Bambam
Podekscytowany jak nastolatka przed pierwszym pocałunkiem, wszedłem do środka. KURWA MAĆ, JAKIE ZAJEBISTE KAFELKI.
Podałem swoją kurtkę Jonginowi, a ten powiesił ją na wieszaku. Właściwie, mógłbym zrobić to sam, ale skorzystałem z jego uprzejmości. Naprawdę był porządny, mógłbym rzec, że nawet wydawał się porządniejszy niż na scenie i w programach.
Nie minęło kilka chwil, jak znaleźliśmy się w jego salonie. Każdy kolejny pokój był coraz zajebistszy. Zacząłem się już zastanawiać, czy jego łóżko, które Z PEWNOŚCIĄ JEST ŁOŻEM PARTNERSKIM (WODNYM OFC), jest ozdobione diamentami. Usiadłem na zajebiście wygodnej kanapie, a naprzeciwko mnie znalazł się mój jedyny i niepowtarzalny idol. Kurwix, czy wy słyszycie jak to brzmi? Niewiarygodnie. Ha, ale wy możecie sobie tylko o czymś takim pomarzyć, gejowskie belzebooby.
Ku mojemu zdziwieniu, Kai zaproponował mi jedną z najdroższych angielskich herbat. Podał mi ją w porcelanowej filiżance. Swoją drogą, miał też imbryczek do kompletu!!!!
Siedzieliśmy tak przez jakiś czas w ciszy. Czułem się z deczka niezręcznie. Heh, no bo wiecie... Siedziałem w pięknym i dostojnym salonie, popijając angielską herbatę, a do tego w nie JAKICHŚ TAM SOBIE SZKLANKACH, tylko w porządnych filiżankach. Jakby jeszcze tego było mało, kilkadziesiąt centymetrów ode mnie był mój autorytet. Ktoś, kto wydawał mi się do tej pory nieosiągalną, wykreowaną postacią, która właściwie nie ma życia osobistego. A ja, siedziałem tak między tym wszystkim właściwie w połowie roznegliżowany.
-To ten... - zaczął niepewnie Kai.
Uśmiechnąłem się drętwo, jakbym miał jakieś porażenie mózgu, ale nic na to nie mogłem poradzić. Emocje i te sprawy.
-Opowiedz mi coś o sobie.
No, no pięknie, Jongin. Jakiż ty kreatywny.
Na moją twarz wparował uśmiech numer 4, po czym zacząłem opowiadać mu cały swój życiorys od momentu swoich narodzin. Rozmowa się w miarę rozkręciła, jednak czułem lekkie przynudzenie. Naprawdę nie lubię, gdy ludzie zbędnie pieprzą głupoty zamiast po prostu dać się człowiekowi wykazać. Oczywiście jestem dzieckiem szczęścia i Kai oprowadził mnie po swoim domu, pokazując przeróżne rzeczy. Szczerze nie wiedziałem czy przyszedłem tu w jakimś celu, czy może na wycieczkę z przystojnym przewodnikiem.
- Możesz zaczynć. - powiedział nagle Kai stojąc przy drzwiach wyjściowych.
- Już się robi! - odpowiedziałem z uśmiechem.
Szybko pobiegłem do schowka i wyciągnąłem to, co wydawało mi się potrzebne.
Zacząłem od skorzystania z tych zajebistych szmatek do drewna, które czyszczą normalnie na błysk! Najpierw przetarłem meble w salonie i już wtedy zauważyłem, że mam do tego żyłkę.
- Mamusiu, jak ja się cieszę, że poznałem Parka! Dzięki niemu chyba odkryłem swoje powołanie w życiu! - krzyknąłem sam do siebie.
Kliknąłem na przycisk przy ogromnych głośnikach, z których od razu wydobyły się dźwięki jednej z moich ulubionych piosenek.
W międzyczasie skoczyłem po mopa i wparowując do salonu zacząłem śpiewać.
-CHOGIWAAAAAAAA!
~~~~~~~~~~~
Minęło kilka godzin i powoli kończyłem sprzątanie. Akurat w momencie gdy odkładałem pronto do schowka i sięgałem po miotłę, do domu wrócił Jongin. Był w dosłownym szoku gdy ujrzał pierwsze pokoje. No, nic dziwnego, dobrze sobie z tym poradziłem. Zaczął mi dziękować z cudownym uśmiechem, a ja myślałem, że się tam rozpłynę. To naprawdę cudowne uczucie! Z szerokim bananem na twarzy zamiatałem podłogę i wysłuchiwałem pochwał Jongina. Niestety nagle coś, a właściwie ktoś, przerwał nam swoim głośnym krzykiem.-ŁAPY PRECZ OD KUNPIMOOKA TY CHORY ZWYROLU, ZBOCZEŃCU!!! - darł się Jackson wbiegający do salonu z kijem bejsbolowym w ręce.
-Ja tu tylko sporzątam!! - krzyknąłem przerażony poprawiając fartuszek.
Wszyscy stanęliśmy w bezruchu nie rozumiejąc, co się właśnie odjebało.
- Mały karakanie! To jest te twoje "Twoja pała będzie stała"?! - wydarł się Wang.
-"...Gdy wysprzątamy pleśń, która w twym domu narastała"?! Nie umiesz czytać, idioto? - zbulwersowałem się - A swoją drogą, z jakiej racji grzebiesz w moich rzeczach?
Jackson spojrzał na mnie, otworzył kilka razy usta, jak gdyby chciał coś powiedzieć, ale za każdym razem zamykał je speszony. Chwilę po tym do budynku wbiegli Yugyeom i Jaebum z grabiami krzycząc:
-Niebezpieczny gang wkroczył na teren wroga!!
-Chłopaki, fałszywy alarm. - rzekł Wang.
- Stary, wiesz jak trudno było zakosić te grabie? A teraz tak po prostu "fałszywy alarm"? - wypalił Yugyeom.
Całej sytuacji przyglądał się Kai, który był bynajmniej zmieszany.
-Dobra. Dość tego wariaci, wynoście się wszyscy z mojego domu. Zobaczcie ile błota nanieśliście! - powiedział agresywnie gestykulując.
- Spokojnie, ja to posprzą..- zacząłem.
- Nie, ty też się wynoś.
~~~~~~~
Staliśmy pod domem Jongina, jak te ostatnie cioty i czekaliśmy na Chanyeola, który miał nas odwieźć do hotelu. Usiadłem na chodniku z bezradności.
- No i widzicie co narobiliście. - zacząłem - Spotkałem swojego idola i nawiązałem z nim kontakt, a wy wszystko zepsuliście i nawet nie mówcie "to przecież nie nasza wina, z typem jest coś nie tak", bo to wasza wina, z wami jest coś nie tak! Jakbyście sie zachowali, jakby nagle ktoś wpadł wam do chaty z jakimiś widłami i kijami. - denerwowałem się - A, wiecie co, mam was w dupie. Tylko jak odbiorę pieniądze od Parka to kupuję bilet i wracam do domu, nie mam zamiaru spędzać z wami reszty wakacji i tak wyjątkowo zmarnowałem sobie czas na was. Zauważyliście, że cała ta wycieczka to tylko seria nieszczęść i jeden wielki pech? Ja nie wiem, co będzie dalej. Nie chcę ry... - nie udało mi się dokończyć bo właśnie podjechał Chanyeol.
-No to wsiadamy! - krzyknął Yugyeom.
Super. Niechętnie zająłem miejsce z przodu, obok Parka. Spojrzałem na niego ze smutkiem w oczach, a on uśmiechnął się jakby chciał mnie pocieszyć i wsunął mi plik pieniędzy do kieszeni.
- Dziękuję.