Rozdział 3

2K 388 92
                                    

— Zanim zaczniemy... — mruknął zakłopotany Luhan. — Przywiozłeś może ze sobą żelki, o które prosiłem Kaia?

— Co? — Sehun zmarszczył brwi i odchylił głowę w zdziwieniu. — Dlaczego miałbym?

— Jongin nic ci nie mówił? — I on zmarszczył swoje brewki, co Sehun uznał za bardzo zabawne.

Ciemnowłosy zaprzeczył ruchem głowy.

— Na niego nigdy nie można liczyć. — Luhan podciągnął kolana do brody i oplótł je ramionami. Wyglądał wtedy jak mała, bezbronna kulka.

— Mogę wiedzieć, po co ci żelki? — zapytał łowca duchów, śmiejąc się z przygnębionego tym faktem drobnego blondynka, ale smutek z powodu braku słodyczy bardzo go zaciekawił.

— Uspokajają mnie, naprawdę — mruknął Chińczyk. — Pomogłyby mi teraz. Nie śmiej się, każdy ma swoje nawyki i sposoby na stres. Ty też na pewno jakieś masz.

Sehun pokiwał głową, udając zrozumienie, mimo że powaga ze strony niższego naprawdę w duchu go rozśmieszyła.

— Jest coś jeszcze, co cię uspokaja? — zapytał, patrząc na niego rozbawiony.

— Jak mnie ktoś przytula, ale robi to tylko Kai i to bardzo rzadko — odpowiedział, mrużąc oczy. — Ty nie musisz, luz.

— To dobrze, na mnie nie licz. — Sehun uniósł ręce w geście poddania się.

— Domyślam się — westchnął Lu i usiadł ponownie w normalnej pozycji. — To rób ten wywiad, czy coś — machnął ręką. — Chyba że wolisz się najpierw czegoś napić? — zapytał domownik, przypominając sobie o gościnności.

— Myślę, że herbata mnie rozgrzeje. — Gość uśmiechnął się lekko i pomaszerował za niższym do kuchni. W międzyczasie rozglądał się dalej czujnie, nie chcąc niczego przegapić. Ogółem dom naprawdę przypominał mu trochę typowe, nawiedzone domostwo, co było pewnie wynikiem ciemnych podłóg, stonowanych barw i starych mebli.

Gdy Luhan robił herbatę rozmawiali ze sobą, chcąc się poznać choć trochę lepiej, skoro mieli spędzić razem być może całkiem sporo czasu. Luhan z zaskoczeniem stwierdził, że Sehun nie jest takim milczkiem, jakim wydaje się być przy pierwszym wrażeniu. Może to też kwestia jego oczu, które zawsze są czujne i spokojne, nawet, gdy ten się śmieje?

— Co to jest? — zapytał Sehun, kiedy Luhan otworzył śmietnik, aby wyrzucić zużytą torebkę od herbaty.

— Co? — zapytał zdziwiony Han, zamykając szafkę.

— To. — Łowca duchów otworzył ją ponownie i z kubła wyciągnął pustą butelkę po winie. Patrzył na niższego czujnym, nieprzychylnym wzrokiem, aby następnie zmierzyć nim blondyna.

— Piłem dziś trochę. — Luhan wzruszył ramionami, nie wiedząc, o co chodzi młodszemu, jak się okazało o 3 lata, chłopakowi.

— Trochę? — zapytał. — Ile wypiłeś?

— No butelkę, nie widać?

— Całą butelkę w pojedynkę? — uniósł lekko głos. — Nie sądzisz w takim razie, że to "nawiedzenie" było tylko twoim pijackim wyobrażeniem? Upijasz się w samotności?

— Słuchaj, po pierwsze nie tym tonem, a po drugie, czy ja ci wyglądam na pijanego? — rozłożył lekko ręce, pokazując, że nie ma nic do ukrycia. — Mam silną głowę, nic mi nie jest, i chyba wiem, co się tu wydarzyło! Dlatego właśnie proszę, abyś nie wyciągał pochopnych wniosków na podstawie jednej butelki, dobra?

Sehun faktycznie stwierdził, że Luhan zachowuje się całkowicie normalnie, język mu się nie plącze, a ruchy ma nad wyraz sprawne. Gdyby nie fakt, że znalazł butelkę po trunku, w życiu by nie stwierdził, że mężczyzna cokolwiek dziś wypił. Dziwne, bo naprawdę nie wyglądał na takiego, który mógłby wydoić tyle alkoholu sam.

— W sumie... dobra, nie było tematu — westchnął ciemnowłosy i ponownie wyrzucił butelkę pod zlew. — Jestem sceptyczny, wielu ludzi wzywa nas bez potrzeby, bo po prostu skrzypi im podłoga, albo na strychu mają mysz i boją się sprawdzić. No błagam... mysz, serio? W sumie nigdy nie trafiłem na realny przypadek nawiedzenia.

— Nic się nie stało. — Luhan uśmiechnął się lekko i chwycił filiżanki stawiając je chwilę później na blacie ciemnego stołu. — Niestety u mnie nie latają myszy, miałem dezynsekcję przed przeprowadzką. Długo robisz w tej branży?

— Rozumiem, ale przyznaj, że każdy normalny człowiek miałby jakieś zwidy, bo to dość mocne wino. — Sehun uśmiechnął się lekko, obserwując, jak starszy dmucha na gorącą ciecz, znajdującą się w różowym kubku ozdobionym kucykami Pony. Ten, który on otrzymał, podobnie kontrastował z ciemną kuchnią. — Pracuję już z pół roku.

— Czyli ja nie jestem normalny? —  Chińczyk zaśmiał się ze słów chłopaka, a na jego twarzy rozkwitły rumieńce, jednak otrząsnął się po krótkiej chwili. — Tak długo pracujesz i nie trafiłeś na żaden prawdziwy przypadek?

— Nie powiedziałem tego. — Sehun również rozluźnił się w towarzystwie nowo poznanego hyunga. — Owszem, nie trafiłem, a bardzo bym chciał. A ty czym się zajmujesz?

— Aktualnie nie pracuję. Byłem typowym śmieciem korporacyjnym, od zawsze staruszkowie przekonywali mnie do takiego życia. Nie pasuję do tamtego świata. Moi rodzice niedawno zmarli i odziedziczyłem po nich ten dom. Swoje mieszkanie w Pekinie oddali jakiejś fundacji. W sumie bardziej pasowało mi przeprowadzić się na zadupie niż do centrum miasta. Lubię Koreę i nie chciałem wracać do Chin — pochylił głowę, bujając się na oparciu krzesła. — Poza tym chciałem odpocząć od tego pędu miasta. Przez tyle lat zarobiłem dość sporo i mogę pożyć za to jakiś czas. Potem znowu znajdę jakąś pracę, ale nie wiem, jaką bym chciał.

— Nie pasujesz mi na śmiecia korporacyjnego — uśmiechnął się Sehun, przygładzając swoje sterczące włosy. — W dodatku wyglądasz bardzo młodo.

— Często klienci nie brali mnie na poważnie, bo myśleli, że jestem nastolatkiem. — Lu uśmiechnął się smutno. — Może to też dlatego, że nie nosiłem garnituru jak inni, tylko ubierałem się tak, jak mi się podobało? Znaczy... kiedy tylko się dało, czasami się nie miałem wyjścia.

Sehun dopiero teraz zwrócił uwagę na różowy t-shirt i żółte rurki chłopaka. Zaśmiał się, bo ten facet po prostu był za uroczy i za kobiecy, aby być jego hyungiem.

— Dlaczego się tak na mnie patrzysz? — zapytał Luhan, machając mu dłonią przed twarzą.

Sehun wzruszył ramionami i patrzył w jego duże, brązowe oczy.

— Masz oczy jak sarna — powiedział, a Luhan zarumienił się, nie wiedząc, co na to odpowiedzieć.

— Dzięki...? — zachichotał zakłopotany, ale również przez dłuższą chwilę patrzył na ciemne tęczówki Sehuna. Były naprawdę piękne i tajemnicze.

Gdy tak patrzyli na siebie dłuższą chwilę, obserwując detale swoich twarzy jak zahipnotyzowani, żarówka znajdująca się w lampie nad nimi wybuchła, pozostawiając ich w całkowitej ciemności. Ciszę, która nastała, przerwał tylko przerażony krzyk Luhana, zepchniętego przez coś na podłogę oraz szybkie kroki Sehuna, który do niego podbiegł i pomógł mu wstać, obejmując go.

— Chyba faktycznie nie miałeś przewidzeń... — mruknął cicho wyższy, gdy w domu gasły po kolei wszystkie światła.

𝐠𝐡𝐨𝐬𝐭 𝐡𝐮𝐧𝐭𝐞𝐫 | 𝐡𝐮𝐧𝐡𝐚𝐧Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz