Rozdział 8

1.6K 355 113
                                    

Siedzieli w salonie przed kominkiem i czekali na mającego się niedługo zjawić Kaia. Na szczęście mimo posiadania całej spółki na głowie, ten miał czas i z chęcią zgodził się pomóc w sprawie, zwłaszcza, że chodziło tu o bezpieczeństwo jego przyjaciela, o którego martwił się odkąd ten postanowił rzucić wszystko i przeprowadzić się na to zadupie. Ostrzegał go, ale Lu był zbyt uparty i jasno postawił sprawę. Powiedział, że potrzebuje życia w takiej dziczy, bo ma absolutnie dosyć wielkich miast, tłoku, stresu i wszystkiego innego, co ma związek z ludźmi i jego byłą pracą.

— Gdzie on do cholery jest? — zapytał głośno Lu, nawet nie czekając na odpowiedź, bo po chwili rzucił się na brzuch i schował twarz w miękkiej sofie, głosząc do niej swoje niewyraźne frustracje. Tęsknił za tym głupkiem, a ten ciągle nie miał dla niego czasu przez pracę. Rozumiał, że przecież trupy i ruszające się krzesła to bardzo 'ciekawa' rzecz, ale chyba przyjaciel jest ważniejszy?

— Jakoś nie pasuje mi do ciebie takie słownictwo — odezwał się Sehun, który w towarzystwie małego blondyna czuł się nad wyraz swobodnie, i z nudów czytał książkę, opierając swoje nogi na stoliku do kawy. Trochę niekulturalne, ale nie przejmował się tym zbytnio, bo w sumie lubił, gdy Han na niego krzyczał przez cokolwiek. Nie wiedział czemu, ale to było po prostu zabawne, jak ten się robił cały czerwony ze złości i wykrzykiwał słowa tym swoim delikatnym głosikiem.

— Możesz nie mówić do mnie jak do dziecka? Jestem starszy od ciebie! — Lu oderwał swoją twarz od miękkiego siedzenia i spojrzał zdenerwowanym wzrokiem na szatyna. — I weź mi te nogi ze stołu! To zabytek!

— Coś w rodzaju ukochanego stolika prababki Klementynosławy?

— Powiedzmy, że tak. Po prostu weź te giry, Oh Sehun!

— Uuu, wchodzi nazwisko. Widzę, że robi się poważnie. — Sehun w końcu uniósł wzrok znad książki i bardzo powoli ściągnął nogi na dół. Na jego twarzy rozkwitło rozbawienie. — Już, drogi panie Xi?

— Już.

Lu ponownie zagłębił swoją twarz w poduszce, a Sehun wykorzystał to, perfidnie wgapiając się w ciało starszego. Hun skłamałby, mówiąc, że delikatna uroda Chińczyka nie pociągała go. Robiła to wręcz aż za bardzo, choć co dziwne, Lu bardzo różnił się od byłego partnera Koreańczyka, a przecież człowiek raczej lubi podobne typy urody. Sehun nigdy nie gustował w delikatnych, słodkich mężczyznach, wyglądających niczym zrobieni z porcelany, ale ten mały jelonek od kilku dni wyjątkowo często pojawiał się nieproszony w jego głowie. Tak chyba nie powinno być, prawda? W końcu właściwie dobrze się nie znają. Choć raczej łatwiej powiedzieć, że nie znają się wcale.

— Jaki jest twój ulubiony kolor? — zapytał nagle Sehun, udając, że tak naprawdę dalej pochłonięty jest lekturą.

— Co? — Blondyn uniósł zdziwiony głowę, aby zerknąć na towarzysza jak na idiotę. — Serio pytasz?

— To tak dziwne, że chcę trochę lepiej poznać osobę, z którą pewnie spędzę jeszcze sporo czasu?

— Nie, ale... kolor? Serio? — rozbawiony Luhan pokręcił głową i usiadł po turecku na wygodnej sofie, po czym zastanowił się. — Lubię dużo kolorów, raczej nie przepadam za stonowanymi. W pracy musiałem właśnie w takich chodzić. Kanarkowy jest super. A ty, panie łowco duchów?

— Nie lubię wesołych kolorów. Wolę te stonowane.

Chińczyk zaśmiał się na tę rozbieżność, zdając sobie sprawę, że nawet gdyby spojrzeć na ich dwójkę z boku, faktycznie wyglądali jak totalne przeciwieństwa.

— Jakie lubisz potrawy? — zadał kolejne pytanie Sehun.

— Łagodne.

— Ja ostre.

Rozmawiali tak przez dłuższy czas i śmiali się coraz głośniej, zdając sobie sprawę, że nie łączy ich właściwie nic, a różni wszystko.

— Nie jesteś takim burakiem, jak myślałem. — stwierdził uśmiechnięty Lu, po dobrej godzinie rozmowy i śmiania się z ciemnowłosego. — Ale masz fatalny gust co do... wszystkiego.

— Ciekawych rzeczy się można dowiedzieć,  dlaczego twoim zdaniem jestem burakiem? — odparł Sehun, zakładając rękę na rękę. — To ty ciągle się drzesz, panie tęczowy żelku.

— Bo nie wyglądam jak emo, to od razu kolorowy żelek, tak?

— Dokładnie, kochanie — Sehun wybuchnął śmiechem, widząc oburzoną minę starszego, a dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, co powiedział. Chciał jakoś odkręcić swoje słowa, ale zatkało go, gdy zobaczył jeden z najsłodszych widoków w swoim życiu. Mianowicie patrzącego na niego szeroko otwartymi oczami Lu. Jego oczy śliczne połyskiwały, odbijając w tęczówkach płomienie wydobywające się z kominka. Słodkie, różowe usta rozchyliły się lekko, a jasne włosy wyglądały jakby lśniły przez lampę, która stała za oparciem kanapy, na której siedział Lu opierając się na dłoniach. Co najważniejsze, policzki Chińczyka nabrały intensywnych, rumianych barw, co sprawiło, że żołądek Sehuna ścisnął się w sposób, jakiego nie czuł od dawna.

Patrzyli tak na siebie kilka sekund bez słowa, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, wybudzający ich z transu.

— Emmm... pójdę otworzyć. — Luhan szybko oprzytomniał i potykając się o własne nogi, ruszył do przedpokoju, aby powitać swojego przyjaciela.

Sehun jeszcze jakiś czas gapił się tępo w miejsce, gdzie przed chwilą siedział jego pracodawca, po czym wstał i skierował się na korytarz, aby zobaczyć Lu, szczelnie obejmującego wyższego od niego Jongina, Koreańczyka o ciemnych włosach, ciemniejszej niż u typowego Azjaty skórze, pełnych ustach oraz błyskotliwym spojrzeniu. Jak dla niego ich uścisk trwał zdecydowanie zbyt długo, więc zacisnął usta i wbrew sobie lekko wbił swoje paznokcie w dłoń. Zmarszczył brwi i przewrócił mimowolnie oczami, wiedząc, że raczej tego nie zobaczą.

— Dzień dobry, hyung — odezwał się w końcu, podchodząc bliżej, na co przywitany szef uśmiechnął się wesoło. Puścił swojego przyjaciela i poklepał Huna po plecach.

— Ta chałupa już od progu wygląda strasznie. Aż dziwne, że Lu wytrzymał tu tak długo. Pewnie był nieznośny, prawda? — zaśmiał się Kim, zdejmując swój płaszcz i kładąc torbę podróżną pod ścianą.

— Było... całkiem fajnie — odpowiedział lakonicznie Sehun ku zdziwieniu Luhana, ale jego mimika twarzy pozostała beznamiętna. — Szanowny pan Xi tylko zgrywa niemiłego i przestraszonego. W rzeczywistości to ja boję się bardziej od niego, prawda?

— Burak! — skomentował Chińczyk wyraźnie obrażonym głosem i prychnął głośno, aby jeszcze bardziej to podkreślić. — Nie wiem, Kai, dlaczego zatrudniasz u siebie takich buców, jak szanowny pan Oh.

— Czyli widzę, że się polubiliście — zaśmiał się Jongin i wszedł z nimi w głąb domu, ignorując dziwne, natarczywe uczucie obcego wzroku na sobie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dziękuję za tak ciepłe przyjęcie pierwszego rozdziału po przerwie c: mam nadzieję, że i ten Was nie zawiódł~

Miłej nocy! 🐧

𝐠𝐡𝐨𝐬𝐭 𝐡𝐮𝐧𝐭𝐞𝐫 | 𝐡𝐮𝐧𝐡𝐚𝐧Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz