{Briannah}
Gdyby to był sen, pomyślałabym, że Anioł Zemsty zstąpił z nieba i oto stał przede mną, w pełnej okazałości, pełny glorii.
Lecz nie śniłam, a istocie przede mną do przedrostka Anioła brakowało dwóch kwartałów Nieba i co najmniej dwa razy tyle Piekła.
-Przybyłeś skonsumować nowe życie razem ze mną, bracie? –gdzieś w tle dobiegł mnie przebiegły, szorstki ton głosu Meredith.
Wszystkie zmysły podpowiadały mi, że to ona w tym momencie stanowiła zagrożenie, ona wraz…właściwie wraz z kim? Kim był nieszczęśnik, który jeszcze nie zbiegł? Co takiego Upadła Anielica musiała mu obiecać, by przystał na jej propozycję? Tak czy siak, niepokoić powinna mnie właśnie Meredith, ale w mojej głowie wciąż pozostawał ten jeden pojedynczy głos, skłaniający mnie do lęku nie przed nią, a przed Trey’em i mimo, że to był tylko jeden, cienki głos na milion innych, rósł w siłę z każdą sekundą pogłębiania się czarnych, szponiastych tatuaży na licach Demona.
-Z najmilszą chęcią …–wyszeptał, wbrew pozorom dosyć donośnym głosem, podczas gdy kąciki jego ust wzniosły się w ni to pogardliwym, ni radosnym uśmiechu. Zdawał się być jak łowca podczas polowania, doskonale bawiący się swoją zdobyczą, sprawdzający ją.
Przełknęłam ślinę wiedząc, że nie mam zupełnie żadnych szans by zmierzyć się z ich dwojgiem, a nawet trojgiem i wyjść zwycięsko. W ogóle, jakkolwiek wyjść.
-…z najmilszą chęcią wrócę do konsumowania mojego nowego życia, a nawet cię zaskoczę –obrócił głowę, nie patrząc już na mnie co przyjęłam z ulgą, lecz wciąż pozostawałam czujna –jak gdyby miało mi to w czymkolwiek pomóc. –wrócisz ze mną, droga siostro i odpowiesz za swój…jakbyś to określiła w stosunku do mnie? Przejaw niesubordynacji? Jestem pewien, że ukarzą cię łagodnie, a jak nie to cóż, znając moją szlachetność w każdej chwili możesz mnie błagać o skrócenie twojej męki.
Rozchyliłam usta próbując rozeznać się w nowej sytuacji.
„Zdeklarował ci pomóc!”
„Jest Demonem!”
„Właśnie cię obronił!”
Najgorszym była decyzja, któremu z tych głosów powinnam zawierzyć. Wszystkie zdawały się być rozsądnie poparte, ale zdawały się też być kłamstwem.
Na całe szczęście nie musiałam decydować. Nie teraz. Powinnam była krzyknąć, widząc co się dzieje, ale wszelki dźwięk utknął mi w gardle, przez co musiałam się sprawiać wrażenie krztuszącego się, przerażonego dzieciaka. Nikt jednak nie zaprzątał sobie mną głowy.
Srebrnowłosa, Upadła Anielica, pochwyciła trzymany przez mężczyznę o wciąż nieznanym mi imieniu nóż i zamachnęła się bez ładu i składu, tworząc wokół siebie niewidzialną linię, której nikt o zdrowych zmysłach nie odważyłby się przekroczyć. Co innego było z doświadczonym w walce, użytkownikiem tejże broni, a znowuż co innego gdy znalazł się on w posiadaniu nieokrzesanej i z niemałym prawdopodobieństwem oszalałej Anielicy, która wyraźnie doszła do wniosku, że machanie nim na prawo i lewo było najlepszym co mogła z nim zrobić.
I prawdopodobnie tak właśnie było.
-Nie stój tak! –zaszczebiotała, dla odmiany skierowując ostry czubek noża na swojego towarzysza. Machnęła nim ponaglająco, a do tej pory zamglone spojrzenie mężczyzny wyostrzyło się i powiodło kolejno po naszej trójce, poczynając od Deveona, poprzez mnie i kończąc na Trey’u.
YOU ARE READING
Królewna Śmierci
De TodoWychowana w "złotej klatce" Brianna, wiedziała jakie ma być jej życie. Przykładne. To bez wątpienia. Miała nadopiekuńczych rodziców, chłopaka, który wskoczyłby za nią w ogień i swoją nemezis. Zdecydowanie normalne, prawda? Nic z tego. Przeznaczenie...