Rozdział 20

1.3K 330 279
                                    

Schował twarz w dłoniach i skulił się na siedzeniu. Odgłos deszczu z początku mieszał się z jego szlochem, jednak płacz mężczyzny z każdą chwilą stawał się coraz głośniejszy. Nie miał pojęcia, że serce może boleć tak bardzo, że ten dzień w ogóle mógłby być jeszcze gorszy. Miał wrażenie, iż dziś stracił dwie z trzech najważniejszych dla niego osób. Z czego jedną z pewnością bezpowrotnie.

— Czy to boli? — Usłyszał za sobą spokojny głos, przez co momentalnie zamilkł i przetarł szybko oczy, aby móc cokolwiek zobaczyć. Uniósł wzrok na przednie lusterko, po czym zacisnął prędko zęby. Powoli odwrócił się do tyłu, zaciskając jedną dłoń na drugiej. W tej chwili nawet nie było już słychać deszczu. W samochodzie panowała cisza przerywana jedynie głośnym oddechem Kima.

— Co boli? — Jongin spojrzał zaczerwienionymi oczami prosto w te, które należały do zjawy. Tym razem wyglądała inaczej niż na nagraniu, które widział. Teraz Dyo miał śliczne, duże oczy, które patrzyły na niego pytająco. Spod jasnej, niedbale zapiętej koszuli widać było mocno zarysowane obojczyki, a idealnie ułożone, ciemne włosy sprawiały wrażenie uczesanych przed chwilą. Kai zwrócił uwagę na wisiorek, który ten miał na szyi. Mężczyzna spojrzał szybko na swoją dłoń, jednak nie było już w niej naszyjnika, który trzymał raptem minutę temu.

— Czy to boli, gdy umiera ktoś bliski? Wyglądasz, jakby to bolało.

— Boli — odpowiedział śniadoskóry, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w zjawę. Mimo tej upiornej sytuacji myślami wciąż był przy starszej kobiecie, która teraz została z tym wszystkim sama, i przy dziadku, którego już nigdy nie zobaczy. — To głupie pytanie. Musiałeś kiedyś kogoś stracić.

— Nie — odparł krótko Kyungsoo, nieprzerwanie wpatrując się w swojego rozmówcę. Kim co chwila drżał, zarówno z nadmiaru wszystkich emocji, jak i zimna, które zapanowało w samochodzie wraz z pojawieniem się nieproszonego gościa z zaświatów.

— Dlaczego ze mną rozmawiasz? — Jongin ponownie potarł oczy, z których nieprzerwanie lały się łzy. — Dlaczego pojawiasz się teraz?

— Jesteście jak dzieci we mgle. Kiedyś ludzie byli bardziej wszechstronni i nie trzeba było im wskazywać wszystkiego palcem.

— Jeśli myślisz, że w tej chwili chce mi się myśleć o tym, co ci się stało, to-

— Ten naszyjnik jest piękny, prawda? — Dyo nagle wciął mu się w słowo swoim spokojnym głosem, chcąc przerwać krzyk siedzącego przed nim, nieprzychylnie nastawionego Koreańczyka. — Dostałem go.

— I? — Jongin naprawdę ignorował to, że siedzi naprzeciwko ducha, który mógłby być dla niego zagrożeniem. Nie miał ochoty myśleć o czymkolwiek innym, jak o tym, że powinien już być w drodze do Seulu.

— Odpowiedź teraz właśnie przygniata wszystkie twoje myśli, Kim Jonginie.

— O co ci kurwa... — Nie dokończył, bo Dyo uśmiechnął się dość upiornie, aby następnie rozpłynąć się powoli w powietrzu.

Jongin odwrócił się do przodu i  odruchowo się cofnął, niemalże krzycząc, gdy tuż przed sobą zobaczył twarz Dyo, którą zapamiętał z nagrania z domu Lu. Był blady, oczy przepełnione miał czernią, a skóra gdzieniegdzie odpadała, pokazując wszystkie mięśnie i mięso nieboszczyka.

— TEN MEDALION JEST PIĘKNY, PRAWDA? — Kyungsoo krzyknął głośno, prosto w twarz Jongina, który po raz pierwszy w życiu tak się bał. Pracował w paranormalnym fachu już długo, jednak sytuacja w jakiej się znalazł i to, co właśnie przeżywał z powodu śmierci dziadka, sprawiło, że nie był w stanie nawet zaczerpnąć oddechu.

𝐠𝐡𝐨𝐬𝐭 𝐡𝐮𝐧𝐭𝐞𝐫 | 𝐡𝐮𝐧𝐡𝐚𝐧Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz