Nadszedł weekend. Czułam się dumna, że mój projekt dotyczący Justina zbliża ku końcowi. Piątek wieczór, zapewne wiele osób tak jak i ja kocha ten dzień. Dzisiaj umówiłam się z Dylanem w klubie. Może i imprezy nie były klimatem Dhalii, to Danielle aż tak bardzo nie przeszkadzają. Chociaż nie ukrywam, że dalej jestem cholernym domownikiem.
Około godziny siódmej pm zaczęłam przygotowywania. Wzięłam długą odprężającą kąpiel. Wyciągnęłam ze swojej szafy czarną sukienkę,
która według mnie idealnie pasowała na dzisiejszy wieczór. Wysuszylam i zakręciłam moje długie włosy, ubrałam się i zrobiłam makijaż. Pomalowałam swoje pluchne usta matową, bordową szminką i uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze.Wchodząc do klubu poczułam zapach alkoholu mieszanego z nikotyną. Nawet nie wiecie jakie to denerwujące- idziesz do jednego najlepszych klubów nocnych a spotykasz miejsce w którym unosi się dym z papierosów i jointów. No cóż, żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku w Nowym Jorku.
Gdy ujrzałam znajomą męską sylwetkę przy barze uśmiechnęłam się do siebie. Dylan. Z pozytywnym nastawieniem ruszyłam w kierunku mężczyzny aby rozpocząć weekend.
- Akuku, zgadnij kto to. - Zaśmiałam się zasłaniając przyjacielowi oczy dłońmi.
- Dani, dwudziestotrzylatka z mentalnością pięcioletniej dziewczynki. - Odpowiedział a moje usta wygięły się a podkówkę. - Żartowałem. - Zaśmiał się i objął mnie ramieniem. - Czego się napijesz?
- Hmm... - Usiadłam obok bruneta. - Martini z lodem.
- Jedno duże martini z lodem dla ślicznej pani. - Powtórzył barman i zniknął między butelkami. Po chwili przede mną stała szklanka z magicznym trunkiem.
CZYTASZ
Sober
FanfictionDruga część książki "White Bird". Przenosimy się o pięć lat do przodu, gdy bohaterowie mają już po prawie 23lata. Justin jest już sławnym na całym świecie piosenkarzem a Dhalia-Danielle wspina się po szczytach swojej wymarzonej kariery.