Jackson
O godzinie 15.40 wszyscy spotkaliśmy się na wyznaczonym wcześniej miejscu - czyli na dworcu. Niedaleko od sexshop'a i kilka ulic przed kinem.
Podróż mijała wspaniale. Chociażby przez pierwsze 7 godzin, podczas których spałem. Nie miałbym nic przeciwko, gdybym mógł jednak troszkę dłużej to robić.
Ale oczywiście po co.
Poczułem jak ktoś szturcha mnie z całej siły w nogę - zlałem to, jak to ja. Później zacząłem się tylko denerwować. (Mówiąc "później" mam na myśli moment, gdy moja twarz była miziana piórkiem, moje stopy również, a przy uchu słyszałem wibracje.)
Lekko wkurwiony (żeby mnie powiedzieć, że kurewsko), zerwałem się z pozycji, w której spałem i zobaczyłem Bambam'a z gęsim piórkiem w ręku. Ja pierdole.
Spojrzałem na niego pytającym wzrokiem, który zarazem mówił "zginiesz mały gnojcku".
-Pójdziesz ze mną do toalety?- cicho zaszeptał.
Nie wyobrażacie sobie mojego napadu śmiechu, który zmusił mnie do opuszczenia przedziału. Co z tego, że była 23, a ja - jak uciekinier z wariatkowa opierałem się o ścianę na korytarzu w pociągu i ocierałem łzy chusteczką z konikami.
-A co, nie dasz rady sobie potrzymać? - Wydarłem mordę, jak pokurwiały, na cały wagon, już prawie leżąc ze śmiechu na ziemi.
Kunpimook wyszedł za mną na korytarz i widząc mnie miał minę, jakby nie dowierzał w to, co się dzieje.
Nic dziwnego, sam nie dowierzałem, bo rzadko kiedy się tak zachowuję. Gdy tylko zobaczyłem, że przedział dalej, jakaś stara babcia z drutami w rękach wystawiła swoją siwą łepetynę skłoniłem się do lekkiego ogarnięcia. No i co prawda, nadal śmieszkując pod nosem, pociągnąłem chłopaka za rękę i skierowałem się w stronę kibla.
Pod toaletą - jak to w pociągowych klopach - jebało niemiłosiernie. Mógłbym to porównać do 40-letniej, spoconej cyganki sprzedającej na targu jajognioty swojego męża i staniki bezdomnej. Bardziej niż ten smród, dobijało mnie jednak to, że musieliśmy iść do drugiego wagonu, a piździło tam z jakiejś szpary tak okropnie, że trząsłem się z zimna.
Nie wiem, czy czas dłużył mi się tam tak bardzo, czy to Bambam załatwiał grubszą sprawę, w każdym razie - nie trwało to dla mnie kilka sekund.
Zniecierpliwiony wjebałem się mu do wc.
Zastałem go przy lusterku, poprawiającego makijaż. Czy on naprawdę nie ma co robić w środku nocy, tylko poprawiać to coś, co i tak wygląda chujowo?
To znaczy, momencik. Powiedziałem, że wygląda chujowo, prawda. Pomińmy więc fakt, że sekundę po stwierdzeniu tego, stałem przyssany do niego, jak glonojad i zimnymi łapskami wędrowałem po jego torsie.
Po kilku minutach przypomniało mi się jednak, co może sobie o tym pomyśleć. Ale w sumie, co mi po tym. Wie, jaki jestem i że prędzej czy później swój pierwszy raz odda właśnie mnie.
No nieistotne.
Wyszliśmy stamtąd i skierowaliśmy się w stronę przejścia do naszego wagonu. Bambam szedł kilka metrów za mną, więc przy drzwiach znalazłem się pierwszy. Gdy tylko zobaczyłem, że za drzwiami nie ma naszego wagonu, przypomniało mi się, że przed północą mieli odłączać wagony. Odwróciłem się z uśmiechem do chłopaka i popchnąłem go do tyłu.
-Hej! Popatrz jakie ładne gwiazdy na niebie! - powiedziałem lekko zdenerwowany, przypychając jego facjatę do okna.
Korzystając z tego, że stał tak wlampiony w widok na zewnątrz, postanowiłem wejść w zakręt obok kibla, uklęknąć i wyrwać sobie ze trzy garście włosów z głowy.
Wiecie co jest najlepsze? Nie miałem ze sobą nawet telefonu. Wiedziałem, że Bambam zacznie panikować, gdy się dowie, że nasz wagon jest nie wiadomo, jak daleko od nas, no ale w końcu musiałem coś wykombinować.
Niestety było za późno na kombinowanie, bo w trakcie moich rozpaczy, zdążył wyjrzeć za drzwi.
Podszedł do mnie już prawie zaryczany, a ja wziąłem się za uspokajanie go.
Dzięki bogu, okazało się, że ma ze sobą telefon, więc bez zastanowienia wyjąłem mu go z kieszeni. Zacząłem dzwonić do wszystkich chłopaków po kolei, ale żaden nie odbierał. Widocznie wszyscy spali.
Wreszcie po 10 minutach prób, wjechaliśmy w las, a zasięg w telefonie Kunpimooka stracił się.
Ja pierdole.