3. Sahara

2.3K 298 30
                                    



Wygładzam bordową suknię ze złotymi koralikami układającymi się we wzór przy dekolcie i złotą tasiemką przy nadgarstkach, którą obszyte są szerokie rękawy. Nadal jestem zmęczona po rytuale, który odbył się dwa dni temu i najchętniej zostałabym w łóżku, ale nikt nie odmawia spotkania matce kalifa, nieważne, jakie jest jego stanowisko.

Czuję supeł zaciskający się w moim żołądku. Po wizytach w komnatach kalify Rahime można znaleźć się w dwóch miejscach: pochowanym w świątyni w prywatnym grobie rodzinnym albo w lesie, bez żadnych uroczystości, bez oznakowanego grobu, bez żałoby. Zapadasz się pod ziemię, znikasz w środku nocy.

Szybko próbuję przypomnieć sobie czy zrobiłam coś, co mogło zwrócić jej uwagę, jednak nic nie przychodzi mi do głowy. Podwójne drzwi otwierają się i staje w nich Vasin, służący Rahime. Jest niski, prawie tego samego wzrostu, co ja. Na głowie ma kwadratową czapkę, a z boku małe, czarne ozdobne pióro. Uśmiecha się i zaprasza mnie do środka gestem ręki, mijam dwóch strażników i wchodzę do komnaty kalify.

Moje stopy zapadają się w puchatym dywanie zdobionym wzorami. Na środku stoi niski stolik, a kilka kroków za nim na czerwonym otomanie na podwyższeniu siedzi kalifa Rahime.

Rzadko ją widuję, nawet w haremie – większość czasu przebywa w swoim prywatnym ogrodzie lub w komnatach. Podczas rytuału nie miałam szansy się jej przyjrzeć, ale teraz widzę, że niewiele się zmieniła od naszej ostatniej rozmowy. W jej pociągłej twarzy i szlachetnych rysach jest coś, że nawet w łachmanach nie mogłaby być pomylona ze służącą.

Takie twarze mają jedynie królowe.

Ściany komnaty udekorowane są pomarańczowym i czerwonym materiałem, przy zasłoniętym przejściu do reszty komnat kalify stoją dwie służące. Vasin zamyka za mną drzwi i zaplata dłonie z przodu.

– Kalifo Rahime. – Dygam i pochylam głowę.

Rahime kiwa głową, uśmiecha się i wskazuje dłonią na pufę stojącą obok otomany. Powoli podchodzę do niej i niepewnie siadam, prostując plecy. Przełykam ślinę i zaciskam dłonie na mojej sukni z szyfonu, starając się ukryć ich drżenie. Kalifa nigdy nie była wobec mnie wroga, ale prawie osiemnaście lat w pałacu nauczyło mnie, żeby zawsze być czujną i nikomu nie ufać.

Jedna ze służących nalewa szerbetu do dwóch ozdobnych kielichów i podaje je nam. Zastanawiam się, czy czekać, aż Rahime napije się ze swojego kielicha, czy powąchać jego zawartość i spróbować napoju jako pierwsza.

Kobieta zauważa moje wahanie, unosi kielich do ust i upija kilka łyków.

– Nie chcę cię otruć, nabbio. Chcę z tobą porozmawiać – mówi, a ja odwracam wzrok i smakuję szerbetu.

Oczywiście, że nie chce mnie otruć, nie wzywałaby mnie wtedy do siebie. Znalazłaby inny sposób.

– Twoje wizje zazwyczaj są trafne. – Napinam się, kiedy khalifa zaczyna temat. – Jak pewna jesteś, że trafnie zinterpretowałaś ostatnie widzenie?

– Kalifo, moje wizje zsyłane są przez boginię Kali, jednak są to pojedyncze obrazy. Czasami muszę się domyślać, co mogą one oznaczać, ale tym razem wszystko widziałam wyraźnie.

Widziałam, że zostaniemy zaatakowani. Że umrzemy.

Rahime obserwuje mnie z ciekawością w oczach. Tym razem nie odwracam wzroku.

– Armia Balahisaru stacjonuje pod naszymi murami od pięciu tygodni – informuje mnie po chwili ciszy. – Mają dwa razy więcej żołnierzy, co najmniej dziesięć tysięcy.

Wędrujące PiaskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz