27. Sahara

1K 132 23
                                    



Uczucie, które mnie ogarnia, kiedy stoję przed drzwiami jednej z prywatnych komnat szejka, jest mi znajome. Stres przed tym, co się stanie, kiedy je otworzę. Strach, kiedy wejdę.

Przypominam sobie dzień, kiedy kalifa Rahime przywołała mnie do siebie. Proponowała mi ucieczkę, a ja odmówiłam. Co by się stało, gdybym z nią wtedy wyjechała? Mogłabym uniknąć tego wszystkiego?

Co by się stało z kryształem? Ze s z t y l e t e m? Nie miałam pojęcia o sztylecie, a daru Kali nie mogłabym wykraść niezauważona. Poza tym podróżowanie z nim do innego kraju przez ocean byłoby niebezpieczne.

Nie mniej niebezpieczne, niż to, co robię teraz.

Uciszam głos w głowie. To przeszłość, nie zmienię jej już. Jedną z rzeczy, której nauczyłam się w pałacu, było to, by nie rozdrapywać przeszłości. Zapamiętać ją, ale nigdy nie zastanawiać się „co by było". To w niczym nie pomaga. Zamiast życia tym, co było, muszę skupić się na tym, co jest. Na ucieczce. Przeżyciu.

Biorę głęboki oddech i unoszę do góry brodę. Prostuję się, by wyglądać pewniej i kiwam głową na służących stojących przy przejściu. Otwierają powoli ciężkie zdobione drzwi i robię niepewny krok do przodu.

Ściany zakryte są gobelinami, a świece miękko rozświetlają pomieszczenie. Przejście na balkon z udrapowanymi zasłonami jest otwarte i mogę dojrzeć zachodzące słońce i różowe niebo. Na środku stoi ogromny niski stół zapełniony pachnącym jedzeniem i szerbetem w dzbankach. Widzę siedzącego przy stole Hashima obok swojej siostry, Devrima naprzeciw niego i Ishaqa. Obok swojego syna siedzi szejk Na'man.

Wygląda tak samo, jak poprzednio. Kolorowe koraliki zaplecione są w jego siwą brodę, a jego policzek szpeci porwana blizna. Przez chwilę zastanawiam się, skąd ją ma.

Wszyscy przerywają rozmowę i spoglądają na mnie. Czuję mrówki pod skórą, moje dłonie stają się wilgotne, a żołądek skręca się boleśnie. Jednak dalej utrzymuję taką samą minę, kamienną twarz.

– Usiądź – mówi Na'man, wycierając palce o chustkę. Wskazuje ręką na jedyne wolne miejsce.

Miejsce, które jest naprzeciw niego.

Nie powinnam tam siedzieć. To miejsce dla przywódcy, króla, nie kapłanki.

A jednak przełykam ślinę, podchodzę bliżej i siadam na miękkiej poduszce.

Czuję na sobie spojrzenie Nadiry, za to Hashim mnie ignoruje. Zachowuje się, jakby wcale mnie tu nie było. Devrim zerka na mnie ukradkiem, jedząc coś, co wygląda jak borani – duszona fasola z jagnięciną.

Ślina napływa mi do ust, a żołądek zaczyna boleć z głodu. Nic jeszcze dzisiaj nie jadłam, nie miałam ochoty, za bardzo rozmyślając nad spotkaniem z szejkiem.

– Spróbuj kurczaka z bakłażanem, przepis prosto od królewskiego kucharza – odzywa się Ishaq, wskazując palcem na talerz z ryżem i mięsem.

Patrzę na niego podejrzliwie. Nie mam pewności, że nie jest zatrute, ale jeżeli nie spróbuję, mogę obrazić tym Na'mana. Jedzenie a wino to dwie różne rzeczy.

Z wahaniem wyciągam rękę, ale Ishaq pierwszy łapie za półmisek. Nakłada odrobinę jedzenia na swój talerz i popija szerbetem. Nie patrzy na mnie, ale wiem, że zauważył moją nieufność.

Wędrujące PiaskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz