Dotarliście do Konohy w okropnej ciszy przerywanej czasami przez twoje westchnięcia i śpiew ptaków. Był środek dnia — coś około piętnastej — gdy w końcu przekroczyliście bramę Konohagakure. Bez namysłu machnęłaś ręką do srebrnowłosego i pobiegłaś w stronę biura Hokage. Ktoś musiał złożyć raport z misji. Tak właściwie... mam w dokumentach ująć też Kakashiego? Wzruszyłaś ramionami, nie przejmując się zbytnio mężczyzną. W końcu nie miał nic wspólnego z tym, czego szukałaś, tak sądziłaś.
Już drugą godzinę siedziałaś przy dokumentach, bezustannie pisząc, gdy nagle usłyszałaś pukanie do drzwi. Nie wiedziałaś, kto to mógł być. W końcu nie miałaś przyjaciół ani nikogo, kto chciałby cię odwiedzić.
Niechętnie odłożyłaś pióro i wstałaś leniwie, by dowlec się do drzwi, których nie było. Zaraz. Co?! Gdzie są moje drzwi?! Rozejrzałaś się dookoła na zewnątrz, jednak nikogo nie dostrzegłaś. Pustka, która tam panowała, była niezwykle irytująca. Mieszkałaś w tamtym miejscu już parę ładnych lat, ale i tak nie mogłaś się do niej przyzwyczaić.
Tym razem to nie była ta sama cisza, która witała cię każdego ranka i żegnała codziennie w nocy. Okropieństwo. Teraz zauważyłaś, że po ulicy biega jakiś blondyn, usiłując dogonić jakiegoś... psa? Cokolwiek to było, wyglądało właśnie na psa.
– Oi, młody! – krzyknęłaś, wychodząc z mieszkania na ulicę – Co ty tutaj wyrabiasz? – Spojrzałaś na niego zmęczona, a on tylko uśmiechnął się szeroko, zatrzymując się blisko ciebie.
– Sorka, ale ten głupi kundel ukradł mi mój ochraniacz i trochę mnie poniosło. Jak on mnie denerwuje, dattebayo! – podniósł głos, wykonując różne dziwne ruchy rękoma.
– Ale to nie powód, by wyrywać mi drzwi razem z zawiasami... – jęknęłaś, czując ciężar kolejnych wielkich wydatków.
Z pieniędzmi u ciebie nie było źle ani dobrze. Coś pomiędzy. Jednak z misji dostawałaś niewielkie sumy, wykonując w pojedynkę zadania rangi C, ponieważ na B Trzeci nie chciał puścić samotnej kunoichi. Zawsze powtarzał, że to dla twojego bezpieczeństwa, jednak nigdy go nie słuchałaś, ciągle prosząc o trudniejszą misję. Tylko... jakby ci to powiedzieć... Dobra, zawsze ponosiłaś klęskę.
– Aa! – Z rozmyślań wyrwał cię niebieskooki, który cały czas stał niedaleko ciebie. – Uważaj! – krzyknął, biegnąc w twoją stronę.
Nie rozumiałaś, o co chodzi, dlatego tylko stałaś jak słup, patrząc na niego pytająco. Po chwili jednak poczułaś, że coś się zbliża. Odwróciłaś się w tamtą stronę. To była bestia. Ostre zębiska wystające z szeroko otwartej paszczy. Wiedziałaś, że jeśli ten kilkucentymetrowy potwór cię dopadnie, zostaną na tobie ładne blizny, dlatego szybko wyjęłaś buta z przedpokoju i rzuciłaś nim w nadbiegającego chłopca, który prawdopodobnie chciał cię przed nim osłonić. Dostał prosto w czoło, zatoczył się i upadł, nie rozumiejąc, co się stało. Raczej shinobi korzystają z kunai i tym podobnych... nie z butów.
Pies był już metr przed tobą, gdy ktoś stanął za twoimi plecami.
– Pakkun! – rozległ się lekko zachrypnięty, lecz donośny głos.
Bestia zniknęła w szarawym obłoczku dymu, a po niej został tylko błyszczący ochraniacz z symbolem Konohy. Byłaś gotowa do walki, chciałaś się w końcu rozerwać po dwóch godzinach siedzenia w papierach, ale standardowo ktoś pokrzyżował ci plany. Odwróciłaś się, stając twarzą w twarz z mężczyzną o głowę wyższym od ciebie.
– Yo, [Imię]! – Przymknął delikatnie swoje jedno oko, drapiąc się z zakłopotaniem po karku. – Przepraszam cię za Naruto. Trochę poprztykał się z Pakkunem i na tym się to skończyło. – Spojrzał wymownie na twoje drzwi... ta, te leżące kilka metrów przed miejscem, w którym powinny się znajdować.
CZYTASZ
Kakashi [Kakashi x Reader PL]
FanfictionZAWIESZONE (i raczej już odwieszone nie będzie) To... dość nietypowa opowieść, bo kto normalny posądziłby zwykłego, czytającego książki dla dorosłych w miejscach publicznych i wiecznie spóźniającego się shinobi o... no właśnie. To tajemnica, nikomu...