Rozdział 2

46 2 0
                                    

~Cassandra

Siedziałam w aucie i starałam się go odpalić. Bluzgałam z każdą nieudaną próbą. Co za cholerstwo! Usłyszałam cichy jęk dochodzący z bagażnika auta. No nie teraz!

- Cholera - mruknęłam pod nosem i kolejny raz spróbowałam odpalić auto łącząc kable.

Nauczył mnie tego kiedyś ojciec. Tylko on wiedział, że i tak nic ze mnie nie wyrośnie i będę musiała sobie jakoś radzić. No cóż nie pomylił się.

Nacisnęłam sprzęgło i usłyszałam upragniony dźwięk silnika. Baja! Uśmiechnęłam się i przybiłam sobie mentalną piątkę. Odjechałam z parkingu biurowca. Dobrze wiedziałam gdzie się kieruję, do najbliższego bankomatu.

Włączyłam radio samochodu i usłyszałam piosenkę Eminem'a "Lose Yourself". Zaczęłam wystukiwać rytm na kierownicy i co chwilę wspomagałam wokalnie rapera w niektórych momentach piosenki. Chwilę później dojechałam na miejsce. Okolica była cicha i nie widziałam żywej duszy. Może dlatego, że była czwarta w nocy..? Może...

Wysiadłam z auta i obeszłam je stając przed bagażnikiem. Otworzyłam go i zobaczyłam skuloną postać.

- Czas na spacer, wujku - ostatnie słowo wysyczałam i wyciągnęłam starszego mężczyznę z bagażnika.

Przede mną stał Paul Taylor, kochany przyjaciel mojej rodziny. Znaczy rodziny, która już nie istnieję. Paul zna mnie od moich najmłodszych lat, przyjaźnił się z moim tatą, razem założyli firmę. Interes kwitł dopóki Taylor'owi coś nie odbiło. Postanowił wkręcić mojego ojca w oszustwa finansowe i w gwałt na sekretarce. Wszystko zgłosił na policję, a "roztrzęsiona" sekretareczka wszystko potwierdziła. Mój ojciec trafił za kratki, a matka nie uwierzyła w jego wyjaśnienia i zerwała kontakt z nim i przy okazji... ze mną. W końcu wstawiłam się za jej zdradliwym mężem. Zresztą po co miałaby utrzymywać kontakt ze swoją niedoskonałą córką. Nigdy nie byłam taka jaką chciałaby mnie widzieć, byłam jej osobistą porażką. Kochał mnie jedynie tata, był przy mnie kiedy ona miała mnie gdzieś.

Za ojca mogłabym zabić. No cóż, to było bardzo prawdopodobne, bo właśnie mierzyłam do mężczyzny, przez którego straciłam jedyną ważną osobę w moim życiu.

- Cassandra... - jego głos był zachrypnięty - ...czemu to robisz?

Wybuchnęłam głośnym śmiechem. Czy on jest skończonym idiotą?

Najwyraźniej.

- Żartujesz, prawda? - zapytałam z pogardą w głosie, oczach i całej mojej postawie. - Zniszczyłeś mi życie. Musisz za to zapłacić...

- Mam pieniądze - odparł pewnie... zbyt pewnie. - Dam ci ile chcesz.

- Wiem - westchnęłam. - Idziemy.

Objęłam mężczyznę kamuflując broń, którą trzymałam przy jego ciele. Dość szybko znaleźliśmy się przy bankomacie.

- Jesteś mądra, wiesz, ze nie mogę wypłacić wszystkiego teraz, mam limit karty - powiedział zatrzymując się przed maszyną.

- Tak, wiem i masz rację jestem wyjątkowo mądra - przyznałam mało skromnie. - Wiem też, że jako właściciel dużej firmy masz cholernie duży limit - dodałam po chwili.

Nie musiałam długo czekać, mężczyzna wypłacił pięć tysięcy i podał mi je do ręki. Wpakowałam pieniądze do torby i popchnęłam mężczyznę. Wróciliśmy do samochodu. Kazałam mu usiąść na jednym z tylnych siedzeń i podałam mu laptopa z włączoną stroną banku.

- Przelej mi resztę swoich pieniędzy na konto - warknęłam. - No już! - podniosłam pistolet.

On jednak się nie ruszał. A ja po chwili zrozumiałam dlaczego. Usłyszałam syreny policyjne. Kurwa. Samochód musiał mieć zainstalowany alarm, a ja odpalając go na styk uruchomiłam go.

Cholera!

Wozy policyjne były coraz bliżej, zaczęłam się irytować. Wyrwałam laptopa z rąk Paul'a i schowałam do torby. Mężczyzna zaczynał czuć się bezpiecznie. Jego błąd. Skierowałam pistolet w jego głowę.

- Cassandra! - zaczął krzyczeć. - Wiesz, że nie uda ci się uciec...

Strzeliłam.

Mężczyzna zginął ze zdziwieniem wymalowanym na jego naznaczonej wiekiem twarzy. Chwilę patrzyłam na stróżkę krwi cieknącą z dziury w jego głowie, lecz pisk opon wyrwał mnie z transu. Zaczęłam biec ile sił w nogach wplątując się w ciemne uliczki miasta. Uciekałam dopóki miałam pewność, że za chwilę ktoś mnie nie złapie i nie wpakuje mi kulki w potylicę.

Zaczęłam zwalniać. Ściągnęłam z dłoni czarne skórzane rękawiczki i wepchnęłam je do torby zawieszonej na moim ramieniu. Musiałam być ostrożna. Nie mogli znaleźć mojego DNA gdzieś na jego ciele. Rozpuściłam również moje długie, jasne blond włosy i zdjęłam z głowy kaptur.

Szybko oddalałam się od miejsca zbrodni. Nie wiedziałam nawet gdzie idę. Skręciłam w następną ulicę i... na kogoś wpadłam. Była to chyba kobieta, ale przez naciągnięty na głowę kaptur nie widziałam jej twarzy.

- Przepraszam - wymamrotałam pod nosem, ale ta tylko wepchnęła mi coś w rękę i odeszła.

Patrzyłam chwilę za nią ze zdziwieniem po czym spojrzałam na coś co miałam w dłoni. To była kartka. Rozwinęłam ją i zaczęłam czytać. 

Krew i wino mają ten sam kolor.Złodzieje i zabójcy piją z tego samego kielicha. Jesteśmy robakami.Niczym robaki w zepsutym brzuchu ziemi. I wszyscy jesteśmy za powrotem sprawiedliwości. - Phenomenal

Co jest do cholery? Zmięłam kartkę i ruszyłam przed siebie. Teraz już wiedziałam gdzie idę.

Last BreathOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz