Rozdział 2

2.2K 385 54
                                    

Nie miał pojęcia, ile tak siedział, ale jego nogi były już całkowicie odrętwiałe od trzymania ich bardzo blisko ciała. W sypialni, w której się znajdował, było nienaturalnie zimno. Przez to cały czas pocierał swoje ramiona, bo ze strachu nie był w stanie wstać i wziąć koca czy kołdry leżących na łóżku po drugiej stronie pokoju. Po godzinie, może dwóch, które dla niego były jak wieczność, usłyszał donośne walenie w drzwi wejściowe na dole. Przez nagły hałas przestraszony podskoczył i bardzo niemęsko pisnął. Podniósł się jednak szybko z chłodnej podłogi, gdy uświadomił sobie, że najprawdopodobniej przybyła do niego pomoc. No ileż można było czekać? Rozumiał, że to faktycznie jest niezłe zadupie, ale agencja Kaia znajdowała się na obrzeżach Seulu, a droga do miejscowości, w której znajdował się dom Luhana, powinna zająć co najwyżej pół godziny. Jednak teraz myślał jedynie o pozytywach.

Ktoś w końcu przyjechał go uratować!

Wybiegł szybko z sypialni nie rozglądając się wokoło i zbiegł po skrzypiących, starych schodach. Bał się choć trochę zwolnić, ponieważ w każdej chwili coś mogło mu się stać, prawda? Dalej czuł to niepokojące zimno, przez co nawet perspektywa przebywania na zewnątrz o tak późnej godzinie nie wydawała się w tym momencie bardzo zła. Byleby po prostu wyjść poza mury tego jakże cudownego domostwa. A mógł teraz siedzieć przed ciepłym, elektrycznym kominkiem w centrum Seulu, a nie uciekać przed niewidzialnym wrogiem w jakiejś starej chałupie.

Gdy biegł, odruchowo zamknął oczy, aby na pewno nie zobaczyć nic niepokojącego, wskutek czego jego czoło po chwili zaliczyło niezbyt miłe spotkanie z drzwiami. Z głuchym uderzeniem upadł na podłogę i starał się zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Kiedy zorientował się, że nadal jest w domu sam, szybko uniósł swoje ciało i szarpnął za klamkę. Prawie płakał ze strachu, a jego serce przyspieszyło, gdy wejście nie ustąpiło.

— Nie mogę otworzyć drzwi! — krzyknął płaczliwie, bez przerwy naciskając rączkę od zablokowanych wrót, jakby ta magicznym sposobem miała je otworzyć.

— Mogę je wyważyć — odpowiedział mu spokojny (w przeciwieństwie do jego) głos należący do kogoś z zewnątrz.

— Są cholernie drogie! — odkrzyknął mu z płaczem Luhan, szarpiąc coraz mocniej. — Dopiero co je wstawiłem!

— Wolisz swoje życie czy drzwi?! — Głos był wyraźnie zirytowany.  — Próbowałeś w ogóle przekręcić górny zamek, albo coś takiego? — dodał po chwili o wiele spokojniej tajemniczy ktoś, będący zarazem wybawcą blondyna.
Luhan skamieniał i przez chwilę gapił się tępym wzrokiem na drewno.

Faktycznie, przecież zawsze odruchwo zamyka na noc drzwi na górny zamek. Drżącą ręką zaczął kręcić nim w lewo. Usłyszał dźwięk zwolnionej blokady i odetchnął z ulgą, aby następnie z dużym rumieńcem na polikach otworzyć wejście.

Co za obciach. Luhan, czemu to zawsze musi zdarzać się tobie?

Przed drzwiami stał wyższy od niego, ale również młody chłopak o dość ciemnych,  kasztanowych włosach, lekko zaczesanych do góry. Ogółem rzecz biorąc był przystojny. Nawet bardzo, więc w swojej skali Luhan przyznał mu mocne osiem na dziesięć. Zachwyciły go jego pełne, a zarazem urocze usta oraz ciemne oczy, wpatrujące się w niego z rozbawieniem. Jego brwi uniesione były wysoko, a na twarzy widniał cień uśmiechu i politowania. Przez chwilę lustrował go spojrzeniem i nawet zapomniał, co miało miejsce tak niedawno w jego nowym domu. Szybko jednak wrócił na ziemię, gdy mężczyzna stojący przed nim otworzył usta.

— Serio? — odezwał się wynajęty przez niego łowca duchów. — Ale panikujesz.

Luhan zmarszczył brwi. Głos też miał niczego sobie.

— To nie moja wina — burknął, przypatrując się białemu napisowi na jego czarnej bluzie. — Ghost crush. Czyli jesteś od Kaia. Nie widziałem cię tam wcześniej ani razu.

— Jestem nowy, wpuścisz mnie w końcu? — zapytał, pocierając zmarznięte ramiona. W sumie to dość logiczne, że listopadowa noc do najcieplejszych raczej nie należała, a właściwie było nawet wyjątkowo zimno. — Chyba że chcesz tu tak sobie postać?

— Mamy tam wejść?! — Lu pisnął i szybko wybiegł z domu, chowając się za plecami gościa. Owiał go zimny wiatr, więc przez chwilę żałował swojej decyzji.

— A gdzie zamierzasz pójść? Trochę niezbyt duży masz wybór. — Mężczyzna rozejrzał się wokół, lustrując wzrokiem okolicę, w której znajdowało się raptem kilka domów na krzyż. — Ja spać na zimnie nie będę, ty rób jak chcesz. — Nie czekając na zaproszenie, wszedł na korytarz i zapalił światło. Rozbłysło bez problemu. Zaciekawionym spojrzeniem przyglądał się po kolei wszystkiemu, co znajdowało się w dolnej części domu, od ścian, aż po małe bibeloty, jakby to miało jakieś większe znaczenie. Robił to jednak bardzo uważnie, więc Han stwierdził, że być może to część jego pracy.

Luhan bojąc się zostać samemu na zewnątrz walczył chwilę ze sobą, przeczesując swoje jasne kosmyki włosów, aby w końcu z wahaniem wejść do środka, ponownie zamykając drzwi na zamek. Tak odruchowo.

— Zimno tu — odezwał się szatyn. — Mógłbyś napalić w kominku.

— Ogień nagle zgasł. Przedtem było aż za gorąco — mruknął cicho właściciel, ale wykonał polecenie, ponieważ jemu również doskwierał chłód. Wyższy rozsiadł się na kanapie jakby był u siebie i wyciągnął z plecaka, którego Luhan wcześniej nie zauważył, jakiś gruby notes. Okładka była poniszczona, przez co mógł się domyślić jak często go używa.

— Co robisz? — zapytał Chińczyk przysiadając się. Z ciekawością pochylił się nad kartkami, przy okazji oceniając, że ten ma ładne pismo.

— Notatki. Zaraz powiesz mi, co dokładnie się stało — odpowiedział łowca duchów, nie zerkając na niego, tylko skupiając się na opisie tego, co widzi. Rozrysował sobie również układ pomieszczeń według tego, jak wszystko zapamiętał, gdy na początku przeszedł się po domu i uwzględnił w nim wszystkie rzeczy, które w trakcie wycieczki rzuciły mu się w oczy. W międzyczasie zmierzył też temperatury w pokojach.

12 stopni w salonie. To na samym starcie nie wróżyło zbyt dobrze.

— Jestem Luhan — powiedział nagle blondyn, na co chłopak odwrócił głowę w jego kierunku, patrząc mu pytająco w oczy. Był na tyle skupiony, że w ogóle zapomniał o istnieniu towarzysza, który w ciszy cały czas siedział obok niego i nerwowo rozglądał się dookoła.

— Co?

— Nie przedstawiłem się. Jestem Luhan — uśmiechnął się, a jego policzki wyglądały jak dwie spore pyzy. Uniósł dłoń w jego kierunku. — 25 lat.

— Oh Sehun. Nie sądziłem, że jesteś moim hyungiem. — Uścisnął ją i również lekko się uśmiechnął. Jego wzrok po chwili znów powrócił do zeszytu. — Możesz zacząć mówić.

— Co dokładnie?

— Po prostu co się tu wydarzyło przed moim przyjazdem, hyung.

— Wystarczy Luhan.

𝐠𝐡𝐨𝐬𝐭 𝐡𝐮𝐧𝐭𝐞𝐫 | 𝐡𝐮𝐧𝐡𝐚𝐧Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz