{Briannah}
-Stróżu Morganie.
Próbowałam skupić wzrok na przemawiającym –jak się wcześniej dowiedziałam- Cherubie, czyli jednym z trzech członków Trybunału, który pełnił zapewne rolę pośmiertnego Sądu Najwyższego. Był przystojnym mężczyzną, w ten sam sposób w jaki przystojni mogą być studenci z sąsiedztwa, czy starszy brat twojej przyjaciółki, ale ten tutaj pomimo całego swojego dystyngowanego piękna, wiekiem z całą pewnością odbiegał poza granice swojego wyglądu.
I jakkolwiek przystojnym nie był, całą moją uwagę absorbował stojący między nami i zasłaniający mnie swoim ciałem mój Demon Stróż.
Trey stał nie dalej jak dwa kroki przede mną, przywdziewając na twarz idealnie stoicko arogancki uśmiech- prawdę mówiąc to zastanawiałam się czy w ogóle potrafił uśmiechnąć się jakoś inaczej.
-Cherubie- odparł swobodnie, poruszając schowanymi w kieszeniach rękami.
Zauważyłam, że w przeciwieństwie do mnie nie przebrał się, miał na sobie te same znoszone ciemne jeansy (może nawet czarne) i zwyczajny (niezbyt ciasny) czerwony T-shirt. Tutaj właśnie nasuwała się myśl czy jego zapomnienie wynikało ze zwykłej niedbałości szczegółów, czy może ktoś mu na to nie pozwolił?
-Tyle nam wystarczy, możesz usiąść. Teraz wysłuchamy panny…Brianny Lee –oznajmił tamten, a mnie serce podeszło do gardła.
Trey obejrzał się na mnie przez ramię jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego iż stałam tuż za nim, oczywiście tak nie było, dobrze to wiedział. Z tego też powodu –jak przypuszczałam- odezwał się automatycznie:
-Postoję.
Cherub wzruszył ramionami, prawdopodobnie był równie znużony całym „procesem” jak na to wskazywała jego mina, a do tego podejrzewałam, że nie pierwszy raz musiał mieć do czynienia z niesubordynacją – zwłaszcza- ze strony Demonów. Wybierał mniejsze zło.
Przełknąwszy ślinę ruszyłam się z miejsca, stając ramię w ramię z Treyem. Teraz dla odmiany starałam się za wszelką cenę wmówić sobie to, że wcale nie stał tuż obok mnie, a wraz z głębszym wdechem moje ramię nie ocierało się przez te kilka sekund o jego.
Uniosłam podbródek.
Być może to tylko moje odczucie, ale ten gest zawsze kojarzył mi się z odwagą- w mojej obecnej pozycji dosyć pozorowaną i niepewną.
Ludzie bez celu są jak płomień bez świecy –płoną, ale bez dążenia do czegoś konkretnego, czasem gasną, czasem rozpalają sobą wszystko wokół. Ja byłam tym płomieniem, po odesłaniu Deveona straciłam swój cel, a w tamtej chwili tliłam się pod naciskiem obserwujących mnie oczu.
-Twierdzisz, że możesz być Cieniem- stwierdził tonem protekcjonalnym i mimo, że nie było to pytanie i tak skinęłam głową.
Zgadza się. To kolejna nowość, w całym wielkim epicentrum innych nowości mojego nie-życia.

YOU ARE READING
Królewna Śmierci
RandomWychowana w "złotej klatce" Brianna, wiedziała jakie ma być jej życie. Przykładne. To bez wątpienia. Miała nadopiekuńczych rodziców, chłopaka, który wskoczyłby za nią w ogień i swoją nemezis. Zdecydowanie normalne, prawda? Nic z tego. Przeznaczenie...