Gdy Mokosha musiała wybrać swoją wyrocznię, która miała strzec sztyletu, padło na umierającą dziewczynę. Bogini postarała się o to, by jej śmierć i to, co nastało później, nie były bolesne.
Dlatego w myślach modlę się do Mokoshy, czując się, jakbym szła na własną egzekucję.
Staram się skupić na zielonej trawie łaskoczącej moje stopy i delikatnych białych kwiatach rosnących pośród źdźbeł. Zajmuję sobie głowę wszystkim, by tylko nie myśleć o królu Bozyarze czekającym na mnie w ogrodzie.
Po mojej wczorajszej euforii i pewności siebie nie ma śladu. Znów czuję się mała i zamknięta za murami. Kiedy Al-Mustasim chciał mnie widzieć – zazwyczaj wiedziałam, czego się mogę spodziewać. Teraz nie wiem nic.
Zatrzymuję się, gdy widzę Bozyara. Siedzi na otomance pod pergolą, z której zwisają materiały powiewające na wietrze. Nie dostrzega mnie, zajęty czytaniem pergaminów. Biorę kilka głębokich oddechów, wdzięczna za kilka dodatkowych chwil.
Jednak szybko stają się one udręką. Chcę uciec, odwrócić się i wrócić do swoich komnat, jak gdyby nigdy nic. Odtwarzam w głowie nieskończone scenariusze – żaden z nich nie ma dobrego zakończenia. Ale moje stopy są jak kamień, zbyt ciężkie, żebym mogła je unieść. Czuję się, jakbym jak drzewo wrosła w ziemię, nie mogę się poruszyć nawet o centymetr.
Mija kilka sekund, zanim w końcu biorę kolejny krok. Jeżeli ucieknę, będzie tylko gorzej. Teraz mogę jeszcze zapanować nad sytuacją.
Powoli zbliżam się do pergoli i kiedy jestem już blisko, drogę zastawia mi strażnik. Wyprostowany, staję przede mną z dłonią na mieczu, gotowy, by użyć go w każdej chwili. Cofam się, zaskoczona. Niepokój rodzi się we mnie, kiedy Bozyar unosi głowę, a jego wzrok spotyka się z moim.
– Niech przejdzie – mówi, wracając do przeglądania papierów. Strażnik odsuwa się, a ja waham się przez chwilę, zanim przechodzę obok niego. – Siadaj. – Bozyar wskazuje palcem na pufę po jego prawej stronie, nie patrząc na mnie.
Niespiesznie robię to, co każe. Składam dłonie na kolanach, wpatrując się w Bozyara, chcą go rozgryźć. Próbuję odgadnąć jego minę, nastrój i intencje, ale mogę się tylko domyślać – nie pokazuje żadnej emocji. Poprawiam się na pufie, sfrustrowana.
Nie odzywam się, czekając, aż to on pierwszy zacznie.
Nie zajmuje mu to dużo czasu.
– Spróbuj migdałów w cukrze. – Kiwa głową na miskę stojącą na stoliku. Macha dłonią i obok mnie nagle pojawia się służącą nalewająca szerbet do kielicha. – Musisz wybaczyć, że nie oferuję ci więcej jedzenia, ale nigdy nie jestem głodny o tej porze. Moja córka zawsze mnie przez to ruga.
Al-Mustasim od razu mówił, o co mu chodzi, nie bawił się w obchodzenie tematu dookoła. Bozyar widocznie właśnie to robi. Nie traktuję tego jako dobry znak.
Przypatruję mu się uważnie, dalej zaciskając usta. Niech to on teraz przejmie kontrolę. Później łatwiej będzie mi go wyczuć.
W końcu odkłada na stolik pióro, zwija pergaminy i całą swoją uwagę skupia na mnie. Powstrzymuję się od odwrócenia wzroku czy kręcenia na siedzeniu – zamiast tego prostuję się i unoszę głowę do góry.
– Mamy dużo do omówienia, prawda? – Uśmiecha się, unosząc do ust swój kielich. – Zacznijmy więc od tego, jak ci minął wczorajszy dzień, nabbio?
![](https://img.wattpad.com/cover/66468678-288-k959423.jpg)
CZYTASZ
Wędrujące Piaski
FantasíaW świecie piasku, gdzie nie możesz zaufać nikomu, splamisz swą duszę cieniem. Jedyne, co zna Sahara el-Shafei to mury pałacu, wyuczone na pamięć modlitwy i krwawe kłamstwa. Kiedy to wszystko zostaje jej odebrane, razem z księciem posądzonym o zdradę...