Już kilka minut po dwudziestej znikły mi z oczu ostatnie zarysy muru otaczającego teren akademii. Przebierałam szybko nogami, starając się nadążyć za morderczym tempem, które narzucił nam Trey, co wcale łatwe nie było, bo oprócz swoich o wiele dłuższych od moich nóg zdawał się naprawdę śpieszyć.
-Przypomnij mi-sapnęłam, wciągając ze świstem zimne powietrze w płuca-dlaczego nie możemy się tam po prostu przenieść?
Ten rześki chłód zdawał się rozrywać moje rozpalone płuca i kiedy się rozkaszlałam zupełnie zagłuszyłam jego wypowiedź, wyłapując z niej pojedyncze słowa jak „dużo" i „pytań", a potem coś co brzmiało jak przekleństwo rzucone w morderczym,południowoamerykańskim akcencie, którego moje przywykłe do angielszczyzny uszy nie potrafiły rozszyfrować. Porzuciłam ochotę wytknięcia języka wprost w jego napięte plecy i zawrócenia z powrotem do akademii kuszącej wygodnym łóżkiem i przyjemnie ciepłym żarem, łagodnie sączącym się z kominka. Spięłam się w sobie i przebiegłam te kilka dzielących nas metrów.
-Zatrzymajmy się napięć minut! -zawołałam niemal na niego nie wpadając, kiedy niespodziewanie się zatrzymał. Zadarłam głowę rzucając mu pełne pretensji spojrzenie, które on zdawał się nawet niez auważyć, a jeśli zauważył to wcale się nim nie przejął.Wyglądał jakby podejmował naprawdę ważną decyzję, ale (choć mogło mi się zdawać) jego twarz złagodniała i w końcu skinął głową, w wyrazie niemej zgody. Zastanawiałam się jak paskudnie musiałam wyglądać skoro ustąpił bez tak typowego dla siebie uporu. Przyłapałam się na tym, że poprawiam w roztargnieniu zbłąkane kosmyki włosów.
-Dziękuję bardzo!-rzuciłam z pretensją, chociaż naprawdę byłam mu wdzięczna. Nie sądziłam, że mogłabym iść tak jeszcze długo, prędzej padłabym mu na wznak gdzieś pomiędzy jednym, a drugim wzniesieniem naszej wyboistej ścieżki.
Obserwowałam jak Trey opadł na ziemię w miejscu, w którym dotąd stał. Wyglądało to jak coś co mogło boleć, le podejrzewałam, że chłopak zdążył już zahartować się na tego rodzaju bóle. Postanowiłam pójść jego śladem i usiadłam nieco delikatniej obok niego, ale w bezpiecznej odległości. Wciąż nie mogłam pojąć czym tak naprawdę był ten dziwny urok, który wokół siebie roztaczał. Z jednej strony mogłabym spokojnie stać i patrzeć jak ten zwisa z przepaści i nie podać mu pomocnej dłoni, a z drugiej strony rzuciłabym się w nią za nim. Teraz kiedy wyciągnął się na plecach na sporym kawałku ziemi wyglądał...spokojnie, ale wiedziałam, że taki nie był. Zaczynałam coraz lepiej oddzielać to co sama czułam, od tego co podświadomie odbierałam przez łączącą nas więź i jak nikt wiedziałam, że daleko mu do spokoju.
-Dokąd idziemy?-spytałam, jednocześnie obserwując jak jego do tej pory kołyszące się nogi znieruchomiały, chwilę później przekręcił się na boki przyjrzał mi w skupieniu.
-Mam wrażenie, że w samym ręczniku byłaś mniej gadatliwa.
W duchu podziękowałam lodowatemu wiatrowi za zmiecenie z moich policzków tego szkarłatnego rumieńca. Szczerze mówiąc wolałam by nikt- a już zwłaszcza Trey Morgan- nie wypominał mi tego niezręcznego momentu, w którym owinięta jedynie ręcznikiem wyszłam z zaparowanej łazienki i zastałam go siedzącego w moim fotelu i obserwującego mnie w swój kpiąco lubieżny sposób co teraz było tylko kolejną cegiełką do muru nienawiści, którym się od niego odgradzałam.
![](https://img.wattpad.com/cover/13882536-288-k768790.jpg)
YOU ARE READING
Królewna Śmierci
RandomWychowana w "złotej klatce" Brianna, wiedziała jakie ma być jej życie. Przykładne. To bez wątpienia. Miała nadopiekuńczych rodziców, chłopaka, który wskoczyłby za nią w ogień i swoją nemezis. Zdecydowanie normalne, prawda? Nic z tego. Przeznaczenie...