*włącz muzykę*
Clarke
Po pół minucie odrywam od niej swoje wargi. Wygrałam z nią. W duszy czuję tylko nie ograniczoną złość i odrazę:
- Teraz znasz prawdę. Nienawidzę cię! Nie masz dla mnie żadnego znaczenia. Jedyne co do ciebie czuję to nienawiść. Nie chcę cię znać, rozumiesz?! - Emocje wybuchnęły ze zdwojoną siłą. Poczułam łzy próbujące wydostać się z moich oczu, ale szybko je powstrzymałam. Jestem silna. Muszę zakończyć to co zaczęłam. - Jeżeli jakakolwiek osoba z twoich ludzi zrani moich nie będziemy tacy wyrozumiali jak po zostawieniu nas w Mount Weather.
- Clarke...
- Nie! Przestań! Nie chcę cię słuchać! Każde twoje słowo to kłamstwo! Wynoś się stąd! Uciekaj do Polis, tam, gdzie twoje miejsce! Bądź sobie wielką, potężną Komandor. Miałam cię za swoją przyjaciółkę... Ale ty chyba nie znasz znaczenia tego słowa. Wynoś się! - krzyczałam z całych sił. Nie przejmowałam się tym, że nasza rozmowa jest podsłuchiwana przez resztę Zieman. Miałam to całkowicie gdzieś. Lexę bardzo zabolały moje słowa. Pojedyncze łzy spływały po jej policzkach. W oczach Komador widziałam wielkie rozczarowanie... Czyżbym złamała jej serce?Mojego przez długi czas nie będę w stanie pozbierać po tym jak roztrzaskała je, a kawałeczki rozsypała po całej Ziemi.
Lexa nie powiedziała nic.
Odwróciła się i odeszła.
W końcu mogłam wrócić do Bell'a.
Zdecydowanym krokiem ruszyłam w stronę polany, na której go zostawiłam. Gdy wyszłam z lasu zaczęłam szukać wzrokiem chłopaka:
- Bellamy! - po paru minutach zaczęłam nawoływać. - Przepraszam, że tak długo, ale miałam sprawę do załatwienia. - Odpowiedziała mi tylko głucha cisza. - Bell, nie mam humoru na zabawy w chowanego! - zaczęło mnie to wkurzać. Po rozmowie z Komandor miałam nadzieję na spokojne towarzystwo chłopaka, a teraz muszę go szukać.Ale nigdzie go nie było... Moje serce biło coraz szybciej. Ręce zaczynały drżeć. Jeżeli coś mu się stało... Jeżeli to Lexa go zabrała... Jeżeli nigdy go już nie zobaczę...
Odrzuciłam od siebie te myśli i ruszyłam szybko do Arkadii. Biegłam wykorzystując całe swoje siły. Tak jakby jego życie zależało od tego, jak szybko zjawię się w domu.
W oddali ukazała się brama do obozowiska. Na szczęście była otwarta. Wbiegłam szybko do środka i od razu skierowałam się w stronę ''gabinetu'' mojej mamy. Ludzie patrzyli się na mnie ze zdziwieniem i lekkim przerażeniem. Ale w tym momencie oni nie mieli dla mnie znaczenia. Liczył się tylko Bellamy.
Przebiegałam kolejne korytarze coraz szybciej i szybciej. Łzy spływały po moich policzkach. Przede mną znajdowało się skrzyżowanie korytarzy. Wybrałam drogę znajdującą się po prawej, prowadzącą do szpitala. Musiałam ostro skręcić. Nagle odbiłam się od wysokiej, mocnej, twardej ściany i upadłam na podłogę. Uderzenie oszołomiło mnie, ale nie mogłam się zatrzymywać. Musiałam szybko wstać. Niestety, po długiej drodze siły odmówiły mi posłuszeństwa. Oczy dalej miałam zamknięte po upadku, ale nogi od razu chciały powrócić do morderczego biegu:
- Clarke? - nagle usłyszałam zaskoczony głos. Wzdrygnęłam się. Spojrzałam w górę. Przed moimi oczami zobaczyłam chłopaka z czarnymi, roztrzepanymi włosami i czekoladowymi oczami.Bellamy.
Od razu rzuciłam się w jego ramiona:
- Bell... Ja... Myślałam... Lexa... Nie mogłam cię znaleźć... - przez łzy i zmęczenie nie potrafiłam sklecić porządnie żadnego zdania.
- Clarke, spokojnie, jestem tutaj. Spójrz na mnie. - odpowiedział spokojnie i wziął moją twarz w swoje ciepłe ręce - Jestem przy tobie. - Zajrzałam głęboko w jego oczy. Coś było nie tak. Po chwili chłopak odwrócił zdecydowanie wzrok i wyrwał się z mojego objęcia. Spojrzałam na niego zaskoczona. - Mamy teraz ważniejsze sprawy na głowie - powiedział poważnie.
- Co się stało?
- Jasper...
CZYTASZ
May we meet again - The 100
FanfictionOPOWIEŚĆ NAPISANA NA PODSTAWIE SERIALU "THE 100" Jest to moja kontynuacja drugiego sezonu serialu. Clarke i Bellamy pociągnęli za dźwignię i tym samym zabili wszystkich mieszkańców Mount Weather. Zrobili to, aby uratować Sky People. Udało si...