Rozdział 12

1.5K 351 169
                                    

Jongin siedział na wygodnym, miękkim fotelu, przypatrując się orzechowym ścianom, starym meblom i dużym obrazom, przedstawiającym leśne pejzaże.

— Proszę, kochany. — Staruszka wróciła do swojego salonu, stawiając na stoliku tacę z gorącą herbatą i pysznie wyglądającym ciastem ze śliwkami. — Nie poparz się.

— Mieszka tu pani sama? — zagadnął Kim, wsypując do swojej filiżanki od razu 4 łyżeczki cukru.

— Niestety. Mój mąż postanowił odejść ode mnie rok temu. — Kobieta westchnęła cichutko, jednak na jej usta po chwili ponownie wpłynął uśmiech.

— Odejść?

— Kopnął w kalendarz.

— Aha...

— Mówiłeś, że chciałbyś mnie o coś zapytać, chłopcze. — Staruszka nie przejęła się zbytnio tym niezręcznym tematem i chwyciła widelczyk, nadziewając na niego upieczoną słodkość.

— Czy wie pani coś na temat domu, do którego wprowadził się mój przyjaciel? — zapytał wprost, zakładając rękę na rękę. — Cokolwiek, na przykład coś o jego pierwszym właścicielu?

— Pierwszym właścicielu...? — Uniosła brwi, aby następnie je zmarszczyć w skupieniu. — To było tak dawno...

— Na pewno musi coś pani pamiętać... — Kai pochylił się nad stołem i spojrzał na kobietę prosząco. — Każda informacja może być naprawdę ważna.

— Pamiętam, że był młody... miał urocze imię. Chwileczkę, pozwól mi się zastanowić. Starcza pamięć nie jest tak oliwna jak twoja, młoda — Pokręciła głową i przechyliła ją, wpatrując się w okno. — Dyo? Dyo Kungsoo?

Jongin niemalże podskoczył na krześle z zaskoczenia, gdy usłyszał imię, które wyjawił mu Sehun, kiedy opowiadał mu o wszystkim, czego jak na razie się dowiedział.

— Tak! Wie pani, co się z nim stało?

— Zaginął. Któregoś dnia przepadł jak kamień w wodę. Pamiętam, że był bardzo miły, uprzejmy. Nie mieszkał tu długo. Może kilka lat. Lubił czasem posiedzieć sobie przy topoli, niedaleko lasku. Pisał tam poezję. Czytał mi ją zawczasu, popołudniami. Byłam młodsza, trochę nim zafascynowana. Jednak niezbyt wiem, co mogłabym o nim powiedzieć.

— Bardziej interesuje mnie to zaginięcie. Cokolwiek podejrzewano? Porwanie? Morderstwo? Dlaczego miałby sam zniknąć, zostawiając dom? — zapytał mężczyzna, upijając łyk herbaty. Nie wiedzieć czemu, ale sposób, w jaki staruszka wszystko opowiadała, wydał mu się trochę dziwny. Jej spojrzenie, gesty. To wszystko przestało wyglądać na spokój, a mężczyzna zdążył zaobserwować nawet szybkie, nerwowe poprawienie włosów. Uczucia kobiety nie były jednak dobrze widoczne, więc Kai mógł być również lekko przewrażliwiony. Wierzył jednak w swój profesjonalizm. — Nie stało się może w jego życiu coś przed jego zaginięciem?

— Nie przypominam sobie. — Staruszka ponownie pokręciła głową, a Jongin zmrużył oczy, patrząc na mimikę twarzy kobiety.

— Może pani w to nie wierzyć. To normalne. Jednak powiem pani jedno... — Wstał z krzesła i oparł ręce na blacie starego mebla. — Mój przyjaciel nie może zaznać spokoju, ponieważ duch Dyo Kyungsoo nie załatwił wszystkich spraw na tym świecie. Jestem pewien, że jest pani jedną z nielicznych osób, które mogą cokolwiek o tym wiedzieć. Dlatego właśnie proszę przypomnieć sobie cokolwiek, co pani może.

— Starasz mi się wmówić, że w domu na skraju drogi straszy? Może jestem stara, ale nie głupia, chłopcze. — Zaśmiała się wyraźnie rozbawiona i poklepała stojącego nad nią mężczyznę po dłoni. — Jednak jeśli coś jeszcze sobie przypomnę, na pewno ci pomogę. — Wzruszyła ramionami i spojrzała na niego ciepło. — Na pewno o tym jeszcze pomyślę.

— W takim razie wie pani, gdzie mnie znaleźć. Do widzenia — pożegnał się uprzejmie, mimo że tak naprawdę nie ufał tej kobiecie ani trochę. Nie jest człowiekiem, który da się zwieść na ładny uśmiech.

Wyszedł lekko zmęczony rozmową i od razu skierował się w stronę domu, który niezbyt zachęcał do odwiedzin swoim wyglądem. Zbudowany był z ciemnej cegły, całość okrywał szarawy dach, a Kim zauważył jeszcze okrągłą wieżyczkę. Okna wyglądały bardzo gotycko. Były długie, zwieńczone lekko spiczastym łukiem. Podwórze dookoła było poniszczone, zaniedbane, a drzewa i krzewy tworzyły niemalże mały lasek bez ładu i składu.

Wszedł do budynku bez pukania, zastając głuchą ciszę. Ściągnął z siebie ubranie wierzchnie, stawiając ubłocone buty tak, aby Lu ich nie zauważył i nie zaczął się drzeć, że jego dom to nie chlew. Ta, nawiedzony chlew.

— Wróciłem! Żyjecie jeszcze?! — wykrzyknął Jongin, kierując się do kuchni po coś do picia. Prawie dostał zawału, gdy ktoś klepnął go w bark od tyłu. Jednak był to tylko Sehun, który jadł kanapkę z obojętnym wyrazem twarzy.

— Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha — stwierdził żartobliwie Sehun, wymijając go. Usiadł przy stole i chwycił swój zeszyt w dłonie. — Gdy cię nie było, kamera na piętrze przy sypialni Lu zareagowała na ruch, gdy byliśmy na dole. Jednak tak naprawdę nic nie uchwyciła. Nawet nie ma co oglądać.

— Jest już prawie ciemno, mogłem się wystraszyć — Jongin skomentował szybko pierwszą uwagę podwładnego,  jednak bardziej skupił się na tej ważniejszej części wypowiedzi Huna. — Na pewno nic nie wychwyciłeś?

— To była ta jedna bez podczerwieni. Sprawdzałem nagrania na innych, ale żadnej kąt nie pada w ten sposób, aby drzwi znajdowały się w kadrze.

— Gdzie Lu? — zapytał zaniepokojony tym, że przyjaciela nie ma tu z nimi.

— Obraził się na mnie. Przysnął w salonie na kanapie.

— Obraził? Co mu znowu powiedziałeś? — westchnął Kim, upijając zimną wodę ze szklanki.

— Chyba niechcący palnąłem, że jest mały i słodki. Zaczął się na mnie wydzierać, że jest moim hyungiem i mam tak do niego nie mówić.

— Czuję, że wyrwanie go będzie dla ciebie ciężkim orzechem do zgryzienia. Lu może i cię polubił, ale takimi tekstami to ty jego serca nie skradniesz.

— Nie planuję nic mu skradać, hyung. — Sehun spojrzał na niego znad zeszytu. — Dlaczego w ogóle twierdzisz, że on może mi się podobać?

— Błagam, po was to tak bardzo widać. Jesteście beznadziejni. Myślisz, że nie widzę, że wolałbyś wywalić mnie z łóżka i zająć moje miejsce? — Zaśmiał się, patrząc na młodszego litościwym wzrokiem. — Oj, Sehun, cieszę się, że mój Lulu zawrócił ci w głowie na tyle szybko, że jesteś o mnie zazdrosny. Naprawdę się cieszę, bo to jednak coś znaczy. Tyle że jest różnica między zwykłym zauroczeniem a miłością, Oh. A jeśli chcesz się nim tylko pobawić przez chwilę, to powiedz mi to od razu. Zaoszczędzę sobie w przyszłości czasu, wyrywając ci jaja już teraz.

— Nie zamierzam się nim bawić! — krzyknął oburzony Sehun. — Co ty sobie o mnie myślisz?

— Ooo, czyli jednak zamierzasz być poważny. — Szef Ghost Crush pokiwał z uznaniem głową i poklepał bruneta po ramieniu. — Cieszę się, że sobie wszystko wyjaśniliśmy. Tak więc staraj się, staraj. Może to w przyszłości zaowocuje.

— Co zaowocuje? — Do pokoju wszedł blondynek, który pocierał zaspane oczy dłonią.

— Ciężka praca Sehuna być może kiedyś zaowocuje premią. — Uśmiechnął się Jongin i odsunął krzesło, aby przyjaciel mógł usiąść obok niego. — Nie sądzisz, że dobrze się spisuje?

— Jest nawet znośny. — Lu posłał najmłodszemu zadziorny uśmieszek. — Trochę wkurzający, ale za to twarz niezła. Za to jednak premii bym nie dał.

— Żelek. — Sehun posłał mu wredny uśmieszek, na co Lu zmarszczył zirytowany brwi przez to głupie przezwisko.

— Jesteście zabawni. Lubię na was patrzeć. — Zaśmiał się Jongin, którego jednak zignorowali, rzucając w siebie kolejne, wredne docinki, oraz przelotne, zafascynowane sobą spojrzenia.

𝐠𝐡𝐨𝐬𝐭 𝐡𝐮𝐧𝐭𝐞𝐫 | 𝐡𝐮𝐧𝐡𝐚𝐧Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz