronę ogromnych strażników. Mężczyźni od razu schwytali Octavię:
- Puszczajcie mnie! - krzyczała próbując wyrwać się z uwięzi. Moje nogi przyspieszyły.
- O! - zawołałem.
Znajdowałem się już parę metrów od siostry, kiedy na oko dwu metrowy Ziemianin gwałtownie powalił mnie na ziemię.
- Spróbuj się ruszyć, a twoja mała siostrzyczka zginie - warknęła w moją stronę Lexa. Szybko uniosłem obie ręce w górę w geście poddania się.
- Spokojnie, już się nie ruszam - odezwałem się próbując powstrzymać drżenie mojego głosu. Ogromny strach ogarnął całe moje ciało. Życie Octavii leżało teraz w moich rękach. Musiałem zachować spokój i opanowanie. Schować głęboko wewnątrz uczucia, które próbowały wydostać się ze mnie na każdy możliwy sposób i każdym możliwym otworem. Stałem na drżących nogach, oczy były mokre od łez, a ręce nie potrafiły zatrzymać się w jednym miejscu. Jednak musiałem się opanować i uratować nie tylko siostrę, ale również Lincoln'a i Clarke. - Wypuść naszych ludzi, a odejdziemy. - Trudno było mi uwierzyć w to, żeby Komandor zgodziła się na moją propozycję.
- Co oznacza słowo "wasi ludzie"? - prychnęła rozbawiona. - Tylko ja posiadam władzę na Ziemi. Powinniście wrócić do Kosmosu. Właśnie tam jest wasze miejsce. Wasz ''dom'' - odrzekła dumnie.
- Nikt nie posiada władzy nad Ziemią - powiedziałem śmiało prostując się i mocno zaciskając pięści. - Właśnie w tym tkwi cały problem. Dla ludzi liczy się tylko władza. To przez nią straciliśmy nasz dom na prawie sto lat! Nie widzicie tego? - zawołałem w stronę ludzi.
- Zamknij się! - wykrzyczała poczerwieniała Lexa.

Ale ja dopiero się rozkręcałem.

- Całe nasze życie polega na dążeniu do władzy, walczeniu o władzę, kłóceniu się o władzę. A gdyby nikt nie stanowił głównej władzy? Gdyby wszyscy mogli stać się jednością? - wołałem coraz głośniej.
- Jeżeli nie przestaniesz, Octavia straci życie! - krzyczała Heda.
Byłem już blisko celu. Niektórzy ludzie zaczęli szeptać między sobą, kiwać potakująco głowami. To działało:
- Możemy wszyscy żyć w pokoju! Zaprzestać wojen! Stworzyć wspólnie wspaniałą cywilizację, którą zniszczyli nasi przodkowie! - Mój głos był już w pełni pewny. Wzrok miałem skupiony na wielkiej masie ludzi zebranych przede mną. Patrzyli na mnie zdziwieni, ale również zaciekawieni.
- Ostrzegam cię ostatni raz!
- Stwórzmy razem wspaniały świat! Przestańmy walczyć! Przestańmy dzielić ludzi ze względu na ich pochodzenie, rasę, wiarę! Bądźmy jednością! - Ludzie głośno szeptali między sobą, co odważniejsi wydawali z siebie okrzyki aprobaty. Nie zwracałem uwagi na Komandor. Miałem nadzieję, że kobieta nie zdąży podjąć takiego kroku. Myślałem, że zdążę ich przekonać...
- Frag em op! (Zabić ją!) - wykrzyczała Lexa z całych sił w kierunku strażników. Obróciłem się w kierunku Octavii mając nadzieję na to, że Ziemianie sprzeciwią się wydanemu im poleceniu. Jednak zobaczyłem jak jeden z nich przyłożył ogromny, ostry nóż do gardła O. i zaczął wbijać go w jej skórę.
- Nie! Przestań! - Rzuciłem się w ich stronę, ale zostałem szybko zatrzymany przez innych strażników. Octavia spojrzała na mnie przerażonym wzrokiem. Moje serce zaczęło wyskakiwać z rozgrzanej piersi.
- May we meet again (Może spotkamy się ponownie) - Odczytałem z ruchu jej bladych zakrwawionych ust.

Właśnie tak to wszystko miało się skończyć?

Przez mój błąd?

Wszystko co do tej pory zrobiłem dla siostry, postrzelenie Jahy, ukaranie Atom'a za spotykanie się z nią, torturowanie Lincoln'a, niemalże samobójcza wyprawa do Mount Weather oraz zabicie trzystu ludzi...

May we meet again - The 100Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz