24.

3.6K 314 86
                                    

   Na jednej z najmniej zapełnionych ulic Konohy rozległo się głośne pukanie do drzwi, na które nikt nie zwrócił szczególnej uwagi — nawet właściciel domu. Kilkunaste z rzędu uderzenie zostało ponowione przez silną, męską dłoń, która była ochraniana przed obrażeniami spowodowanymi stukaniem od parunastu minut przez wytrzymały materiał rękawicy. Gdy właściciel mieszkania ponownie nie zareagował, shinobi Konohy postanowił wtargnąć do środka budynku bez zaproszenia. Nie trwało to długo. Wystarczyło nacisnąć klamkę, a drzwi w zaskakująco szybkim tempie otworzyły przed jōninem wejście do całkiem innego wymiaru, który za parę minut miał obrócić jego świat do góry nogami.

   Mężczyzna przekroczył próg, a do jego nozdrzy prawie natychmiast wpadł zapach bardzo dobrze znanych mu perfum. Przez chwilę napawał się ich łagodną wonią, po czym zdjął buty i wszedł głębiej mieszkania.

   – Przepraszam za najście – mruknął chrypliwym głosem, zaglądając do kuchni.

   Pomieszczenie było idealnie zadbane jak każde inne, które sprawdził. Na końcu postanowił zajrzeć do sypialni właścicielki, w której był już kilka razy, a za każdym razem, gdy tam wchodził, czuł się, jakby dopiero co je poznawał. Zupełnie jak małe dziecko, które całkiem niedawno zaczęło uczyć się, czym tak naprawdę jest świat.

   Nacisnął klamkę do pokoju, uprzednio wciągając głośno powietrze, jakby obawiał się tego, co tam zobaczy. Uchylił drzwi i niepewnie zajrzał do środka. Jego serce na chwilę stanęło, gdy dostrzegł puste pomieszczenie — bez kobiety, której szukał. Pod wpływem dziwnego impulsu zaczął otwierać wszystkie szuflady i szafy tak, jakby od razu wyczuł, że większość z nich została opróżniona. Westchnął zrezygnowany i usiadł na łóżku, które pod wpływem jego ciężaru ugięło się ledwo zauważalnie. Rozejrzał się ostatni raz po pokoju, myśląc, że może po prostu dziewczyna bawi się z nim w chowanego. Tak niestety nie było. Ona zniknęła, rozpłynęła się w powietrzu zupełnie tak, jakby nigdy nie istniała.

   Mężczyzna jednak nie chciał się od razu poddawać. Przecież nie mogła tak po prostu zniknąć, prawda? tak myślał, jednak jaka była prawda? Nie wiedział.

   Ruszył biegiem prosto do wyjścia z Konohy. Dlaczego aż tak mu się spieszyło? Czyżby miłość zniszczyła mu kompletnie wzrok? Dlaczego kierował się tylko i wyłącznie głupimi hipotezami? Prawdopodobnie nie mógł się pogodzić z myślą, że jego ukochana po prostu uciekła z wioski, gdy akurat nadarzyła się ku temu okazja. Ślepo wierzył, że musiała mieć ku temu jakiś konkretny powód.

   Stanął przy wejściu do Konohy i spojrzał daleko przed siebie, jakby za chwilę miała pojawić się tam jego ukochana. Tak się jednak nie stało. Na horyzoncie dostrzegł tylko niebo łączące się ze ścieżką i lasami. Jej tam nie było. Mógł w końcu przestać ślepo wierzyć w jej nagły powrót, ale tego nie zrobił. Użył przywołania, by przyzwać swoje psy tropiące. Nie zamierzał odpuścić. Nawet, gdyby [Imię] okazała się zdrajcą, chciał ją znaleźć za wszelką cenę, by chociaż pożegnać się z nią w należyty sposób.

   – Pakkun, znajdźcie [Nazwisko] – zakomenderował, dając psom do powąchania jedną z apaszek, które czasami nosiła jego ukochana.

   Zwierzęta wzięły się za poszukiwania prawie natychmiast. Cała zgraja rozbiegła się w różne strony, zostawiając swojego pana w bramie. Ten tylko włożył ręce w kieszenie i poszedł w kierunku Ichiraku, by odetchnąć i w końcu coś zjeść.

   Nie minęła nawet godzina, a już wszystkie psy znalazły się obok swojego pana ze spuszczonymi ogonami, sygnalizując w ten sposób porażkę. Hatake spojrzał na nie smutno i usiadł na trawie na jednym z placów treningowych.

Kakashi [Kakashi x Reader PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz