Jasper
Jasny blask księżyca przypomina mi jej uśmiech rozświetlający przede mną każdą drogę...
Ciemna tafla jeziora przypomina mi jej głębokie, pełne tajemnic oczy, których nigdy nie zdążyłem w pełni poznać...
Chłodny wiatr przypomina mi jej delikatny dotyk kojący uciążliwy ból codziennego życia...
Wszystko mi ją przypomina...
Trawa...
Kwiaty...
Drzewa...
Ciemność...
Jasność...
Cisza...
Hałas...
W oddali słyszę jej śmiech...
Krzyk...
Jęk...
Aż nagle przed moimi oczami pojawia się ONA...
Podchodzę do niej i całuję. Ona to odwzajemnia. Tak jak w Mount Weather... Podczas naszego pierwszego pocałunku... Jej ramiona mocniej zaciskają się wokół mojego ciała. Całuje mnie coraz mocniej, szybciej. Jest tutaj ze mną. Zatapiam dłonie w jej ciemnych włosach. Ciało odcinam od świata ciasnym uściskiem. Nagle wszystko zostaje przerwane. Słyszę odległy krzyk. Maya powoli odsuwa się ode mnie. Cała jej twarz została zdeformowana przez promieniowanie. Krwisto czerwone mięśnie nie są już okryte różową, delikatną skórą. Jest naga. Jej całe ciało trzęsie się. Próbuję zagarnąć ją w ramiona, ale ona upada. Upada już z nieobecnymi oczami... Bez oddechu, który mógłby poruszać jej klatką piersiową... Spalone ciało upada bezwładnie na ziemię...
Błysk ostrza przypomina mi blask jej oczu...
Rozcięta skóra przypomina mi jej śmierć..
Krew przypomina mi jej śmierć...
Rany przypominają mi jej śmierć...
Nagle wszystko przede mną płynie.
Maya wstaje i podaje mi rękę.
Jest znowu taka jak dawniej.
Najpiękniejsza na świecie.
Białe światło rozprasza ciemność nocy...Na rękach nie ma już ran...
*************************************
Bellamy
Powolnym krokiem podążam w kierunku obozu. Sam. Na dobre rozpoczął się dzień. Cały czas w mojej głowie pojawia się tylko Clarke. Piękna wysoka blondynka, o jasnych, głębokich oczach... Ech... Nie potrzebnie myślałem o czymś więcej. Nie potrzebnie robiłem sobie nadzieję. Ja i księżniczka? To nie mogło się udać. Po prostu. Jej słowa dały mi jasno do zrozumienia co czuje do Lexy. A może to i nawet lepiej? Jestem beznadziejnym człowiekiem. Prędzej czy później musiałaby przeze mnie cierpieć. Niestety, taka już moja natura. Wszystkich naokoło krzywdzę...
Ale mogę to zmienić. Wziąć się do pracy nad sobą, nad obozem. Pomóc stworzyć dom, którego każdy potrzebuje. W którym każdy będzie chciał przebywać. W końcu Ziemia to nasz dom. Żyliśmy tutaj ponad milion lat. Powróciliśmy. I zostaniemy.
Zatrzymałem się powoli. Spojrzałem w górę. Nad moją głowom rozpościerały się ogromne gałęzie drzew. Wszędzie rozprzestrzeniał się delikatny śpiew ptaków. Słychać było nawet delikatny szum strumyka. Wiatr delikatnie muskał moją skórę.
Poczułem, że żyję.
Zrozumiałem co mogę zrobić.
ILE mogę zrobić.
Delikatny uśmiech powrócił na moją twarz, a nogi zaczęły znowu szybko podążać w stronę "Camp Jaha".
Właśnie przechodziłem obok wielkiego, pięknego jeziora.
- A co tam - pomyślałem i momentalnie skręciłem w stronę wody.Kiedy doszedłem już do brzegu mogłem do woli zaczerpnąć orzeźwiającego napitku, który od razu pomógł na moją rozsadzającą głowę. Przyjemne zimno przepłynęło przez mój przełyk momentalnie dodając mi siły. Rozejrzałem się wokoło.
Zapomniałem jak się oddycha.
Stanąłem sparaliżowany.
Po chwili rzuciłem się w stronę Jaspera.
Jaspera leżącego bezwładnie na ziemi z podciętymi żyłami, nieobecnymi oczami oraz krwią na całym jego ciele.
********************************
Dzisiaj krócej. A to dlatego, że już dawno nie było nowego rozdziału. I nie z powodu braku weny. Ale niestety braku czasu. Wena na razie dopisuje :) Postaram się częściej dodawać rozdziały. Proszę także o opinię takich krótszych rozdziałów, jak się to czyta, czy wgl coś takiego wchodzi w grę? Dziękuję za wszystkie opinie :*Pozdrawiam gorąco
Do następnego razu :*
CZYTASZ
May we meet again - The 100
FanfictionOPOWIEŚĆ NAPISANA NA PODSTAWIE SERIALU "THE 100" Jest to moja kontynuacja drugiego sezonu serialu. Clarke i Bellamy pociągnęli za dźwignię i tym samym zabili wszystkich mieszkańców Mount Weather. Zrobili to, aby uratować Sky People. Udało si...