Część 1 - Kolejny pierwszy dzień...?

4.2K 270 99
                                    

- A to jest twoja szafka! - dyrektorka pokazała mi szarą szafkę i podała kluczyk z numerem 169. No co zrobię? Nic nie zrobię... Mogę tylko błagać niebiosa, by i do tego się nie doczepili.

Hmm, który to już raz zmieniam szkołę w pierwszym semestrze drugiej klasy liceum? Ah tak, trzeci. Duże miasto, wiele szkół, a ja w ciągu jednego roku byłem w połowie... Nic nie zniszczy życia człowieka tak bardzo, jak drugi człowiek. Świat jest okrutny, czasem aż za bardzo, jednak nie mamy na to wpływu. Trzeba się zebrać w sobie i walczyć o swoje. Szkoda tylko, że ja już tracę powoli siły...

Zadzwonił dzwonek. Bez słowa odszedłem od tej nudnej kobiety. Sprawdziłem na telefonie plan lekcji i ruszyłem na drugie piętro.

- Ej, patrz... Ma najnowszego iPhone'a... A ta bluza jest z najnowszej kolekcji! - usłyszałem wkurzające piski dziewczyn, które mijałem. I się zaczęło... System wyciszania irytujących ludzi - włącz! Szybko założyłem słuchawki, podpiąłem do telefonu i puściłem muzykę, żeby nikogo już nie słyszeć. Niebo dla moich uszu... 

Dobra, nie jest źle. Szkoła ładna, wyszpachlowane laski nie stanowią 90% dziewczyn, mają tu ogromną halę sportową, jedzenie w stołówce wygląda zachęcająco, brak na horyzoncie grupek osób "co my to nie jesteśmy" i nikt nie zadał pytania...

- Hej! Jak masz na imię? - zapytał dość niski blondyn, siadając na ławce, którą zająłem i zdjął mi słuchawki. No i masz ci. Chamska, mała, ciekawska pchełka jest.

- Nie uczyli rodzice kultury? - zmarszczyłem brwi, bardzo, ale to bardzo niechętnie wyłączając muzykę.
- Tak trochę też nie twój interes...
- A mój! Bo też tutaj siedzę! - oznajmił mi i zajął miejsce tuż obok - Więc jak masz na imię? No chyba, że mam do ciebie cały czas mówić "nieznajomy", "wielkolud"...

- Ariel. - przerwałem mu, skutecznie zwracając na siebie uwagę całej klasy. Nie wiem, co rodzice chcieli osiągnąć, dając mi tak na imię, ale mam nadzieję, że nie udało im się to!
- Fajne nazwisko! Imię pewnie tak samo! - nawijał blondasek, podnosząc mi ciśnienie jeszcze bardziej.
- Nie. TO jest moje imię. - warknąłem wściekły, wyciągając z markowej torby książkę i zeszyt. I powtórka z rozrywki...

- Serio masz tak na imię?! - dziewczyny z pobliskiej ławki szybko znalazły się obok mnie i wpatrywały ciekawskimi ślepiami... Mam im je wydłubać czy co?!
- Tak i lepiej dla was, żebyście się odpierdoliły! - z hukiem odłożyłem telefon obok zeszytu.
- Uważaj lepiej, bo potrzaskasz... - mruknął cicho blondas.
- To kupię nowy! - skrzywiłem się na widok coraz większej ilości dziewczyn wokół nas i tylko prosiłem o początek lekcji. Pięć minut w klasie i ja już mam dość, a gdzie tam koniec lekcji! Kolejny pieprzony dzień, który można wrzucić do kosza! 

Ucieszyłem się, kiedy przyszedł nauczyciel i zaczął lekcję. Tak, jestem nastolatkiem i lubię lekcje. Wtedy mi tak nikt nie dokucza, ani nie wkurza. 

Blondasek zaraz podsunął mi karteczkę, szczerząc się jak głupi do sera...
"Jestem Alex! Jeżeli chcesz nadgonić materiał, to ci mogę pomóc!" - napisał dość koślawo. Czyżby pchełka była wyjątkiem? Może to jedna z tych osób, które nie zwracają uwagi na imię?

Takim sposobem zdobyłem kumpla w tym gnoju. Ale na pierwszej przerwie zaczęło się piekło. Jak w każdej innej szkoły. O tak, śmiejcie się z mojego imienia. Nie macie własnego życia? Czy to musi być powód do waszych śmiechów? To tylko głupie imię! Nie ja je wybierałem! Śmiejcie się z moich rodziców, a nie ze mnie... Nie prosiłem o takie coś. Niech tu się przeniesie ktoś z jeszcze głupszym imieniem!

- Ari, chcesz kilka zeszytów, żeby uzupełnić lekcje? - zapytał Alex, przysiadając się do mnie z kubeczkiem gorącej czekolady. Ave tym, którzy spłodzili tak kumatego chłopaka. Jest pierwszą osobą, która mówi do mnie po imieniu (a raczej jego skrócie) i nie wywołuje u mnie myśli morderczych.
- Jasne. Dzięki Alex.
- A jeśli chcesz, to możemy pójść po szkole do takiej kawiarenki dobrej! Powiem ci dokładnie kiedy są jakie testy...!
- Wiesz, kurczę, fajnie i w ogóle, ale... muszę w domu ogarnąć. Rodzice ze mną nie mieszkają i sam się wszystkim zajmuję.
- Mieszkasz sam?! - pisnęły dziewczyny, teleportując się od razu do nas.

Pamiętać: dopisać do listy "Tego nie rób" punkt - nie mówić o braku starych w domu przy krzykaczkach. Teraz na pewno się doczepią do mnie... Poza pchełką, nie ma tu chyba nikogo w miarę normalnego! To już wolę skoczyć z mostu...

- Idę się przejść! I pijawek nie biorę na spacer! - warknąłem do dziewczyn, które poczuły się urażone. I dobrze... Jeden krok bliżej szczęścia! Nie potrzebuję ich uwagi. 

Wychodząc z sali przydzwoniłem prosto w wysokiego chłopaka o krwiście czerwonych włosach, niesamowitych zielonych oczach i cudownym uśmiechu.
- Nie bujaj tak w chmurach, bo upadek zaboli. - zaśmiał się, szybko odchodząc, a ja jak głupi pognałem do toalety. Odkręciłem zimną wodę i ochlapałem nią twarz, próbując pozbyć się uporczywych rumieńców, które zalały moje policzki.

"Ojej, jakie on ma śliczne blond włoski po mamusi!" - nie, mam czarne; co kilka dni farbuję, żeby nikt się nie zorientował
"Ale ma cudne błękitne oczęta! Jak tatuś!" - niee, szare, czarne, a czasem ciemnoniebieskie; często robię zakupy na stronie z soczewkami
"Ale jest umięśniony! Na pewno trenuje do jakiegoś sportu!" - i znów błąd, siła po to, by niektórym pokazać, że nie można mną pomiatać
"Mieszka sam? Tak szybko chce się usamodzielnić!" - chcę chociaż w domu zdjąć maskę...
"Nie ogląda się za pannami? Na pewno zakochany!" - kurwa, no nie! właśnie nie... wolę facetów...
Nie zawsze rodzina rozumie... Moja w ogóle. Nie obchodzą ich moje problemy, nie widzą blizn. Każdy ma swoją granicę wytrzymałości. Ja już ją przekraczam, a oni tego nie widzą... Nie obchodzę ich, więc po co w ogóle tłumaczyć? Za dużo. Zdecydowanie za dużo... Jeszcze im wstydu narobię i będzie gorzej.
A ja chcę tylko... zniknąć po cichu...

- Ej, coś się stało? - usłyszałem znów ten miły głos i w lustrze ujrzałem czerwoną czuprynę. 
- Ale co?! - obróciłem się gwałtownie, a że podłoga była nieco mokra, poślizgnąłem się i obiłem swoje cztery zgrabne litery na posadzce.
- Wszystko gra? - podał mi rękę, chcąc pomóc wstać.
- Gra... i trąbi... - burknąłem cicho, łapiąc jego dłoń i postawił mnie na nogi.

Pierwszy raz spotkałem osobę, która mi się spodobała od pierwszego spojrzenia i nasze spotkanie... wygląda tak. Żenada... ale jak życie rzuca kłody pod nogi, to trzeba z nich zrobić stolik! Albo inaczej to szło...

- Nie chciałem cię przestraszyć, sorki. - uśmiechnął się, a ja mogłem podziwiać znowu jego zniewalający uśmiech. Kurde no, wysoki skurczybyk! Sam nie jestem mały, ale on jest wyższy! Sięgam mu nosem do podbródka...
- Za bardzo się zamyśliłem. Moja wina...
- No tak, jesteś tu nowy... Jestem Nathaniel! - przedstawił się, ściskając moją dłoń.
- A ja... Ariel... - powiedziałem cicho. Łał, już drugi raz w tym dniu powiedziałem komuś swoje imię. Rekord pobity.
- Ariel? Jak Ariel Atom? Ale super! - prawie krzyczał, a jego oczy iskrzyły się z radości.

O syrence Arielce to wiem. O proszku też. Ale o... o tym czymś? To był komplement czy obelga?

Szybko wyjaśnił mi, że jest to sportowy samochód - trafiłem na motomaniaka.
- Nathaniel...
- E! Tylko nie Nathaniel... - przerwał mi, ale uśmiech wciąż widniał na jego twarzy - Mów mi Nathan, albo Nath.

- Wybacz. Więc Nath... Miło cię poznać.

Miło. Naprawdę miło...

"Only you, my love"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz