Rozdział 6: Zdrajca

869 66 14
                                    

*włącz muzykę*

Octavia

Około 20 metrów ode mnie stał duży jeleń o orzechowej sierści. Było południe, więc mógł w spokoju wygrzewać się na łące i zajadać soczystą trawę. Powoli zbliżałam się w jego stronę z ogromnym, zaostrzonym mieczem w dłoni. Musiałam uważnie stawiać każdy krok. Mój wzrok wędrował raz na ziemię, a raz na zwierzynę. 10 metrów. Zachodziłam go powoli od tyłu. Jeszcze parę metrów. Coraz bardziej zmniejszałam dystans między mną a jeleniem. W końcu znalazłam się w idealnej pozycji. Skoczyłam zamachując się energicznie bronią w powietrzu. Trwało to sekundę. Zwierzę padło nieżywe na ziemi:
- Szybko się uczysz, - powiedział Lincoln z uśmiechem wyłaniając się zza drzewa - ale musisz być jeszcze ostrożniejsza, szybsza i delikatniejsza. Mięso jest nam potrzebne, ale to nie daje nam prawa do męczenia zwierząt. Zawsze zabijaj szybko. - Odpowiedziałam uśmiechem i kiwnięciem głowy. Ziemianin codziennie przypominał mi o tym jak być człowiekiem. Co oznacza słowo człowieczeństwo. Boję się, że gdyby nie on, dawno bym o tym zapomniała...
- Dobrze Mistrzu. Teraz pomóż mi z tym - powiedziałam wskazując na jelenia. - Nauczyłeś mnie polować, ale teraz przydałaby mi się lekcja przenoszenia 70 kilogramów pożywienia do Camp Jaha.
- Nie potrzebujesz jej. Masz mnie - odpowiedział i oddał delikatny pocałunek na moich ustach. Krótki pocałunek przekazujący mi całe jego ciepło.

Nagle zza drzew doszedł nas dźwięk łamanych gałązek i szelestu liści. Stanęliśmy oboje w pozycji obronnej. Przez minutę słychać było tylko ciszę. Po niej znowu można było usłyszeć odgłosy jakby zbliżającej się istoty:
- Pokaż się! - wykrzyczałam w stronę dobiegającego hałasu. Cisza. Brak jakiejkolwiek odpowiedzi. Lincoln zaczął nerwowo rozglądać się naokoło siebie. Po chwili zatrzymał swój wzrok na jednym punkcie. Raptem jego twarz zbladła, a dłonie zaczęły się delikatnie trząść:
- Octavia, uciekaj do Camp Jaha - szepnął w moją stronę.

Moje serce zaczęło bić coraz szybciej

Co się dzieje?

Nie byłam w stanie się ruszyć. Spojrzałam w miejsce gdzie zatrzymał się wzrok Lincoln'a.

Jedyne co udało mi się wychwycić to kilkadziesiąt par oczu skierowanych w naszą stronę.
- Octavia, biegnij! - wykrzyczał w moją stronę i zasłonił mnie swoim ciałem.
- Nie mogę cię zostawić. Oni cię zabiją! - odpowiedziałam po uświadomieniu sobie o co chodzi w całej zaistniałej sytuacji.

Lincoln dopuścił się zdrady. Chciał pomóc ludziom z nieba po ogłoszeniu przez Lexę odwrotu. Przeciwstawił się Hedzie. Uciekł od Trikru. Od swoich ludzi. Teraz czeka na niego kara za jego postępowanie. Kara za chęć pomocy innym ludziom, która, ich zdaniem, była zdradą.

- Nie pozwolę cię skrzywdzić za to, że chciałeś nas uratować! To jest nieludzkie!
- Jeżeli chcesz mi pomóc, uciekaj - szepnął odwracając się w moją stronę cały czas zasłaniając mnie przed chowającymi się w zaroślach Ziemianami. Oddałam na moich ustach krótki, czuły pocałunek
- Wrócę po ciebie - szepnęłam zdecydowana i zaczęłam biec w stronę obozowiska wykorzystując moje wszystkie siły. Próbowałam zgrywać silną, ale wbrew pozorom byłam śmiertelnie przerażona.
W oddali słyszałam tylko krzyki ziemjańskich wojowników:
- Natrona! (Zdrajca!)

Mimowolnie po moich policzkach zaczęły płynąć słone łzy.

Uratuję cię... Objecuję...

Po kilku minutach w oddali zobaczyłam bramę Camp Jaha. Przyspieszyłam. Strażnicy spojrzeli na mnie zaskoczonym wzrokiem:
- Octavia, co się stało? - zapytał jeden z nich.
- Lincoln... - udało mi się wydusić - Gdzie jest Clarke?
- Leży w szpitalu. - Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam.
- Co się stało?
- Chodzi o Jasper'a. Miał próbę samobójczą...

May we meet again - The 100Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz