03. I guess I should not...

2.2K 115 8
                                        

Poniedziałek. Jestem typem ludzi, którzy z całego serca nienawidzą poniedziałków. Przekroczyłam drzwi budynku i od razu dopadła mnie moja asystentka.

- Szef Cię pilnie wzywa. - Powiedziała w przelocie, przy okazji machając jakimiś papierami.

- Już lecę. Skoczysz mi po beztłuszczową latte? Znowu spóźniłam się na metro. - Mruknęłam ruszając w kierunku biura mojego kierownika. Po drodze witałam się sympatycznie ze wszystkimi znajomymi.

Będąc pod drzwiami cicho zapukałam, po czym nie czekając na zaproszenie weszłam do środka. Usiadłam przy biurku i ciężko westchnęłam.

- Danielle! - Mężczyzna poderwał wzrok z nad stosu papierów. - Dobrze, że jesteś. - Powiedział uśmiechając się. - Umówiłem Cię na spotkanie z Justinem Bieberem. Musisz zebrać już trochę materiałów z przeszłości... no wiesz, czasy szkolne i tym podobne.

- Och. - Jęknęłam patrząc na szefa zrezygnowana. - Szefie, czy to konieczne? Znam Justina z czasów szkolnych, uczęszczaliśmy do jednego liceum. - Powiedziałam osuwając się po oparciu fotela. Czy naprawdę żeby osiągnąć sukces, muszę się zmierzać z nim? Serio nie ma innej drogi?

- To świetnie się składa, ale jak dobrze wiesz, profesjonalne czasopismo musi mieć dowody na wszystko co napisze. - Powiedział i podał mi mały dyktafon. Westchnęłam wstając z miejsca. Zostawiłam szefa samego i wróciłam do swojego gabinetu. Usiadłam przy biurku i otworzyłam laptopa. Zajęłam się pracą, czyli rzeczami które miałam na liście. Między innymi do moich zadań dzisiaj należało sprawdzenie nowych informacji o Justinie, które krążą w internecie.

Wpisałam w wyszukiwarkę "Justin Bieber" i wybrałam zakładkę wiadomości. Moim oczom po ułamku sekundy ukazały się setki artykułów. Spojrzałam na daty poszczególnych z nich. "Minutę temu", "Pięć minut temu", "Godzinę temu". Cholera, ten chłopak to musi mieć ciężkie życie, paparazzi i dziennikarze na każdym kroku. Westchnęłam przeglądając losowe artykuły. Większość z nich była o nowych, rzekomych uzależnieniach piosenkarza, problemach i kobietach. Współczułam mu. Nie wiem w sumie ile w tych wpisach jest w prawdy, ale jestem świadoma, że teraz, przed wyjściem nowego albumu w jego życiu będzie tornado różnych potężnych spraw. Po kilku minutach dźwięk telefonu poderwał mnie od biurka. Wstałam, podeszłam do komody, chwyciłam komórkę i przełożyłam ją do ucha.

- Danielle Howard, słucham? - Rzuciłam do słuchawki siadając na obrotowym fotelu. Wzięłam kosmyk włosów w palce i zaczęłam się nim bawić.

- Witam, z tej strony Scooter Braun. - Usłyszałam w słuchawce męski, twardy głos i wyprostowałam się na siedzeniu. Tak, to mężczyzna który kazał Justinowi wybrać pomiędzy mną a karierą. - Nie mogłem się dodzwonić do Pani szefa, więc muszę spytać panią. Czy jest możliwość zamiany Pani na jakąś inną dziennikarkę?

- Ouch. - Mruknęłam kręcąc oczami. - A dlaczego chcę Pan mnie zamienić? Gwarantuje, że jestem jedną z najbardziej uczciwych pracownic naszej firmy.

- To nie ja, tylko Justin chce zamiany. Jest to dzisiaj możliwe? 


- Nie. - Syknęłam do słuchawki. - Proszę przekazać naszej kochanej gwiazdeczce, że dzisiaj inne dziennikarki są niedostępne, nieosiągalne, nic z tego. - Powiedziałam podchodząc do lustra. - Za to ja za godzinę będę czekała w umówionym miejscu. - Powiedziałam uśmiechając się triumfalnie, chociaż wiem, że mężczyzna i tak tego nie widział.


Położyłam komórkę na biurko i prychnęłam pod nosem. Zerwał ze mną pięć lat temu, więc nie dziwię się wcale, że nie chce się spotkać. Pieprzony tchórz. 


~ Oczami Justina ~


Błagałem Scotta na kolanach o zmianę. Przyznam, że robiło mi się na sercu ciepło, gdy tylko ją widziałem, ale po prostu nie potrafię. Było dobrze, gdy nie miałem z nią kontaktu przez kilka lat. Nie mogę udawać, że nie tęskniłem. Bo tęskniłem, tęskniłem za nią w chuj mocno. Wiem, że nie jestem bez winy, żałuje często tego jak ją potraktowałem. Patrząc na to z innej strony... cholera, Dhalia to pieprzona Birdy! Gdy tylko się o tym dowiedziałem, miałem ochotę do niej przyjechać, wykrzyczeć jej wszystko w twarz. Chciałem wytłumaczeń. Oszukała mnie, chociaż tak bardzo darzyłem je... ją zaufaniem. 

- Justin, przykro mi. - Powiedział mężczyzna odkładając telefon. Spojrzałem na niego zrezygnowanym wzrokiem i opuściłem dłonie ze zmęczenia. - Masz godzinę. Stadion Jankesów. 

 Wstałem od stołu i wyszedłem z pomieszczenia trzaskając drzwiami tak mocno, jak tylko potrafiłem. Zacisnąłem wargę i ruszyłem w kierunku mojego pokoju. Wziąłem szybki prysznic, załatwiłem inne sprawy toaletowe, ubrałem się i sięgnąłem po telefon. Zostało mi dwadzieścia minut. Wybrałem numer mojego ochroniarza. 

- Kenny, właśnie wychodzę z domu. Zawieź mnie na mecz Jankesów. - Powiedziałem po czym wrzuciłem telefon do kieszeni spodni. Wziąłem jeszcze okulary przeciwsłoneczne i skierowałem się na zewnątrz. 

Po upływie dziesięciu minut dotarłem na miejsce. Nie obyło się bez miliona papparazzich, ale takie już jest moje życie. Razem z Kennym udaliśmy się na zarezerwowane dla nas miejsca. Usiadłem i zacząłem bawić się moim telefonem. Sprawdzałem social medias, odpisywałem fanom, po prostu robiłem wszystko, żeby tylko nie okazywać zainteresowania. Nagle nad sobą usłyszałem chrząknięcie. Stała tu. Stała piękna jak zawsze. Jej włosy, ciemniejsze i dłuższe niż kilka lat temu opadały na jej zaróżowione policzki. Uśmiechnęła się i usiadła obok mnie. Nie wykazałem wielkiej uwagi jej osobą. Starałem się wmówić jej i sobie, że mi nie zależy.

- Spóźniłaś się. - Rzuciłem patrząc na nią znad komórki. 

- Przepraszam ale moim środkiem transportu jest metro, nie limuzyna. - Odpowiedziała uśmiechając się fałszywie. Cholera, jest bardziej pewna siebie niż kiedyś. - Więc, zacznijmy. - Powiedziała wyciągając małe, czarne urządzenie ze swojej torebki. - Włączone. Więc, Justin. Spotkaliśmy się dzisiaj żeby porozmawiać o początkach Twojej kariery. - W tym momencie wyjęła notes, otworzyła go a na jej twarzy wkradło się małe zdziwienie. Zacisnęła swoje drobne rączki na rękawach koszuli. - To chyba jednak... to pytanie odpada. 

Spojrzałem na nią i odebrałem jej notes. Przeczytałem notatkę pod zdjęciem, które umieściłem na facebooku w dzień, kiedy opuściłem dziewczynę. Tak, to było to zdjęcie z dnia ogniska. 

- Wiele ludzi zastanawia się dlaczego nigdy nic nie mówiłeś na temat tej dziewczyny... nasi tajemni informatorzy, donieśli nam, że to twoja stara miłość. Podobno była z Tobą w ciąży, a ty zapłaciłeś jej pieniądze, żeby odeszła. Wybrałeś karierę, tak? - Przeczytałem na głos i otworzyłem szeroko swoje oczy. Kenny jak i Danielle spojrzeli na mnie równie zaskoczeni. - Co to do cholery ma być? - Warknąłem. 

- Ja... ja nie wiem... pierwszy raz widzę to na oczy. - Dziewczyna powiedziała cicho, chowając swoją twarz pośród swoich bujnych loków. 

- Danielle... czy to? 

- Nie! - Krzyknęła zabierając notes. Brunetka wstała ze swojego miejsca i zebrała swoje rzeczy. - Przepraszam, nie dam rady.  Umówię Cię z kimś innym. - Szepnęła oddalając się ode mnie. Patrzyłem jak odchodzi i głęboko westchnąłem. 

SoberOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz