Rozdział 14: Walka

445 30 22
                                    


Lincoln

Przerażenie.

Uczucie, które każdy z nas zna. Przynajmniej myślimy, że je znamy. Ja, tak naprawdę, poznałem je dopiero jako w pełni dorosły mężczyzna. Może się to wydawać głupie, ale tak właśnie było. Wtedy poznałem w pełni uczucie, jakie nazywamy przerażeniem.

Spałem bardzo głęboko i długo. Nie miałem pojęcia, z jakiego powodu i dlaczego znajdowałem się właśnie w takim miejscu. W czasie snu czułem jedynie, jakbym przez cały czas latał. Nie było bólu, nie było szczęścia, po prostu unosiłem się w przestworzach. Świat stanął w miejscu. Ogarnęła mnie nicość.  Nie myślałem o niczym. Tylko byłem.

Nagle zacząłem spadać. Tak po prostu. Kompletnie nie wiedziałem, co się dzieje. Moje ciało zbliżało się coraz szybciej w kierunku ziemi. Nie mogłem w żaden sposób się ruszyć. Najdziwniejsze było jednak to, że mój mózg w ogóle się tym nie przejmował. Próbowałem coś zrobić, ale cały czas czułem, jakby coś odradzało mi ingerowanie w całą zaistniałą sytuację. Jedyne co mi zostało, to czekać. Spadałem już przez kilkanaście minut. Ponownie ogarnęła mnie nicość. Kompletnie nie rozumiałem moich uczuć, które tak jakby opuściły całkowicie moje ciało. Byłem niczym. Moja twarz skierowana była ku górze. Nie miałem pojęcia, ile jeszcze czasu zostało mi do zderzenia z ziemią. Jednak w tamtym momencie mnie to absolutnie nie obchodziło. Czułem się strasznie dziwnie. Postanowiłem się temu poddać. I tak nic nie mogłem zrobić. Pogodziłem się ze zbliżającą się śmiercią. Nie byłem sobą. Wiedziałem, że prawdziwy Lincoln nigdy nie postąpiłby tak samo. Walczyłby, nawet gdyby nie było żadnej nadziei. Gdzie podział się Lincoln, którym kiedyś byłem? W sercu nie czułem żadnej nadziei, żadnej woli walki, po prostu obojętność. 

Po upływie, jak mi się wydawało, wieczności w końcu nadszedł moment upadku. Jednak po raz kolejny nie poczułem nic. Żadnego bólu. Czy właśnie tak wygląda śmierci? Czy to już koniec? W momencie zderzenia z ziemią ogarnęła mnie ciemność. Nie było już nic. Umarłem. Przynajmniej tak myślałem. Naokoło mnie była pusta, nie czułem nawet własnego ciała. Znienacka usłyszałem głos.

Był to najpiękniejszy głos, jaki kiedykolwiek miałem okazję poznać. Pełen czułości, delikatności, ale jednocześnie bardzo odważny i pewny. Głos, który znałem najlepiej na świecie. Głos, który codziennie słyszałem jako pierwszy z rana i jako ostatni wieczorem. W tamtym momencie był napełniony niezmiernym smutkiem i bólem.

Octavia.

- Jestem pieprzoną egoistką, Lincoln... - wyszeptała przez łzy. Co ona wygaduje? - Dlaczego nadal nie potrafię czegokolwiek się od ciebie nauczyć? - Musiałem coś zrobić. Nie byłem w stanie dalej bezczynnie wysłuchiwać jej załamanego głosu. Starałem się ze wszystkim sił wydać z siebie jakikolwiek dźwięk albo chociaż w malutkim stopniu poruszyć swoim ciałem. Musiałem walczyć. Dla Octavii. Momentalnie uczucia powróciły do mnie. Zacząłem wszystko czuć, ból i radość, siłę i wyczerpanie, miłość i nienawiść. Toczyłem ogromną walkę ze swoim własnym ciałem. Mijały sekundy, a ja nadal nie byłem w stanie nic zrobić. W pewnym momencie udało mi się wydobyć z siebie delikatny dźwięk. Jeszcze bardziej zmotywowało mnie to do bitwy ze sobą samym. Po chwili moje ręka nieznacznie się poruszyła. Octavia zagarnęła w dłonie moją twarz. Poczułem to! To działało! Jestem w stanie do niej wrócić!
- Lincoln? - usłyszałem, po czym starałem się wydobyć z siebie głośniejsze i pewniejsze pomrukiwania. Poczułem, jak oddech dziewczyny lekko przyspieszył. Byłem już tak bliski osiągnięcia celu. Siły coraz bardziej mnie opuszczały. W pewnym momencie udało mi się nieznacznie unieść powieki. Ostre światło od razu zmusiło je do ponownego zamknięcia. Ja jednak wiedziałem, że wygrałem. Otworzyłem lekko oczy. Zobaczyłem zapłakaną twarz Octavii. Tak bardzo za nią tęskniłem. Chciałem złapać ją w swoje ramiona i mocno przytulić, ale niestety to musiało jeszcze zaczekać.
- Co się stało? - udało mi się jedynie zamamrotać. Na ten dźwięk na twarzy dziewczyny od razu pojawił się szeroki uśmiech. Kompletnie nie wiedziałem, co się dzieje. Wiedziałem jedynie, że nareszcie byłem z powrotem. Od tamtego momentu miało być już tylko lepiej. Przynajmniej miałem taką nadzieję.
- Witaj ponownie, Kochanie - wyszeptała i oddała czuły pocałunek prosto w moje usta. Tak bardzo na to czekałem. Od razu go odwzajemniłem. Poczułem miłe ciepło ogarniające całe moje ciało. Chciałem przytulić Octavię. Już zacząłem unosić rękę...

May we meet again - The 100Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz