Tyle wygrałem.

283 17 0
                                    

*Adrien*

Rozejrzałem się po pokoju Marinette, był skromny, ale bardzo przytulny. Na biurku były rozrzucone przybory do rysowania i kartki zapełnione szkicami pokoi i ubrań. Miała niesamowity talent, na jednej z kartek naszkicowany był pokój, w którym właśnie przebywałem. Wyglądał genialnie, ciekawe czy wprowadzi to w życie. Jeśli tak, ta zamieszkam w jej łóżku, zaśmiałem się sam do siebie. Według szkicu miało być to ogromne łóżko z baldachimem, w kolorze jasnego pastelowego różu, pościele w kwiaty. Maiło stać w koce przy oknie i kaloryferze, Marinette musiała być zmarzluchem. Odkładając kartkę, spojrzałem na zegarek 22:30 ona niedługo może się tu pojawić. Wyjście na taras było otwarte. Położyłem grę na biurku i zszedłem na dół. Ojciec Mari wychylił się znad książki i popatrzył na mnie. No tak Mari rzekomo była w pokoju.

-Oddałem jej grę.- Uśmiechnąłem się do przemiłego pana na kanapie.- Ma pan niezwykle utalentowaną córkę, ograła mnie.

-No tak Mari gra w te gry w każdej wolnej chwili.-Zaśmiał się.- Dobranoc chłopcze.

-Dobranoc!-Wyszedłem powoli z piekarni. Pobiegłem za róg, nikogo ani słychu, ani widu.

-Plagg?- Pstryknąłem w kieszeń, wydała ona niezadowolony pomruk.-Pagg wstawaj!

-A co, pali się czy jak.-Wymruczał zaspany, spojrzał na mnie z wyrzutem.

-Wiem kim ona jest, Plagg rozumiesz to znalazłem ją!-Powiedziałem podekscytowany, kwami patrzyła na mnie znudzonym wzrokiem, ale lekko się uśmiechał.

-I tak coś zepsujesz.- Plagg zwijał się ze śmiechu.

-Och zamknij się!-Przewróciłem oczami.-Plagg, wysuwa pazury!

Moje ciało pokrył czarny strój, na głowie pojawiły się uszy, poruszyłem nimi. Stanąłem na ziemi z kijkiem w ręce. Postawiłem go pionowo, a on się wydłużył i już byłem na tarasie pokoju Biedronki. Uchyliłem klapkę i wślizgnąłem się do środka, prawie nie oddychałem. Zakradłem się do łóżka i usiadłem na nim po turecku, tyłem do wejścia.

*Marinette*

Gdzie ten cholerny Kocur?!
Poziom mojego zdenerwowania wzrastał, może coś mu się stało? Zaczynałam się martwić, czas patrolu dobiegał końca, a go dalej nie było. Poczułam, że spływają mi łzy.

-Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa! Kocie co z Tobą...- Słyszałam mój własny szloch, chce usłyszeć głos tego idioty. Rozejrzałam się, ale woku była absolutna cisza. Jak go spotkam to mu wygarnę, wszystko od A do Z. Gdzieś zegar wybił północ, czas wracać. Westchnęłam, nie przyszedł, a to się nigdy nie zdarzyło. Nigdy! Chciało mi się płakać, powoli uświadamiałam sobie, że go kocham. Powoli bardzo powoli, w sumie to jak na pogrzeb szłam do domu co chwile, odwracając się z nadzieją, że zobaczę jego sylwetkę. Ale nie, on się nie pojawił.

Kiedy stałam naprzeciwko mojego balkonu, odwróciłam się po raz ostatni za siebie. No nic, jeśli jutro się nie pojawi zacznę go szukać. Z tą myślą moje stopy dotknęły paneli balkonu. Uchyliłam klapkę i wślizgnęłam się do środka.

*Adrien*

ONA TU JEST.

*Marinette*

-Koniec zwiadów.-Szepnęłam a na mojej dłoni wylądowała Tikki.

-Mari?-Spojrzałam na nią, a ona wskazał na moje łóżko.

TAM KTOŚ SIEDZIAŁ!

-Kim jesteś do cholery?!-Stanęłam za postacią z kijem bejsbolowym, który miałam przy biurku.

-Ładnie witasz gości.-Zamruczała postać na łóżku. To był on. Mój Kotek, kij wypadł mi z rąk, a z oczu trysnęły strumieniem łzy. Kot się odwrócił ze zdziwioną miną, opadłam na niego, a swoim ciężarem obaliłam go na łóżko. Wtuliłam twarz w jego skurzaną kurtkę.

-Ty-ty... ty głupi idioto.-Wyszeptałam w jego tors. Był w szoku, ale przytulił mnie i pozwolił płakać. Jego dłoń gładziła moje włosy, robił to bardzo delikatnie.

-Co się stało Mari?-I wtedy mnie olśniło, byłam w moim pokoju. Byłam Marinette nie Biedronką a on siedział w moim cholernym łóżku! Odskoczyłam od niego jak oparzona.

-Co Ty tu do cholery robisz?!- Wiedziałam, że udawanie, iż nie jestem Biedronką nic nie da. Widział jak się przemieniam.

-No wiesz, widziałem jak wychodziłaś. Domyśliłem się.-Wyszczerzył swoje śnieżnobiałe kły w ogromnym uśmiechu.

-To teraz Ty się przyznaj, kim jesteś.- Wysyczałam przez zaciśnięte zęby.

-Ani mi się śni królewno.-Posłał mi całusa, arogancki gnojek!- Co nie zmienia mojego zdziwienia Twoją reakcją na mój widok.-Spojrzał wyczekująco.

-Phi, wynoś się do swojego domu sierściuchu.-Czarny Kot, spojrzał na mnie psim wzrokiem.

-Ale księznićkoooo, nje wyziuciaj mnie.- Słodko seplenił, przymknęłam oczy i palnęłam się w twarz.

-Ale śpisz tam.-Wskazałam pałacem podłużny niebieski fotel stojący po drugiej stronie pokoju.

-Tak daleko?- Zerkała to na mnie to na fotel.- Ale to tak strasznie dalekooo od Ciebiee!

-Wolisz tam czy za oknem?- Wybuchnęłam śmiechem widząc jego minę po słowach o oknie.
Poczłapał się na fotel i na nim usiadł.

-Biedronsiu... Dlaczego się rozpłakałaś na mój widok?- Patrzył mi prosto w oczy, zieleń jego oczu nie pozwalała mi się skupić ani ruszyć z miejsca.

-Pominę to pytanie. Nie masz się stąd ruszać, rozumiesz?- Zapytałam wskazują na fotel. Pokiwał głową.

-Będę grzeczny jak aniołek.-Wyszczerzył się do mnie.

Zabrałam moją kocią piżamę i zniknęłam za drzwiami łazienki. Szybki prysznic i wracam, bo kto wie co mu strzeli do głowy.

Rozebrałam się, odkręciłam wodę była przyjemnie ciepła para otuliła moje ciało. Umyłam włosy ciało i stałam tak pod ciepłym strumieniem wody i wtedy dotarł do mnie bardzo ważny fakt. Z przyzwyczajenie nie zakluczyłam drzwi łazienki. Dotarło to jednak do mnie za późno. Słychać było szczęk klamki, na szybie kabiny pojawiła się czarna łapa.

-Królewno, tak długo Cię nie ma.- Zajęczał nieproszony gość po drugiej stronie szyby, szybkim ruchem zdjęłam ręcznik przewieszony u góry i się nim owinęłam. Otwarłam drzwiczki i się wychyliłam. Ten bezczel siedział na dywaniku koło prysznica na mój widok szybko się podniósł. Podszedł i mnie przytulił, poczułam jego ciepło. Nie, nie, kochaniutka. Chwyciłam go za czarne ucho i wywaliłam za drzwi.

-Miałeś być grzeczny!- zatrzasnęłam za nim drzwi. Szybko ubrałam się w moją kocią piżamkę i wróciłam do pokoju. Stanęłam w progu, nie było go na fotelu. Spojrzałam w stronę mojego łóżka, siedział na nim po turecku. Zmierzył mnie od stóp do głowy i parsknął śmiechem.

-Jaka śliczna piżamka, widze, że mam w Tobie gorliwą fankę.-Kot zwijał się ze śmiechu na moim łóżku, wdrapałam się na nie do niego i zaczęłam łaskotać.

-Ani Ci się śni!- Zrzuciłam go z łóżka, spojrzał na mnie z wyrzutem, a ja pokazałam palcem fotel.- Śpisz tam.- Uśmiechnęłam się złośliwie.

Następny rozdział w sobote c:

Podobało się? Gwiazdki i komentarze mile widziane <3

Biedroneczko, zostań...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz