Rozdział 25

1.3K 320 247
                                    

- Boję się... Czy to na pewno się uda? - Luhan niepewnie patrzył na niewielki kawałek drewna w dłoni Sehuna. Drewienko kształtem przypominało małego człowieczka i wyglądało na amatorską zabawkę jakiegoś dziecka. Przedmiot ten był jednak bardzo ważny, a na jego przodzie widniał starannie wykaligrafowany napis 'Kim Daejin'.

- Będę to robić dopiero drugi raz, więc istnieje prawdopodobieństwo, że nie - odpowiedział Sehun, siląc się na spokój. - Też się boję.

- Zachowujcie się jak mężczyźni - odezwał się Baekhyun, który pojawił się tuż za dwójką mężczyzn. Przełożył swoje ręce przez ich szyje i uśmiechnął się lekko, wpatrując się w małą lalkę. - Ja jestem dobrej myśli. Ważna jest wiara, panowie.

Chanyeol pokiwał lekko głową na słowa księdza, aby następnie zlustrować z ciekawością wysokie, stare drzewo, u którego pnia stali.

- Dlaczego chcemy to zrobić właśnie tu? - odezwał się chłodnym głosem, wkładając swoje zmarznięte dłonie do kieszeni.

- Myślę, że przywołanie go nie powinno być trudne w miejscu, w którym najprawdopodobniej został pochowany - odpowiedział Sehun, jako pierwszy usadawiając się na lekko wilgotnej trawie. Spojrzał wyczekująco na pozostałą trójkę, która z większym lub mniejszym entuzjazmem powoli siadała koło niego. Powoli podali sobie ręce, aby następnie zamknąć oczy. Baekhyun położył na środku okręgu srebrny medalion, tak wiele znaczący dla Dyo, który nie wiedzieć czemu, ponownie pojawił się w jego domu wczorajszego wieczora.

- Nie odsuwajcie się, dopóki tego nie powiem, rozumiemy się? - zapytał Byun wyjątkowo poważnym głosem.

Wszyscy pokiwali głowami i odetchnęli głęboko, skupiając się na silnym szumie wiatru i głosie księdza, szepczącego coś w nieznanym im języku.

Po dłuższej chwili, w czasie której Luhan zdążył w myślach już kilkanaście razy skrytykować fakt, że jest mu zimno, poczuł wyjątkowo silny podmuch na twarzy, przez co w końcu uchylił powieki, aby następnie ze strachu niemalże wyrwać ręce z mocnych uścisków Sehuna i Chanyeola. Ci jednak momentalnie zareagowali i przytrzymali jego drobne dłonie jeszcze mocniej.

W niewielkim, uformowanym przez nich okręgu, pojawił się powoli zarys ciemnej sylwetki, która w końcu zamieniła się w niewysokiego mężczyznę o nieco okrągłej twarzy, z której zwisały grube płaty skóry. Z prawej strony jego głowy sączyła się krew, brudząc niegdyś białą koszulę. Oczy przybysza jak zawsze były ciemne i straszne. Po prostu puste.

- Nie znajdziecie ze mną waszego plugawego przyjaciela, jeśli o to wam chodzi. - Dyo uśmiechnął się szyderczo, odsłaniając swoje zepsute, żółte zęby i krwawiące dziąsła. Luhan na ten widok odsunął się nieznacznie do tyłu, przegryzając wargę w przerażeniu. Spojrzał panicznie na Sehuna, który cały czas starał się go uspokoić, głaszcząc delikatnie kciukiem po wierzchu zimnej dłoni.

- Przybyłeś tu, ponieważ w głębi wyczułeś nasze dobre zamiary, mylę się? - Baekhyun spojrzał zjawie prosto w ciemne oczodoły. W przeciwieństwie do reszty towarzyszy, młody ksiądz był spokojny. Wiara pomagała mu zachować opanowanie.

- Albo było mi nudno, ty pieprzony boski sługusie. - Na ustach ducha pojawiło się zniesmaczenie, a on sam wyglądał, jakby patrzył na robaki pod sobą.

- Możemy dać ci wieczny spokój, jednak ty też musisz tego chcieć. - Byun zadrżał pod wpływem silnego wiatru. Sama sceneria dookoła nich nie powodowała, że wszyscy czuli się wyjątkowo bezpiecznie. Świece, które niedawno zapalili zgasły mimo szklanych osłon, a gałęzie drzewa wydawały przerażające dźwięki, kołysząc się pod nocnym niebem.

𝐠𝐡𝐨𝐬𝐭 𝐡𝐮𝐧𝐭𝐞𝐫 | 𝐡𝐮𝐧𝐡𝐚𝐧Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz