Rozdział 11

1.4K 326 83
                                    

Zarówno Sehun, jak i Kai, od razu zerwali się do biegu, aby sprawdzić, dlaczego Luhan krzyczał. Nie zdążyli nawet wbiec do salonu, kiedy wpadł na nich nie kto inny, tylko Xi, którego oczy lśniły od łez. Od razu wpadł w ramiona zaskoczonego Sehuna, który stał najbliżej i zaczął szlochać w jego bluzę. Oh wyrwał się z otępienia i odruchowo go objął, natomiast Kai wszedł do salonu. Nie zobaczył jednak tam nic, co mogłoby w jakiś sposób wpłynąć na zachowanie jego przyjaciela.

— Co się stało? — zapytał Sehun, głaszcząc delikatnie blondyna po plecach. Był zdecydowanie zmartwiony jego stanem, zwłaszcza że już czuł, jak jego ubranie przesiąka łzami.

— Widziałem ducha — wyszlochał Lu, a Sehun wymienił z Kaiem, który właśnie do nich podszedł, zaciekawione spojrzenia.

— Jak to? — zapytał w końcu Kai, odrywając Chińczyka od Sehuna, aby móc spojrzeć na jego twarz. — Jesteś pewien? Może tylko ci się wydawało?

— Nie! Widziałem go! — Lu machnął ręką w stronę wejścia do salonu. Nie był w stanie kontrolować swojego przerażonego głosu i łez, które skapywały mu po bladych policzkach. — Stał i się na mnie gapił!

Sehun ponownie poczuł, jak starszy się w niego wtula, więc objął go, marszcząc brwi. Pierwsze pytanie, jakie sobie zadał to to, dlaczego zmarły postanowił się pokazać właśnie jelonkowi. Dlatego, że był sam? Przecież Sehun też wiele razy chodził po pomieszczeniach w pojedynkę, więc to chyba jednak nie o to chodzi.

Kai skinął na swojego pracownika, aby wraz z Hanem poszli za nim. Usiedli w kuchni przy stole, a Jongin zrobił przyjacielowi gorącej herbaty na uspokojenie.

— Opisz wszystko dokładnie — zwrócił się do przyjaciela, aby następnie przenieść wzrok na Sehuna. — Zanotuj wszystko.

Oh nawet nie potrzebował tego polecenia, bo i tak już trzymał w dłoniach otwarty zeszyt, gdzie miał wszystko skrupulatnie zapisane.

— Wszedłem do salonu, aby wziąć stamtąd brudne kubki... — zaczął Lu drżącym głosem. — Chciałem wziąć szklankę, która stała na stoliku, ale wtedy zobaczyłem, jak coś się rusza przy kredensie. Spojrzałem tam i... on tam stał. Był blady i miał takie ciemne, duże oczy i, i-

— Spokojnie, jesteśmy tu z tobą — przerwał mu Kai, widząc, że przyjacielowi niewiele brakuje do ponownego płaczu.

— Wiem. Dziękuję. — Pokiwał głową i spojrzał to na Sehuna, to na Jongina. — Wtedy zacząłem krzyczeć, a on zniknął. Nic nie robił, tylko stał.

— Jak wyglądał? — Sehun dalej obejmował go jednym ramieniem, podczas gdy zdenerwowany całym wydarzeniem Kai szybko pobiegł po sprzęt, aby szybko zacząć montować go i w głównym pomieszczeniu, w którym spędzali większą część czasu. Robiąc to wszystko, cały czas przysłuchiwał się rozmowie Luhana i Sehuna, nie wtrącając jednak nic od siebie.

— Był... jakoś mojego wzrostu. Bardzo blady, duże oczy i... wyglądał na... — zawahał się, najwidoczniej nie do końca wiedząc, jak zinterpretować mimikę twarzy zjawy. — Smutnego i... złego.

— Smutnego? Dlaczego tak uważasz? — zapytał Sehun, odrywając wzrok od zeszytu. Widząc roztrzęsionego Lu, westchnął i zamknął notes, aby przysunąć się bliżej niego i z lekkim wahaniem objąć go ramieniem.

— On... sam nie wiem. Mam wrażenie, że mogłem to wyczuć. To głupie... prawda? — Uniósł czerwone oczy na Sehuna.

— Nie, to nie jest głupie — odpowiedział wyższy, uśmiechając się lekko. Zobaczył, że to troszkę pocieszyło Lu. Starszy nawet odwzajemnił uścisk i przez chwilę patrzył na łowcę duchów w milczeniu.

— Gołąbeczki, wszystko już zamontowałem. — Jongin wszedł do pokoju, sprawiając, że ci natychmiastowo odsunęli się od siebie. Lu zakrył rękawem bluzy swoje lekko rumiane poliki, a Sehun, udając względny spokój, stwierdził, że koniecznie musi coś zapisać w ukochanym zeszycie.

— Wszystkie na podczerwień? Czy zwykłe też gdzieś umieściłeś, hyung? — Oh uniósł wzrok na swojego szefa, który stanął z zamyślonym wzrokiem.

— Gdzieś chyba jest jedna zwykła. Nie pamiętam gdzie. A i przy drzwiach mógłbyś jeszcze założyć dzwonki. Ja przejdę się po tym zadupiu.

— Po co? — zapytał Luhan, który od dłuższego czasu jedynie przysłuchiwał się wymianie zdań. — Co miasteczko ma tu do rzeczy?

— Znasz tu kogoś? — Jongin stał już na korytarzu, zakładając na siebie płaszcz.

— Nie miałem kiedy kogoś poznać... poza tym, mieszka tu raptem kilka osób. Tu nawet sklepu nie ma.

— No widzisz, a ci ludzie mogą coś wiedzieć — odparł Kai — Zaproponowałbym, abyś poszedł ze mną, ale... lepiej niech nikt tu nie zostaje sam. I nie rozdzielajcie się. — Ciemnowłosy wskazał na Sehuna, który właśnie wyciągnął z jednej z toreb długi pęk dzwonków na nitkach. — Masz nie odstępować Lu na krok, jasne?

👻👻👻

— Co za pipidówa... — mruknął pod nosem Kai, idąc brukową uliczką wzdłuż niewielkiej mieściny. Podczas tego kilkuminutowego spaceru naliczył się raptem dwunastu domów, z czego jeden nie nadawał się do użytku. W niektórych oknach nawet nie było szyb, a na ganku siedział najprawdopodobniej bezpański pies, który ze spokojem odpoczywał tuż przy obskurnych drzwiach. Ludzi na ulicy nie było widać wcale, co być może było spowodowane zimnem dzisiejszego dnia. W duchu jednak Koreańczyk mógł ocenić, że jeziorko widoczne zza niezbyt gęstego lasu musi być naprawdę świetnym miejscem do odpoczynku w lato. Może nawet w tę porę roku to miejsce pokryte zielenią nie wydaje się takie złe?

Jongin uniósł brwi, gdy w końcu kilkanaście metrów od siebie zobaczył staruszkę, pchającą wypełniony zakupami wózek. Domyślił się, że właśnie wróciła z większego miasta, które znajdowało się dwadzieścia minut pieszej drogi stąd. Podszedł do niej szybkim krokiem, wkładając na usta swój czarujący uśmiech.

— Pomogę pani — zaoferował, od razu przechwytując rączkę wózka z jej chudych dłoni.

Kobieta, zdecydowanie niższa od niego, uniosła wzrok ku górze, aby móc spojrzeć na twarz młodzieńca. Uśmiechnęła się nagle ciepło, gdy poczuła, że nie jest to raczej zły chłopak.

— Dziękuję, chłopcze. Mieszkam niedaleko — odezwała się miłym, lecz lekko skrzeczącym głosem. — Jesteś tym młodym chłopaczkiem, który ponoć się tu przeprowadził? Nikt cię jeszcze nie widział. Zastanawialiśmy się, kiedy postanowisz wyjść w końcu z czterech ścian. Jednak pewnie dopiero się oporządzasz w nowym domu, prawda? Mógłbyś któregoś razu wpaść do mnie na herbatę i ciasto. Potrafię zrobię naprawdę dobre, ze śliwek z mojego ogrodu. Moje wnuki mi je zrywają, gdy przyjeżdżają i-

— To nie ja się tu wprowadziłem, ale mój przyjaciel. — Jongin postanowił w końcu przerwać monolog starszej pani, aby wyprowadzić ją z błędu. — Ja przyjechałem tu tylko w odwiedziny, ale... mieszka tu pani długo?

— Od urodzenia. Od lat dwudziestych dokładnie. — Ponownie się uśmiechnęła, spokojnie idąc przez nierówną drogę.

— Nie wygląda pani aż na tyle lat. Naprawdę. — Mężczyzna uniósł brwi z zaskoczeniem. — Ale tym lepiej dla mnie. Chętnie bym z panią porozmawiał, skoro dobrze zna pani tę... wieś.

— Więc może jednak wstąpisz na ciasto? — Pani zatrzymała się przy drewnianym płotku, który oddzielał ich od niewielkiego, skromnego domu, który najwidoczniej dość niedawno został odmalowany i wyłożony ładną, białą cegiełką. — Należy ci się przez to targanie moich rzeczy.

— W takim razie bardzo chętnie.

𝐠𝐡𝐨𝐬𝐭 𝐡𝐮𝐧𝐭𝐞𝐫 | 𝐡𝐮𝐧𝐡𝐚𝐧Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz