{Briannah}
Rozprostowałam dotąd zaciśnięte na zmiętym kawałku kartki palce. Obróciłam ją szybko z głupią nadzieją przeczytania na odwrocie „żartowałem”, nic z tych rzeczy. Tył miała osmolony, lecz poza tym nienaruszony.
-Kazałem ci tam czekać –na dźwięk głosu Treya ukryłam karteczkę w pięści i razem z nią wsunęłam do kieszeni kurtki, którą wciąż miałam na sobie. Jak on to robił, że poruszał się tak bezszelestnie? Nie mógł nic nie ważyć.
-Sądziłam, że nie wolno wam ufać –odparłam wymijająco, odwracając się by spotkać się z jego spojrzeniem i przy odrobinie szczęścia je wytrzymać. Nagle odczułam, że nie powinnam dzielić się z nim tymi dwoma słowami, które dźwięczały mi w głowie. Gra rozpoczęta.
-Nam?
-Demonom.
-Słuszna uwaga, która nie tyczy się mnie. Mi –zaakcentował to słowo, jakby chciał podkreślić swą wysoką pozycję, lub wyższość względem mnie, za co znielubiłam go jeszcze bardziej. –masz ufać.
-Może gdybyś zachowywał się..
-Wystarczy –nie dał mi dokończyć, natomiast wzrokiem podążył do mojej kieszeni. Oh co jeszcze! Dlaczego zdawał się o wszystkim wiedzieć? –Oboje wiemy, że nie czekałaś tam jak ci kazałem, ale też nie stałaś przez cały ten czas tutaj. Podsłuchiwałaś. –otworzyłam usta by zaprotestować, ale zbył mnie zwykłym uniesieniem ręki, jakbym była nieznośnym dzieckiem. –To chyba też nie podchodzi pod zaufanie, prawda?
Zacisnęłam zęby, czując jak krzyk zbiera się w mojej krtani. Gdyby nie moja silna wola, lada chwila tupnęłabym z irytacją, potwierdzając jego bez wątpienia naganne zdanie o mnie.
-Nie patrz tak. Na twoje szczęście tylko ja widziałem jak przyssałaś się do drzwi… miałaś w rodzinie glonojady? –w jego mniemaniu musiałam wyglądać teraz jak rozwścieczona chihuahua, bo zaśmiał się i gdybym nie była tak bardzo zła i zmieszana, dostrzegłabym jak ten uśmiech był piękny, a jednocześnie jak bardzo nie pasował do jego złej natury. Uniósł ręce pojednawczo i cofnął się o krok wskazując na kierunek skąd przyszedł. –Uchylone drzwi, czeka nas pogawędka.
Minęłam go, przechodząc możliwie najdalej by czasem przez przypadek się o niego nie otrzeć. Dobiegł mnie cichy śmiech zza pleców.
-Nie śpiesz się, chętnie bym sobie popatrzył.
Jego uwaga spowodowała, że teraz następne moje kroki stały się nienaturalne, a całą swoją uwagę skupiłam na tym by ograniczyć ruch bioder do minimum.
-Świnia!
-Wystarczy „facet”.
-Nie wszyscy są tacy –mruknęłam obronnie, myśląc o Deveonie. Spojrzałam na Treya stojąc już w drzwiach.
-Mylisz się Królewno, niektórzy po prostu dobrze udają. –Przyśpieszył wsuwając się przede mną do pomieszczenia. Przez moment znalazł się na tyle blisko by otrzeć się o moje ramię i biodro. –Może ta świadomość pozwoli ci go zabić.
Zaparło mi dech. Znów przed oczami dostrzegłam zgarbioną sylwetkę, blondyna klęczącego nad moją trumną. Teraz nie byłam pewna czy chcę usłyszeć resztę z tego co mieli mi do powiedzenia.
-I jesteś pewna, że nie jesteś w stanie się teleportować? –dopytywała się. Skinęłam odruchowo głową, bo tylko tą czynność powtarzałam już od pół godziny siedzenia w kącie, jakby to przesłuchanie odbywało się za karę.
Przez cały ten czas białowłosa Anielica przemierzała pokój, z jednego końca do drugiego, nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. Co prawda słyszałam o ludziach, którzy lepiej się uczą gdy są w ruchu. Być może to samo tyczyło się skupienia?
![](https://img.wattpad.com/cover/13882536-288-k768790.jpg)
YOU ARE READING
Królewna Śmierci
RandomWychowana w "złotej klatce" Brianna, wiedziała jakie ma być jej życie. Przykładne. To bez wątpienia. Miała nadopiekuńczych rodziców, chłopaka, który wskoczyłby za nią w ogień i swoją nemezis. Zdecydowanie normalne, prawda? Nic z tego. Przeznaczenie...