7

205 14 2
                                    

- Też się cieszę na twój widok, mamo. - odparłem z fałszywym uśmiechem.
Grzebała akurat w waginie jakiejś laski. Fu, wagina...

- Czego chcesz? Mógłbyś chociaż raz uszanować moją pracę i poczekać? - warknęła, ściągając z dłoni gumowe rękawiczki. Wszystko w jej gabinecie było białe lub mdło-niebieskie.
Pacjentka porywczo zasłoniła się koszulką.
"Wiesz co interesuje mnie bardziej od twojej waginy? Wszystko." - próbowałem w jakiś telekinetyczny sposób przekazać jej tę myśl, ale chyba nie zajarzyła. Trudno.

- Gdy miałem cztery lata czekałem, aż odbierzesz mnie z przedszkola. Gdy miałem dziesięć lat czekałem aż przyjdziesz po mnie do szkoły. Gdy miałem trzynaście lat czekałem, aż wrócisz z pracy. Gdy mam dwadzieścia cztery lata nie mam zamiaru poświęcić ani sekundy więcej na czekanie. - odpowiedziałem. Coś w niej drgnęło. Jest złą matką.
A ja jestem złym dzieckiem. I tak zostanie. Bo nie da się już nic z tym zrobić. Za późno. Straciłem zbyt wiele czasu na czekanie, a ona na wymyślanie wymówek. - Potrzebuję nowej komórki.

- A co takiego stało się ze starą? - no tak, spowiedź przed kazaniem...

- Miała nieuleczalnego świerzba wtyku do ładowania.

- A tak naprawdę?

- Kabelek, który wchodził w ten wtyk miał chorobę weneryczną, równie nieuleczalną i groźną co świerzb.

- Louis. - westchnęła. Niecierpliwa. Ale tylko dla swojego syna.

- Zalałem ją. Winem. Czerwonym. Z dziewięćdziesiątego szóstego. Wczoraj wieczorem w klubie u Liama. - zapytałaby o to, choć i tak ma to wszystko kompletnie gdzieś.

- Czemu? - uniosłem do góry brwi. Sam nie wiem czemu.

- Bo nie było Liama, tylko jakiś koleś, którego nigdy wcześniej nie widziałem, ale on znał moje imię i tak wyszło. - odparłem chaotycznie.

- Mógłbyś choć raz wziąć przykład z Liama. Jest pracowity, rozważny, pomocny i dostał się na studia... - więc to dlatego nie ma go w klubie. Wyjechał. Na uczelnie. Będzie się kształcił. Może zdobędzie stypendium. Zostanie prymusem... A potem i tak tu wróci i do końca życia będzie stał za ladą rozsypującego się klubu nocnego. Phi.

- Dasz mi na ten telefon? - przypomniałem jej o powiedzie mojego przybycia. W końcu nie przyszedłem tu z misją penetrowania czyichś pochw.

- Jak skończę pracę zrobię przelew. Poczekaj.

P o c z e k a j.

UnbornOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz